- Dzisiejszy artykuł może rozzłościć niektóre osoby z lewej i prawej strony. Spróbujcie nie reagować emocjonalnie. Zamiast tego wykorzystajcie go jako szansę na zwrócenie waszej uwagi na kilka oczywistych prawd, w świetle których warto zmienić swój światopogląd - pisze w felietonie dla Bloomberga Barry Ritholtz.

Spójrzcie na poniższą tabelę przedstawiającą tzw. Indeks Robin Hooda. Pokazuje on, jakie byłyby skutki skonfiskowania całego majątku najbogatszej jednostki w każdym państwie i jego redystrybucji pomiędzy osoby składające się na 15 proc. najbiedniejszego społeczeństwa:

Powstrzymajcie się od inwektyw typu „komunista”. Ten eksperyment myślowy może być pouczający odnośnie tego co powinniśmy robić, a czego nie w związku z pogłębianiem się nierówności dochodowych w USA i innych częściach świata.

Zasięg wpływu akcji przekazania całego majątku najbogatszej osoby w poszczególnych krajach jest uzależniony w dużej mierze od rozmiaru populacji oraz wielkości bogactwa. Zastanówmy się, co stałoby się, gdybyśmy zabrali cały majątek Billowi Gatesowi (współzałożycielowi Microsoftu; wartość fortuny - 80 mld dol.) i podzielili go pomiędzy biednych. Według analizy Bloomberg News, każda z osób należących do 15 proc. najbiedniejszych otrzymałaby jednorazową wypłatę w wysokości 1736 dol.

Reklama

Opierając się na Indeksie Miliarderów Bloomberga widzimy, że dodanie do tej puli majątku Warrena Buffeta o wartości 60 mld dol. przełożyłoby się na łączną wypłatę w wysokości ok. 3 tys. dol. Według moich odręcznych obliczeń, w których uwzględniłem majątki kolejnych kilku miliarderów takich jak: David Koch (98,7 mld), Jeff Bezos (48,9 mld), Mark Zuckerberg (41,8 mld), Larry Ellison (40,8 mld.), Larry Page (35,2 mld) i Siergiej Brin (34,3 mld) – wszystkie one dałyby łącznie 450 mld dol. i przełożyłyby się na jednorazową wypłatę w wysokości 10 tys. dol. na osobę. Potrzeba byłoby kolejnych 20 miliarderów z listy najbogatszych, by zwiększyć tę kwotę do 20 tys.

Chociaż pojedyncza wypłata w wysokości 20 tys. dol. byłaby przyjemna, nie rozwiązałaby żadnego z długoterminowych problemów, z jakimi zmagają się najbiedniejsi Amerykanie. Nie wpłynęłaby przede wszystkim na:

  •  poprawę edukacji i szkolnictwa zawodowego
  •  pomoc w tworzeniu większej liczby zawodowych szans
  •  poprawę w służbie zdrowia, w tym obniżenie wskaźników śmiertelności niemowląt
  •  zwiększenie dostępności do świeżej i zdrowej żywności
  •  poprawę infrastruktury i transportu naziemnego
  •  zwiększenia długowieczności
  •  stworzenie zapewniającej bezpieczeństwo, zintegrowanej policji
  •  modernizacji sieci elektrycznych i zapewnienie dostępu do szerokopasmowego internetu
  •  umocnienie praw wyborczych

Lista zawiera wiele podstawowych potrzeb, ważnych praw i swobód obywatelskich, których biedni domagają się od dekad. Żadne braki w powyżej wskazanych dziedzinach nie zostaną uzupełnione poprzez transfer bogactwa.

Problemem jest to, że nie widać oznak, by nasi polityczni liderzy chcieli i byli w stanie dostarczyć warunków, które zwiększyłyby szanse ubogich na poprawę własnej sytuacji. Rzeczywiście, walki stronnictw w Waszyngtonie paraliżują rząd, którego podstawowe funkcje są poważnie zdegradowane. Niezależnie od politycznych poglądów są to: bezpieczeństwo powszechne, system prawny, policja, straż pożarna, infrastruktura i podstawowa edukacja (tak, niektóre z tych usług zapewnia sektor prywatny, ale nie dla całej populacji i nie bez ekscesów i porażek; wobec tego nie uzupełniają one braków wynikających z nieudolnej działalności rządu).

Prawie wszyscy z wyjątkiem niewielkiej liczby ekstremistów (którzy woleliby raczej, by nie było żadnego rządu) chcą, by rząd funkcjonował tak, aby biznes działał efektywnie. Ale jak ma to osiągnąć, skoro dzisiejsi liderzy zdają się być niezdolni do czegokolwiek poza zdobyciem środków potrzebnych do reelekcji i kontynuowania paraliżu w następnej rządowej kadencji?

Weźmy tylko jeden przykład – system podatkowy. Pomijam w tym momencie fakt, że przez ostatnie 30 lat zdecydowanie faworyzował on bogatych. Zastanówmy się nad tym, co wie każdy niezależnie od wyznawanej przez siebie ideologii: podatki są absurdalnie skomplikowane i w związku z tym stają się przedmiotem „gier” dla osób mających dostęp do najlepszych księgowych i prawników podatkowych. Skoro każdy o tym wie, dlaczego żadna reforma nie została w tym zakresie jak dotąd przeprowadzona? Sugeruje to (przynajmniej moim zdaniem), że to sprawka lobbystów a nie urzędników, którzy rzeczywiście działają w Waszyngtonie.

Konkluzja jest prosta: istnieją poważne problemy z którymi musi zmagać się naród i jak długo będziemy wybierać w wyborach tych samych ludzi i pozwalać, by ich kampanie były finansowane przez te same podmioty, jest mało prawdopodobne, by zaszły jakiekolwiek zmiany w obecnie obowiązującym status quo. Wydaje się, że ten paraliż bardzo zdenerwował niektórych miliarderów. Jednak ostatnią rzeczą jaką powinniśmy zrobić jest myślenie, że w sytuacji braku sprawnie działającego rządu pozbawienie majątków najbogatszych zrobi wiele dobrego dla biednych.

>>> Polecamy: Geny kontra wychowanie. Skąd się bierze ryzyko w biznesie?