Komitet Otwartego Rynku amerykańskiego Fed wciąż nie zdecydował się na podniesienie stóp procentowych. W sytuacji, gdy stopa bezrobocia spadła w Stanach Zjednoczonych do poziomu 5,1 proc. decyzja ta może budzić pewne zdziwienie. Sytuacja na rynku pracy w USA nie jest jednak tak dobra, jak mogłoby się wydawać.

Liczba osób pozostających bez pracy w relacji do całkowitej siły roboczej jest jednym z głównych wskaźników, jakie biorą pod uwagę amerykańskie władze monetarne przy podejmowaniu swych decyzji. Wynika to nie tylko z tego, że jednym z celów Fed jest sprzyjanie osiągnięciu stanu pełnego zatrudnienia, lecz również zależności, jaka występuje pomiędzy bezrobociem a inflacją. Gdy praca przestaje być rzadkim towarem, zaostrza się konkurencja między pracodawcami o pracowników, co prowadzi do wzrostu nominalnego poziomu płac, a następnie cen.

Na tej obserwacji oparta została jedna z najważniejszych koncepcji naturalnej stopy bezrobocia, która jest w jej ramach definiowana jako taki poziom odsetka osób poszukujących pracy, który nie napędza dynamiki inflacji. Zdaniem uczestników ostatniego posiedzenia FOMC, w USA poziom bezrobocia w stanie równowagi wynosi od 4,7 do 5,8 proc. Oznacza to, że już obecnie symptomy panowania tam tzw. rynku pracownika powinny stawać się wyraźnie widoczne. Czy jednak rzeczywiście mamy aktualnie do czynienia z ożywieniem na rynku pracy?

Pomimo tego, że stopa bezrobocia w USA jest już jedynie nieznacznie wyższa niż przed kryzysem, presja inflacyjna wciąż pozostaje niewidoczna. Wskaźnik cen konsumenckich (CPI) był wyższy w sierpniu jedynie o 0,2 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem. Można to wprawdzie przypisywać czynnikom niezależnym od sytuacji na amerykańskim rynku pracy, takim jak spadek cen surowców i żywności na światowych rynkach, jednak dynamika inflacji bazowej również zdaje się być niewrażliwa na spadek bezrobocia – od wielu kwartałów utrzymuje się ona na stabilnym poziomie. Dynamika płac utrzymuje się natomiast na poziomie niższym o ok. 1 pkt proc. niż w czasie poprzedniego ożywienia gospodarczego, przy zbliżonym odsetku osób pozostających bez zatrudnienia.

Amerykańskie Bureau of Labor Statistics (BLS) oblicza różne miary niewykorzystania zasobów pracy, poczynając od najwęższej, czyli stopy bezrobocia długoterminowego (agregat U-1), a kończąc na najszerszej, definiowanej jako łączny odsetek bezrobotnych, osób zniechęconych do dalszego poszukiwania pracy oraz niepełnozatrudnionych (agregat U-6). Wartości tych wskaźników znacząco zmalały w ostatnich latach, zbliżając się do normalnych poziomów. Na przykład podstawowa stopa bezrobocia (U-3) była w sierpniu o 10,9 proc. (0,5 pkt. proc.) wyższa niż w połowie 2007 r. Dane te nie potwierdzają więc tezy, którą niekiedy się stawia, że koniunktura na amerykańskim rynku pracy pozostaje relatywnie słaba, co przejawia się nie tyle w wysokim bezrobociu, ile raczej w powszechności występowania zjawiska świadczenia pracy w niepełnym wymiarze czasowym mimo chęci podjęcia pełnoetatowego zatrudnienia. Ścieżka spadku agregatu U-6 jest bowiem podobna jak w przypadku pozostałych wskaźników. Wyjątek stanowi zaś jedynie U-1, który nadal kształtuje się na poziomie powyżej 2 proc.

Reklama

Ostatni cykl zacieśniania polityki pieniężnej w Stanach Zjednoczonych został zapoczątkowany ponad 11 lat temu przy stopie bezrobocia U-3 na poziomie 5,6 proc. (0,5 pkt. proc. więcej niż obecnie) oraz odsetku długotrwale bezrobotnych zbliżonym do jego aktualnego poziomu (różnica 0,1 pkt. proc.). W przeciwieństwie do obecnej sytuacji, wówczas wyraźnie można było jednak zaobserwować narastającą inflację. Jeszcze w styczniu 2004 r. dynamika CPI w ujęciu rok do roku wynosiła 1,9 proc., podczas gdy sześć miesięcy później – już 3,3 proc. Teraz rozdźwięk pomiędzy tempem zmiany cen a stopą bezrobocia sprawia, że członkom FOMC trudniej jest podjąć decyzję o podwyżce stóp procentowych.

>>> Czytaj też: Gospodarka USA odradza się po kryzysie. Tak dobrze nie było od ośmiu lat

Mimo znaczącego spadku liczby osób zarejestrowanych jako poszukujące zatrudnienia, rynek pracy tym razem się nie zacieśnia (a przynajmniej nie generuje silnego impulsu inflacyjnego), co skłoniło amerykańskie władze monetarne do obniżenia prognoz naturalnej stopy bezrobocia. Poziom 5,2 proc., traktowany jeszcze do końca 2014 r. jako dolna granica przedziału projekcji centralnej, stał się zaledwie kilka miesięcy później jej górnym ograniczeniem. We wrześniu mediana wskazań członków FOMC w odniesieniu do stopy bezrobocia w stanie równowagi w dłuższym okresie ukształtowała się na poziomie 4,9 proc. Towarzyszyło temu obniżenie szacunku potencjalnej dynamiki PKB.

Zagadkę braku odpowiednio silnego ożywienia na amerykańskim rynku pracy mimo wyraźnego spadku bezrobocia, bez względu na przyjętą metodę jego liczenia, pomagają rozwikłać dane dotyczące zatrudnionych. W ciągu ostatnich 7 lat ich odsetek nie zbliżył się w istotny sposób do przedkryzysowych wartości. Pozwala to sądzić, że wciąż niezagojoną blizną po recesji jest zmniejszenie aktywności zawodowej mieszkańców Stanów Zjednoczonych, których niemała część trwale lub na długi czas wypadła z rynku pracy, a tym samym również ze statystyk bezrobocia. W dobrych czasach nie pracowało nieco ponad 1/3 dorosłych Amerykanów – obecnie odsetek ten kształtuje się na poziomie niespełna 41 proc.

Fakt, iż wskaźnik zatrudnienia utrzymuje się na poziomie zbliżonym do tego, z jakim mieliśmy do czynienia w wyjątkowo trudnym roku 2009 może skłaniać do postawienia tezy, że w USA nie nastąpiło do tej pory w jakikolwiek sposób odczuwalne ożywienie lub też dotychczasowy wzrost gospodarczy miał w przeważającej mierze bezzatrudnieniowy charakter. Byłaby to jednak zbyt daleko idąca interpretacja dostępnych danych.

W odróżnieniu od europejskich urzędów statystycznych, BLS oblicza bowiem wskaźnik zatrudnienia w odniesieniu do całej cywilnej i niezinstytucjonalizowanej (a więc z wyłączeniem osób przebywających w zakładach karnych oraz różnego rodzaju ośrodkach opieki) populacji w wieku 16 lub więcej lat. Brak górnego ograniczenia wiekowego sprawia, że w mianowniku ujęci są również emeryci. Tymczasem Wielka Recesja zbiegła się w czasie z początkiem okresu, w którym „Baby Boomers” – przedstawiciele potężnego liczebnie pokolenia urodzonego niedługo po zakończeniu II wojny światowej – zaczęli kończyć swoje kariery zawodowe. Jak szacują ekonomiści z Banku Rezerwy Federalnej w Chicago, za około połowę spadku wskaźnika aktywności zawodowej w latach 2000-2011 odpowiadały czynniki demograficzne.

Obraz sytuacji nie jest więc apokaliptyczny, chociaż analizując dane oczyszczone z wpływu starzenia się społeczeństwa nie sposób nie zauważyć, że Stany Zjednoczone coraz słabiej prezentują się pod względem poziomu aktywności zawodowej ludności na tle pozostałych krajów wysoko rozwiniętych. Nawet 15 państwom tzw. starej Unii Europejskiej udało się w ostatnim czasie osiągnąć wyższą uśrednioną wartość wskaźnika zatrudnienia osób w wieku pracującym niż w USA.

Z niedawno opublikowanych badań Davida Blachflowera oraz Andrewa Levina wynika, że „prawdziwa” stopa bezrobocia, uwzględniająca lukę „niepełnozatrudnienia” oraz siły roboczej (osoby zniechęcone do dalszego poszukiwania zatrudnienia, które powróciłyby na rynek pracy gdyby poprawiła się koniunktura) kształtuje się na poziomie ok. 7,5 proc. Oznaczałoby to, że na oznaki silnego ożywienia na amerykańskim rynku pracy FOMC musiałby poczekać jeszcze kilka kwartałów.

Autor jest doktorantem w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie oraz ekspertem ekonomicznym organizacji Pracodawcy RP