Nawet tysiące oficjalnych dokumentów wysłanych przez interesantów mogło zaginąć w wirtualnej otchłani, bo adresaci nie zainteresowali się tym, co się dzieje na ich koncie

2826 szkół, urzędów gmin, bibliotek, urzędów miejskich, zakładów komunalnych, ośrodków pomocy społecznej, ośrodków wychowawczych, a nawet sądów w całej Polsce dostało w tym roku co najmniej jedno pismo od interesantów za pośrednictwem platformy ePUAP, ale ich pracownicy nie mają o tym pojęcia, ponieważ nie zanotowano, by ich komputery zalogowały się do tego systemu.

Elektroniczna Platforma Usług Administracji Publicznej (ePUAP) miała wprowadzić urzędniczą Polskę w nowoczesność. Za pomocą profilu zaufanego każdy obywatel miał zyskać możliwość załatwiania swoich spraw przez internet bez konieczności wyrabiania kosztownego kwalifikowanego podpisu elektronicznego. Tyle teorii. W praktyce ePUAP zazwyczaj przez urzędników bywa nazywany ePułapką, bo zamiast sprawy ułatwić, tylko je skomplikował. Teraz okazuje się, że może z nim być kolejny poważny problem.

– Byłem zaskoczony, że jest tych instytucji tak dużo – mówi nam Karol Breguła, informatyk z Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, który zawnioskował do Ministerstwa Cyfryzacji o wykaz instytucji, które nie zalogowały się do systemu, a zarazem dostały za jego pośrednictwem jakieś pismo. Na problem natrafił przypadkiem w lipcu tego roku, kiedy w jednym z wyroków wojewódzkiego sądu administracyjnego odkrył ciekawostkę: cała sprawa wynikła z powodu błędu ePUAP – Zakład Gospodarowania Nieruchomościami nie odebrał skargi od petenta, bo nie wiedział, że ta trafiła do niego za pośrednictwem platformy ePUAP. A nie wiedział, bo miał w platformie dwa konta, a dostęp tylko do jednego.
Na początku listopada przyszła odpowiedź z resortu cyfryzacji z wykazem ponad 2,8 tys. instytucji z całej Polski, które w tym roku nie zalogowały się do platformy. Średnio do każdej z nich spłynęło pięć pism. – Są wśród nich urzędy, które otrzymały nawet 100 pism i które są w świetle prawa skutecznie doręczone, a urząd o nich jeszcze nie wie – mówi Breguła. A to tysiące niezałatwionych spraw urzędowych obywateli.

Rzecznik resortu cyfryzacji Artur Koziołek uważa jednak, że wnioski, jakie wyciągnął Breguła, są „odrobinę przedwczesne”. – Odpowiadając na zapytanie, udostępniliśmy surowe dane. Zwykłe połączenie tych danych może prowadzić do powyższych wniosków, ale nie jest to do końca właściwa interpretacja, gdyż jednostka może mieć np. inne konto Elektronicznej Skrzynki Podawczej podane jako oficjalne do korespondencji – tłumaczy rzecznik i dodaje, że raczej jest wątpliwe, aby pismo wpłynęło, a urząd o nim nie wiedział, gdyż prędzej czy później obywatel się o nie upomina, a jeżeli organ nie reaguje, to resort cyfryzacji otrzymuje skargi.

Reklama

Ale jednak, jak się okazuje, takie sytuacje się zdarzają. Jacek Rakowski, redaktor naczelny portalu Goldap.info, w sierpniu wysłał za pomocą ePUAP wniosek o dostęp do informacji publicznej do urzędu miasta Gołdap. – Czekałem dwa tygodnie, trzy, już prawie miesiąc i nic, żadnej odpowiedzi. Wysłałem więc pytania mailowo na pocztę urzędu i przy okazji spytałem sekretarz gminy, dlaczego na moje pismo z ePUAP nie mam odpowiedzi. Wtedy się okazało: zapomnieli o ePUAP i nie logowali się do niego – opowiada nam Rakowski.

Gołdapi nie ma już w wykazie zebranym przez Bregułę, bo w końcu urząd zalogował się do platformy. Ale to tym bardziej pokazuje dziury w całym systemie. – Skoro powodem jest to, że niektóre instytucje mają dwie e-skrzynki, to powinien zostać z tym zrobiony porządek – uważa Breguła.

Resort cyfryzacji zapewnia, że sprawdza, jaki jest los urzędowych pism słanych do ePUAP. – Oczywiście, że mogą być pojedyncze jednostki, które zapomniały o swojej skrzynce, gdyż nie otrzymywały na nią zazwyczaj korespondencji – mówi Koziołek i dodaje, że jeżeli się to potwierdzi, to resort uruchomi dodatkowe, mailowe mechanizmy powiadamiania o przychodzącej korespondencji.

To kolejny problem ePUAP, który ma od lat nie najlepszą opinię. System ten działający od połowy 2009 r. do tej pory znany był głównie z tego, że przy każdym większym zainteresowaniu ze strony urzędów zawieszał się. I to pomimo że w przez pięć lat założyło na nim swoje profile zaufane zaledwie trochę ponad 400 tys. osób. Za to jak chwalił się niedawno MAiC, miało na nim swoje konta już 570 tys. urzędników i 15,8 tys. instytucji publicznych. Nie wiadomo jednak, jak wiele z nich jest faktycznie aktywnych. Powoli zaczęła rosnąć liczba pism w ten sposób przesyłanych. W 2014 r. było ich 1,8 mln, w tym już ponad 2,7 mln. Mało to jednak optymistyczne, gdy spojrzymy na koszty tej platformy. Jej zbudowanie to był wydatek ponad 30 mln zł. W 2013 r. samo jej utrzymanie pochłonęło 17 mln zł, w 2014 r. 20,4 mln zł, a w tym 4,6 mln zł. Sporo mniej, bo pod koniec sierpnia wystartowała nowa wersja serwisu. Też nie tania, bo kosztująca aż 140 mln zł.

>>> Czytaj też: Morawiecki: Podatki sektorowe od początku 2016 roku. Możliwe zastosowanie LTRO w Polsce