Resort finansów tak poprawiał własne legislacyjne błędy w ustawie hazardowej, że popełnił kolejny. Zamiast zaszkodzić - pomógł operatorom automatów z szarej strefy.

3 września tego roku weszła w życie nowelizacja ustawy hazardowej przygotowana przez resort finansów. Jej oficjalnym celem było dostosowanie prawa do przepisów unijnych. Nieoficjalnym - naprawienie błędów popełnionych przez ministerstwo przy ekspresowym uchwalaniu ustawy w 2009 roku - pisze "Puls Biznesu".

"Puls Biznesu" wyjaśnia, że wtedy przyjęte prawo miało uderzać głównie w operatorów tak zwanych jednorękich bandytów, czyli automatów o niskich wygranych. Wraz z wygasaniem zezwoleń miały one sukcesywnie znikać z barów i stacji benzynowych. Rzeczywiście, liczba maszyn spadła przez 6 lat z 53 tysięcy do tysiąca. Miejsce legalnych automatów zajęły jednak te bez żadnych zezwoleń i niepłacące podatku od gier. Roczne zyski ich właścicieli mogą sięgać nawet 2 miliardów złotych.

Było to możliwe - dodaje gazeta - ponieważ w 2009 roku, uchwalając prawo, Ministerstwo Finansów nie notyfikowało w Unii Europejskiej tak zwanych przepisów technicznych, głównie zakazu urządzania gier na automatach poza kasynami. Operatorzy automatów uznawali, że nowe prawo nie może być egzekwowane i otwierali kolejne punkty, a celnicy konfiskowali maszyny. Spora część wróciła jednak do właścicieli, bo niektóre prokuratury i sądy uznawały argumenty o niemożności stosowania przepisów, których nie notyfikowano.

>>> Polecamy: Waży się przyszłość OFE. To będzie najważniejsze orzeczenie trybunału w historii

Reklama