Kłopoty „frankowców” są często opisywane przez media. Dlatego kredyty walutowe zwykle kojarzą się tylko z frankiem. Tymczasem krajowe banki mają w bilansach aż 100 000 „hipotek”, których wartość zależy od kursu euro.

Posiadacze takich kredytów, na razie mogą być zadowoleni ze swojej decyzji. Sytuacja zmieni się, jeżeli polityka nowego rządu wywoła deprecjację złotego względem euro.
Na razie „eurowcy” nie mieli większych powodów do obaw.

ikona lupy />
Tabela 1 / Media

Osoby, które na przełomie dekady zadłużyły się w euro, wciąż uzyskują ratalne oszczędności. Potwierdzają to wyniki przykładowych obliczeń (patrz poniższa tabela). W ramach tych kalkulacji, zostały porównane reprezentatywne kredyty z 2009 roku, 2010 roku i 2011 roku. Trzy analizowane „hipoteki”, posiadają waloryzację do kursu euro. Posiadacze tych kredytów, do października 2015 r. zapłacili o wiele niższe raty, niż kredytobiorcy zadłużeni w złotym. Różnica na korzyść „euro-kredytów” wynosi:

Reklama
  • 28 402 zł (22%) dla umów ze stycznia 2009 r.
  • 24 331 zł (20%) dla umów ze stycznia 2010 r.
  • 18 195 zł (18%) dla umów ze stycznia 2011 r

Trzeba również odnotować, że kredyt walutowy z 2009 roku, pod koniec września b.r. miał nieco mniejszą wartość, niż jego „złotówkowy” odpowiednik. Ta zależność jest związana z różnicami oprocentowania. „Eurowcy” ze względu na niskie stopy w Strefie Euro, co miesiąc spłacali więcej kapitału i mniej odsetek, niż osoby zaciągające dług bez waloryzacji. Taką relację dostrzeżemy również w przypadku kredytu z 2011 r. Wspomniane zobowiązanie zostało jednak zaciągnięte przy niskim kursie euro (3,80 zł). Aprecjacja europejskiej waluty sprawiła, że przykładowy kredyt ze stycznia 2011 r. ma większą wartość niż jego złotówkowy odpowiednik.

Osoby zadłużone w euro, obecnie nie osiągają już tak dużych oszczędności ratalnych, jak 3 - 4 lata wcześniej (patrz poniższy wykres). Przyczyną jest wzrost wartości europejskiej waluty i spadek oprocentowania „hipotek” rozliczanych w złotym. Przez pierwsze dziewięć miesięcy 2015 roku, posiadacze przykładowych kredytów w euro, zapłacili o 200 zł - 1200 zł niższe raty niż osoby zadłużone w złotym. Od stycznia do grudnia 2012 r. analogiczna różnica wynosiła aż 6600 zł - 7700 zł.

Wiele kredytów w euro można przewalutować bez strat…

Dotychczasowe oszczędności ratalne i względna stabilność kursu EUR/PLN to czynniki, które tłumaczą, dlaczego niewielu „eurowców” z lat 2009 - 2011, dokonało przewalutowania kredytu. Wśród takich osób, rzadką praktyka jest też pozywanie banku za klauzule abuzywne. W tym kontekście warto przypomnieć, że niedozwolone zapisy dotyczą nie tylko „frankowych” kredytów. Krajowe banki niestety stosowały te same wzorce umowne dla zobowiązań waloryzowanych różnymi walutami (CHF, EUR, USD, GBP).
Sytuacja „eurowców” oraz ich zaangażowanie w sporach z bankami na pewno się zmieni, jeżeli etatystyczna i proinflacyjna polityka nowego rządu spowoduje znaczny wzrost kursu EUR/PLN. Osoby zadłużone w euro, mogą również paść ofiarą osłabienia złotego, które będzie związane z masowym przewalutowaniem „frankowych” kredytów. W dłuższej perspektywie problemem dla „eurowców” są wysokie marże (nawet 3,00% - 4,00%).

Ze względu na ryzyko kursowe, posiadacze kredytów rozliczanych w euro powinni uważnie analizować zmiany gospodarcze i polityczne. Dobra sytuacja „eurowców” polega na tym, że takie osoby po podjęciu decyzji o przewalutowaniu nie muszą martwić się sporym przyrostem długu. W niektórych przypadkach (patrz kredyt z 2009 r.), przewalutowanie może utrwalić korzyści związane z niższą sumą zapłaconych rat i mniejszym saldem zadłużenia.

>>> Czytaj też: Rodzina: główny zwycięzca wyborów. Czy doczekamy się demograficznego wyżu?