W dzisiejszym wydaniu DGP prezentujemy pomysły PiS na kurację uzdrawiającą dla systemu lecznictwa. I chociaż czuję się wywołana do tablicy, to po zapoznaniu się z ofertą polityków opozycji w pierś bić się nie zamierzam. Uważam te pomysły za niebezpieczne. Szczególnie dwa: powrót do budżetowego finansowania systemu ochrony zdrowia oraz uniezależnienie prawa do bezpłatnych świadczeń od opłacania składki zdrowotnej. Posłowie wciąż jeszcze opozycji stąpają po bardzo kruchym lodzie, bo zamiast kroplówki w postaci faktycznych reform zdrowotnych dają obywatelom ładny obrazek. Ale to tylko miraż i ułuda, że już niedługo będziemy się leczyć w lepszej rzeczywistości.

Eksperci Prawa i Sprawiedliwości chcą walczyć z obecną fikcją. Zgodnie z obowiązującymi regułami, jeżeli nie płacimy składki zdrowotnej z własnej kieszeni, to nie jesteśmy ubezpieczeni i nie mamy prawa do nieodpłatnych świadczeń (chyba że należymy do jednej z uprzywilejowanych grup, za którą płaci budżet państwa). Ale tylko teoretycznie. Jak przyjdzie co do czego, jeżeli trzeba skorzystać ze świadczenia zdrowotnego, to i tak mimo nieposiadania tytułu do ubezpieczenia, pomoc pacjentowi najczęściej jest udzielana nieodpłatnie.

Większość placówek zdrowia odpuszcza dochodzenie od nieubezpieczonych roszczenia w postaci zapłaty za udzieloną procedurę medyczną. Bo wie, że gdzieś na końcu tego łańcuszka pojawi się kasa bez dna, czyli budżet. Mimo że w grupie bez ubezpieczenia znajdować może się nawet 4,5 mln Polaków (to oni w systemie eWUŚ, który weryfikuje prawo do leczenia, wyświetlają się na czerwono),to i tak nie są pozbawieni prawa do leczenia.

W takiej sytuacji eksperci PiS proponują: każdy jest ubezpieczony, wszyscy mogą korzystać z nieodpłatnej służby zdrowia. Niezależnie od tego, czy uczciwie się rozliczają i płacą składki. Wszystkich wrzucono do jednego worka. Tylko że walcząc z obecną fikcją, opozycja wpada w kolejną pułapkę. Daje złudzenie, że ponieważ świadczenie się należy niezależnie od kontrybucji na rzecz NFZ, to w budżecie państwa są kolejne pieniądze na leczenie bez kolejek, nieodpłatnie i u najlepszych specjalistów.

Reklama

Likwidując jedną patologię, tworzy następną. Chociażby tą związaną z urzędami pracy. Teoretycznie dzięki propozycji ekspertów PiS poprawi się bilans zarejestrowanych w urzędach pracy. Obecnie część bezrobotnych staje się klientami takich instytucji nie dlatego że faktycznie poszukuje pracy, ale tylko po to, żeby uzyskać tytuł do ubezpieczenia zdrowotnego. Po wejściu w życie nowych rozwiązań statystycznie liczba osób zarejestrowanych w pośredniakach zmaleje. Ale czy to oznacza, że faktycznie będzie mniej osób bez pracy?