"Wiele tropów wskazuje, że za aferą podsłuchową stali ludzie związani z PiS" - twierdzi "Newsweek". Według tygodnika, do Prokuratora Generalnego i szefa ABW trafił w ubiegłym tygodniu poufny raport na temat śledztwa w sprawie afery podsłuchowej.

Jak napisał na twitterze Roman Giertych, fragmenty, opublikowane przez "Newsweek" to część raportu zespołu adwokatów jego kancelarii. Ma on zawierać analizę zeznań świadków. "Wynika z niej, że większość tropów prowadzi do ludzi związanych z PiS, ale prokuratura nie zajmuje się tym w śledztwie" - czytamy w "Newsweeku".

Raport, który miał powstać w kancelarii Romana Giertycha, stawia hipotezę o współudziale „osób ze środowiska partii opozycyjnych” i/lub „osób ze środowiska służb, zwłaszcza ABW i CBA”. Według tych materiałów, jeden z kelnerów miał zeznawać, że po ujawnieniu pierwszych taśm usłyszał od drugiego: „Łukasz mi mówił, że celem tej akcji jest obalenie rządu i że musimy to przeczekać”. Kelner Łukasz N . miał zeznać w śledztwie, że Marek Falenta powiedział mu, iż " jest blisko z PiS-em, że może zorganizować spotkanie z prezesem Kaczyńskim i że te nagrania mogą pomóc PiS-owi”. Falenta miał zapewniać kelnera, że jak PiS przejmie władzę, to dostanie „jaką tekę z tymi informacjami, które mam. Czyli mogę dostać stanowisko w rządzie PiS”.

Sprawę bada Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, ta sama, która w 2009 roku badała sprawę przecieku do mediów nagrań CBA z afer hazardowej i stoczniowej (jedne nagrania opublikowała „Rzeczpospolita” drugie „Wprost” - oba śledztwa po latach umorzono).

>>> Czytaj też: Kulisy afery podsłuchowej: 90 osób odbyło ponad 100 spotkań

Reklama