Interwencja Moskwy w Syrii pozwoliła złapać wiatr w żagle prezydentowi Baszarowi al-Asadowi. Pod osłoną rosyjskiego lotnictwa i przy współudziale bojowników Hezbollahu i żołnierzy z irańskiej Gwardii Rewolucyjnej, wojska rządowe przeszły do ofensywy.

Wcześniejsza operacja miała na celu osłabienie pozycji rebeliantów w północno-zachodnich prowincjach Latakia, Idlib i Hama. Teraz reżim stara się odzyskać także leżące na północy kraju miasto Aleppo.

Gdyby operacja się udała, byłoby to bardzo prestiżowe zwycięstwo – przed wojną był to drugi do wielkości ośrodek miejski w Syrii. Obecnie siły wierne al-Asadowi kontrolują połowę miasta; reszta jest w rękach różnych ugrupowań rebelianckich. Na razie ofensywa, poza odbiciem z rąk rebeliantów kilku wiosek, nie przyniosła większych sukcesów. Rebeliantom udało się na przykład zadać siłom rządowym straty w sprzęcie dzięki wykorzystaniu dostarczonych przez USA zestawów przeciwpancernych.

Dla Rosji operacja w Syrii to próba uzyskania wpływu na układ sił w regionie. Niebagatelne znaczenie ma również chęć powstrzymania USA w roli globalnego rozgrywającego. Oprócz celów geopolitycznych, Syria pełni również dla Moskwy rolę poligonu testowego dla wojska. Rosjanie udowodnili, że są w stanie w relatywnie krótkim czasie wysłać poza granice kraju korpus ekspedycyjny, co jest nie lada wyzwaniem logistycznym. Dodatkowo testują w boju nowe rodzaje broni, w tym po raz pierwszy pociski manewrujące. Wszystkie samoloty i śmigłowce biorące udział w konflikcie są albo nowe, albo zmodernizowane.

To wszystko stanowi nową jakość na Bliskim Wschodzie. Rosjanie bowiem koordynują swoje działania z sojusznikami z Syrii i Iranu. Jednocześnie na brak koordynacji z Amerykanami często skarżyli się zarówno Irakijczycy, jak i syryjscy rebelianci. Rosjanie chcą również współpracować w kwestii bezpieczeństwa z Irakijczykami, co świadczyłoby o coraz większym wpływie Moskwy (a także szyickiego Iranu) na szyickie władze w Bagdadzie.

Reklama