Sankcje ekonomiczne są jedynie trzeciorzędną przyczyną kłopotów Rosji ze wzrostem gospodarczym. Recesja trwa w najlepsze, ale Putin nie będzie reformował gospodarki, chociaż konieczne zmiany są od dawna opracowane – przekonuje Sergei Guriev, rosyjski ekonomista.

ObserwatorFinansowy.pl: Według prognoz Rosja zaliczy w 2015 r. spadek PKB o 3,3 proc. Czy to wyłącznie wynik sankcji gospodarczych?

Sergei Guriev: Nie tylko i nie przede wszystkim. Przyczyny są trzy. Pierwsza to ogólnie bardzo słaby klimat inwestycyjny, państwowy interwencjonizm i korupcja. Można powiedzieć, że to przyczyna instytucjonalna. Jeszcze przed 2014 r. te zjawiska niszczyły naszą gospodarkę. Druga to spadek cen ropy, od których w dużym stopniu zależna jest Rosja. Nawet elastyczny rubel tu nie pomaga i nie łagodzi skutków załamania. Sankcje są dopiero trzecią w kolejności przyczyną. Wzmacniają negatywne oddziaływanie dwóch wcześniejszych, utrudniając naszemu rządowi i firmom państwowym zadłużanie się i finansowanie swoich potrzeb. W efekcie, nawet jeśli nasz dług państwowy nie jest wysoki, a sytuacja fiskalna jest o wiele lepsza niż w Grecji, musimy stosować przymusowe oszczędności budżetowe.

>>> Czytaj też: Szantaż? Polska ma bardziej rozsądną broń przeciwko Rosji

Można już mówić o katastrofie gospodarczej w Rosji?

Reklama

Aż tak źle nie jest. Gorzej było np. w 2009 r., gdy PKB spadło nam o 8 proc., albo w latach 90. XX w., gdy spadało w dwucyfrowym tempie. Niemniej sytuacja jest bolesna, bo spadają realne dochody Rosjan, konsumpcja, stopa życiowa i nie ma za bardzo widoków na poprawę. Najbardziej optymistyczne prognozy mówią o co najwyżej 2-proc. wzroście gospodarczym w najbliższych latach. W 2012 r., gdy na scenie politycznej znów pojawił się aktywnie Władimir Putin, Kreml obiecał podniesienie płac w budżetówce i emerytur, jednak zakładano wtedy 5-proc. wzrost PKB w kolejnych latach. Rzeczywistość to zweryfikowała. Oznacza to, że wszystkie te obietnice niechybnie okażą się puste. To zła wiadomość dla Kremla, bo skutkiem będzie spadające poparcie.

Niektórzy twierdzą, że niskie ceny ropy to efekt politycznych machinacji wymierzonych w Rosję, a więc zakulisowy element sankcji ze strony Zachodu. Czy to możliwe?

Trudno obalać teorie spiskowe, za to budować ich można nieskończenie wiele. Osobiście uważam, że ruchy cen ropy można doskonale wytłumaczyć czynnikami czysto rynkowymi. Chociażby rewolucją łupkową w USA, która zwiększyła podaż ropy, czy wejściem na rynek Iranu. Wiadomo jednak, że dla rosyjskiej propagandy narracja, jakoby ceny ropy spadały w wyniku spisku, jest wygodna. Niemniej sam Kreml w to nie wierzy i coraz bardziej uświadamia sobie powagę swoich problemów budżetowych. Będą one z konieczności ograniczać zapędy w polityce zagranicznej. W tym roku wydatki na sektor militarny są jeszcze wysokie, ale już w przyszłym trzeba je będzie obciąć.

Więc można powiedzieć, że sankcje przeciw Rosji są mniej skuteczne w hamowaniu jej imperialnych zapędów niż jej realne problemy wewnętrzne?

Nie do końca. Gdy Putin anektował Krym, to zakładał, że międzynarodowa społeczność nie będzie protestować, a przynajmniej nie podejmie realnych działań. Pojawiły się jednak sankcje, które, jak już powiedziałem, dotkliwie wzmagają gospodarcze problemy Rosji. Jeszcze wiosną 2014 r. Putin sugerował, że na wschodzie Ukrainy powstaje republika Noworosji, co mogło oznaczać, że chce powtórzyć scenariusz krymski. Według mnie nałożenie sankcji na Rosję po aneksji Krymu powstrzymało jego zamiary. Może i w Doniecku i Ługańsku wybuchła wojna, ale strategiczne ośrodki, takie jak Charków, Odessa, Zaporoże czy Dniepropietrowsk, to wciąż Ukraina. Zapał Putina do podbojów osłabł.

>>> Polecamy: Czy moskiewska firma Kaspersky Lab jest powiązana z rosyjskim wywiadem?

Swoją drogą, skąd Pana zdaniem bierze się jego popularność w Rosji?

Wyjaśnienie, które mi się nasuwa, jest takie, że w porównaniu z erą Borysa Jelcyna za Putina jest po prostu mimo wszystko lepiej zwykłym Rosjanom. To dla nich przede wszystkim ktoś, kto wyprowadził Rosję na gospodarczą prostą i zmniejszył bezrobocie. Tak było, ale do czasu. Na pewno do 2008 r. popularność Putina była oparta na odczuwalnym dla całego społeczeństwa realnym wzroście gospodarczym, jednak potem przyszedł kryzys i Putin zrozumiał, że tą kartą grać się już nie da.

Nie chciał także przeprowadzać prowzrostowych reform gospodarczych, ponieważ obawiał się, że wzmocnią one klasę średnią, a ta w końcu obróci się przeciw niemu. Byłby to dla niego strzał w stopę. Wybrał więc ścieżkę zwiększania rządowych wydatków, wzmacniania państwowych firm i braku reform. Wzrost w rezultacie już nie powrócił, a Putin wciąż potrzebował motoru napędzającego społeczne poparcie. Postanowił odwołać się do postimperialnej nostalgii, która wśród Rosjan wciąż jest żywa i mocna. Aneksja Krymu była do tego idealnym narzędziem.

Dla Putina gospodarka nie jest ważna?

Nie. Traktuje ją narzędziowo. Obecnie o niej nie myśli.

A jednak pojawiają się informacje, że w rosyjskich miastach tworzone są specjalne strefy gospodarcze z zerowym podatkiem dochodowym dla firm, które mają ożywić lokalny przemysł. Może jednak myśli?

Sankcje gospodarcze uniemożliwiają Rosji import zagranicznych technologii, kapitału i sprzętu, więc z definicji rynek wewnętrzny i rosyjskie firmy muszą działać aktywniej. Co więcej, Rosjan nie stać na konsumpcję dóbr z importu, więc tym bardziej wytwarza się w kraju przestrzeń dla rodzimych firm. Z drugiej strony wzrosła cena kredytu, co uniemożliwia tym firmom rozwój. Na dwoje babka wróżyła. Myślę, że wiele mniej istotnych decyzji gospodarczych Putin powierza innym. Stąd te strefy.

Wiadomo, kto mu doradza?

Myślę, że jego doradcy to głównie ludzie ze służb specjalnych (śmiech). Na szczęście atencją cieszą się też opinie ministra finansów Antona Siłuanowa czy szefowej banku centralnego Elviry Nabiulliny. Oni prezentują sensowne poglądy gospodarcze, są przywiązani do nowoczesnej polityki pieniężnej, np. elastycznego kursu wymiany walut czy polityki celów inflacyjnych. Dzięki nim nie wprowadza się takich szalonych środków, jak np. kontrola przepływów kapitałowych, ani nie usztywnia się kursu rubla. Niestety, jeśli politycznie jest to na rękę Putinowi, przestaje on słuchać głosu osób rozsądnych. Tak było przy wprowadzaniu embarga na zagraniczną żywność. Dziwne, absurdalne gospodarczo zachowanie na zasadzie „na złość mamie odmrożę sobie uszy”, ale politycznie i populistycznie nośne.

Putin nie ma twardego ideologicznego odniesienia w polityce gospodarczej?

Nie. Uzależnia ją od bieżącej sytuacji w polityce zagranicznej. Jeśli jego ruchy na arenie międzynarodowej zapewniają mu poparcie w kraju, a na razie zapewniają, to nie będzie się przejmował gospodarką.

I nie będzie jej reformował?

Nie. Co prawda w 2012 r. obiecał cały pakiet głębokich reform, ale nie miał interesu w ich realizacji. Nasza gospodarka wymaga redukcji biurokracji, dowartościowania małych i średnich firm i szerokiej prywatyzacji. Obecnie bazujemy też zbyt mocno na przychodach z branż kopalnych i paliwowych, zwłaszcza nasz eksport i budżet państwa, co prowadzi do dużej wrażliwości na ruchy cen na światowych rynkach.

Co musiałoby się stać, aby Putin zaczął traktować gospodarkę jako cel, a nie jako środek?

Nie mam pojęcia, obecnie nie widzę na to szansy. Gdy jego popularność zacznie spadać i postimperialna nostalgia przestanie działać już na jego korzyść, ucieknie się do zaostrzenia metod autorytarnych, a nie do reform.

>>> Polecamy: Rosja zawalczy o wyższe ceny ropy i wstąpi do OPEC? "Były już takie pomysły"

Moja znajoma, która pracuje w dużej międzynarodowej firmie w Moskwie, twierdzi, że Putin już idzie w tym kierunku. Stara się np. kontrolować, kto i po co wyjeżdża za granicę.

To prawda. W ciągu ostatnich trzech lat odebrano Rosjanom dużą część wolności i zaostrzono kontrolę na różnych poziomach. Mamy cenzurę mediów, które nie mogą się znajdować w rękach obcokrajowców, główny lider opozycji był dwukrotnie skazany, a jego brat jest teraz w więzieniu, zamordowano Borysa Niemcowa, nie można startować w wyborach, niezależni obserwatorzy padają ofiarą pobicia przez nieznanych sprawców… Mamy pełny autorytaryzm.

Pan także padł jego ofiarą. Opuścił pan Rosję, gdy zaczęto pana wiązać ze sprawą Yukosu, a także zwrócono uwagę na pańskie zaangażowanie w ruchy opozycyjne.

Sprawa Yukosu to absurd. Ciągnie się od 2003 r., mimo że prawo zakazuje prowadzenia spraw sądowych dłużej niż 10 lat. Gdybym wrócił do Rosji, zostałbym zatrzymany pod pretekstem przesłuchania w tej kwestii.

Sergei Guriev – rosyjski ekonomista, specjalizuje się w ekonomii politycznej, badaniu zjawiska oligarchii i wpływu korupcji na życie gospodarcze. Publikował także prace dotyczące finansów publicznych i długu. Były rektor Nowej Szkoły Ekonomicznej w Moskwie. Uciekł z Rosji w 2013 r., gdy rządowi prokuratorzy zainteresowali się jego antykremlowskimi opiniami i wsparciem dla opozycji. Guriev jest regularnym uczestnikiem spotkań Grupy Bilderberg.