Po 24 latach niepodległości, dwóch rewolucjach i niespełnionych obietnicach reform, które zamienią Ukrainę z postsowieckiej kleptokracji w coś na kształt Polski, nic się nie zmieniło. Społeczna cierpliwość się kończy.

Trzy miesiące temu prezydent Petro Poroszenko wysłał swojego przyjaciela Michaela Saakaszwiliego do najbardziej skorumpowanego regionu, Odessy. Teraz były gruziński prezydent i skupieni wokół niego młodzi reformatorzy ostrzą sobie zęby na zmienianie całego kraju.

Przez ostatnie sześć tygodni (z 12 spędzonych w Odessie) ludzie wybrani przez Saakaszwiliego ludzie, w tym były dyrektor wykonawczy w Microsoft Sasha Borovik, przepychali pakiet reform wzorowanych na niemal libertariańskich rozwiązaniach wcześniej wprowadzanych w Gruzji.

– Czymkolwiek się nie zajmiemy tutaj, wymagane są zmiany na poziomie krajowym – wskazuje – A zacząć należy od prywatyzacji dogłębnie skorumpowanego portu w Odessie.

Reklama

Z poparciem niedawno odwiedzającego go z wyrazami uznania senatorem Johnem McCainem, Saakaszwili ogłosił, że Borovik będzie kolejnym kandydatem na burmistrza Odessy.

Jednocześnie sam Borovik nie ukrywa, że swoim pakietem reform chce zawstydzić władze w Kijowie i zachęcić do działania. A przy obecnym braku popularności premiera Arsenija Jaceniuka, zmiana na fotelu premiera może być konieczna. Saakaszwili może być jedynym kandydatem, którego popularność wzrasta, a który nie będzie się bał przeprowadzić radykalnych, bolesnych reform.

Opór z góry

Saakaszwili atakował Jaceniuka za blokowanie a nawet sabotowanie wprowadzanych reform. Petycja, by to były gruziński prezydent został premierem zebrała już 30 tys. podpisów wymaganych, by została rozpatrzona. Czy było to elementem jakiejś umowy między Poroszenką a Saakaszwilim, nie wiadomo. W ostatnim wywiadzie obecny premier stwierdził, że „Saakaszwili byłby świetnym premierem…. Gruzji”.

Borovik jest kimś na kształt rewolucjonisty na Ukrainie. Wrócił zza granicy by dołączyć do rządu w Kijowie tylko po to, by po kilku miesiącach zostać zwolnionym za mówienie przy Jaceniuku zbyt głośno tego, co myśli.

Wśród zaproponowanych przez niego reform najbardziej w oczy rzucają się:

Prywatyzacja państwowych zasobów w procesie przejrzystych, elektronicznych aukcji

Automatyzacja odpraw celnych, by nie trwały dłużej niż godzinę, za to dostępna 24 godziny na dobę

Połączenie podatku dochodowego i przychodowego w jeden liczący 25 proc. który do 2018 ma zostać zredukowany do 20 proc.

Żadnych nowych podatków i podwyżek istniejących bez referendum

Zwolnienie firm zatrudniających mniej niż 1000 pracowników z regulacji dotyczących prawa pracy i zawieranych umów.

To oczywiste, że spłaszczenie podatków czy sprzedaż 80 proc. mienia państwowego jest nie do wprowadzenia wyłącznie na poziomie Odessy. Wszystkie te reformy byłyby bardzo trudne w dowolnym państwie. Na Ukrainie, gdzie państwo wciąż zarządza postsowiecką strukturą, wspierającą stary układ, jest to tym trudniejsze. Co więcej ci, którzy mieli wprowadzać reformy – Poroszenko i Jaceniuk – sami są produktami systemu. A Borovik chce przegłosować plan w listopadzie a w styczniu wcielić w Zycie.

- Z Ukrainą jest ten problem, że na każdego ktoś coś ma – uważa Borovik. Dotyczy to także Poroszenki, który zrobił majątek dzięki tym samym prywatyzacjom, które doprowadziły do powstania kasty oligarchów – Nie potrzebujemy kolejnego Majdanu ani wcześniejszych wyborów. Jednak musimy wywrzeć największy możliwy nacisk na prezydenta i wymusić reformy. Niech wskaże nowego premiera i nowy rząd, a potem przepchnie pakiet tak liberalnych reform, jak to tylko możliwe. Musi wybrać, czy chce zostać ojcem-założycielem nowej Ukrainy, czy dalej siedzieć na płocie.

Zdaniem Borovika nie ma znaczenia, czy rząd wprowadzi tylko pojedyncze reformy. Jeśli dalej wszystko będzie blokowane, ekipa z Odessy ruszy na Kijów. A Poroszenko będzie miał znacznie większy problem niż pakiet kilku trudnych reform.

Wygnańcy i obcokrajowcy przepychający reformy rozbijające stary beton nie jest tak szalone, jak brzmi. Nie mają na Ukrainie nic do stracenia. Wprowadzenie reform będzie wymagało większej dyscypliny fiskalnej, co odbije się na popularności (dla kontrastu – Jaceniuk właśnie podwyższył emerytury). Aby społeczeństwo zaakceptowało bolesne reformy należałoby zrobić coś, czego oczekuje, na przykład całkowicie zlikwidować do głębi skorumpowaną drogówkę. Tak właśnie Saakaszwili postąpił w Gruzji i robi to także w Odessie. A najważniejsze osoby systemu stawia pod sąd, by pokazać Ukraińcom, że kraj się zmienia.

Układ zamknięty

Kto jak nie obcokrajowcy jest odporny na tę korupcyjną dziurę? Sam Saakaszwili jest co prawda ścigany w Gruzji, ale to inne państwo.

Ukraińcy tak długo czekają na zmianę, że zupełnie ich nie obchodzi, kto tę zmianę ze sobą przyniesie. Nadal jednak jeśli ekipa Saakaszwiliego odniesie sukces w Odessie, będzie to coś na kształt cudu, a co dopiero mówić o całej Ukrainie. Po 24 latach nieudanych prób reform opór przed prywatyzacją, reformą podatkową i uwolnieniem cen jest straszny. Zwykli Ukraińcy pamiętają, że wiązało się to zawsze z chaosem i pogorszeniem warunków ich życia. Zdaniem Borovika samo opisanie pakietu reform już było wyzwaniem – Każde słowo związane z reformą, zmianą czy restrukturyzacją jest już w powszechnej świadomości kojarzone z porażką.

Polska i kraje bałtyckie wprowadziły radykalne reformy w latach 90 i dzisiaj należą do Unii Europejskiej. Gdy na tę ścieżkę weszła Gruzja w okolicach 2000 roku, rosyjska agresja i dekada chaosu trwającego od uzyskania niepodległości znacznie utrudniła ten krok. Jeśli Ukraina chce wykonać ten krok w 2015, nie da się tego określić inaczej, niż gigantyczny narodowy heroizm.