Stopa bezrobocia w Polsce spadła do poziomów nienotowanych od siedmiu lat. Obecna sytuacja wygląda jednak zupełnie inaczej niż w 2008 r. – w większości przypadków pracownicy wciąż nie mogą dyktować warunków.

Brak impulsu płacowego przy niespełna 10-proc. bezrobociu może jednak świadczyć o możliwości dalszego spadku odsetka osób pozostających bez pracy.

W wyniku rewizji danych na temat bezrobocia rejestrowanego, której Główny Urząd Statystyczny dokonał w październiku, obraz dynamiki procesów zachodzących na polskim rynku pracy istotnie się zmienił. Okazało się bowiem, że spadek odsetka osób zarejestrowanych jako poszukujące pracy nie tylko przestał spowalniać, lecz wręcz przyspiesza. Co więcej, stopa bezrobocia wyniosła mniej niż 10 proc. już w sierpniu, a nie – jak wcześniej sądzono – we wrześniu.

Osiągnięcie jednocyfrowej wielkości odsetka bezrobotnych ma przede wszystkim wymiar symboliczny – to właśnie dlatego Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej już od początku roku budowało nastrój oczekiwania. Nie ulega jednak wątpliwości, że mamy do czynienia z sytuacją, która przytrafiała się na przez ostatnie 25 lat wyjątkowo rzadko. Pomijając okres transformacji gospodarczej z przełomu lat 80. i 90. XX w., stopa bezrobocia rejestrowanego utrzymywała się poniżej 10 proc. jedynie przez siedem miesięcy roku 1998 oraz osiem miesięcy roku 2008.

Problem jest w strukturze rynku

Reklama

Dlaczego bezrobocie w Polsce utrzymuje się na wysokim poziomie? Jedną z przyczyn jest strukturalne niedopasowanie kompetencji osób poszukujących pracy do potrzeb gospodarki, która uległa gwałtownym przekształceniom, połączone z niską mobilnością potencjalnych pracowników. Ponadto przez długi czas polska gospodarka była zbyt słaba, by tworzyć odpowiednią liczbę nowych miejsc pracy, co było najboleśniej odczuwane w latach 2002–2003.

Należy również mieć na względzie to, że stopa bezrobocia rejestrowanego jest miarą niedoskonałą. Często jako poszukujące pracy rejestrują się osoby zatrudnione w szarej strefie lub nieaktywne zawodowo, którym zależy wyłącznie na ubezpieczeniu zdrowotnym. Jak wynika z Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL), rzeczywista stopa bezrobocia kształtuje się od wielu lat na poziomie o około 3 pkt proc. niższym niż odsetek zarejestrowanych bezrobotnych.

Wyjątkowo niskiemu – jak na polskie standardy – bezrobociu nie towarzyszy jednak obecnie szczególnie nasilona presja płacowa, przez co wciąż trudno mówić o rynku pracownika. Nominalna dynamika wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw kształtowała się w pierwszych trzech kwartałach 2015 r. przeciętnie na poziomie około 3,5 proc. r./r., co oznacza, że tempo wzrostu płac wręcz nieco spowolniło w porównaniu z rokiem 2014. Wprawdzie ze względu na pogłębienie się deflacji, jakie nastąpiło w ostatnim czasie, realna siła nabywcza dochodów pracowników rośnie wciąż coraz szybciej, jednak stabilizacja dynamiki płac nominalnych przy bezrobociu bliskim rekordowo niskich wielkości może zaskakiwać.

Płace nominalnie i realnie

W ramach wielu teorii ekonomicznych, zwłaszcza tych wpisujących się w nurt keynesowski, zakłada się, że płace są nieelastyczne, tj. pracownicy nie godzą się na obniżki wynagrodzeń lub wstrzymanie podwyżek mimo pogarszania się koniunktury, przez co zachodzące w gospodarce procesy dostosowawcze ulegają spowolnieniu. Co więcej, tzw. iluzja pieniądza sprawia, że większe znaczenie przypisuje się nominalnej wysokości wynagrodzeń, a nie ich realnemu poziomowi. W poprzednich latach ta prawidłowość sprawdzała się dość dobrze. W 2012 r. nominalna dynamika wzrostu wynagrodzeń utrzymywała się na przyzwoitym poziomie, biorąc pod uwagę pogarszającą się w tym czasie kondycję polskiej gospodarki. Cóż jednak z tego, skoro ceny rosły jeszcze szybciej – inflacja uporczywie utrzymywała się wówczas powyżej celu wyznaczonego przez Radę Polityki Pieniężnej. W efekcie realne płace w sektorze przedsiębiorstw obniżyły się o 0,2 proc.

Rok później średnioroczna stopa bezrobocia rejestrowanego wzrosła do 13,5 proc. Słabnący popyt krajowy zahamował jednak procesy inflacyjne. Tak więc mimo że rok 2013 był jeszcze chudszy od poprzedniego pod względem tempa wzrostu PKB oraz sytuacji panującej na rynku pracy, realne wynagrodzenia podskoczyły o 2 proc. Choć trudno uznać to za wielkie osiągnięcie, to i tak był to najlepszy wynik od pięciu lat. Gdyby liczyły się wyłącznie wartości realne, skorygowana o inflację dynamika płac prawdopodobnie nie spadłaby tak mocno w 2012 r. oraz nie uległaby tak gwałtownemu wzrostowi rok później.

Jak już zostało wspomniane, obecnie sytuacja wygląda inaczej. Czy pracodawcy zaczęli uzasadniać brak większych podwyżek spadkiem cen? Takiej możliwości nie można wykluczyć, choć z „Badania ankietowego rynku pracy” NBP wynika, że większość firm nie planuje zmieniać polityki płacowej pod wpływem deflacji. Przełamywanie sztywności nominalnych bywa długotrwałym procesem, lecz prędzej lub później musi on się dokonać. Konsumenci, pracownicy i przedsiębiorcy nie zachowują się zupełnie nieracjonalnie – potrzebują jedynie trochę czasu na dostosowanie swoich zachowań do nowych warunków.

To jednak nie jest wystarczające wyjaśnienie, bowiem również realna dynamika wynagrodzeń jest obecnie o ponad 2 pkt proc. niższa niż we wcześniejszych okresach, kiedy bezrobocie osiągało poziomy zbliżone do aktualnego. Brak presji płacowej może świadczyć o tym, że obniżyła się naturalna stopa bezrobocia dla Polski. Wiele osób, które nie były w stanie znaleźć pracy, odeszło z rynku na skutek osiągnięcia wieku emerytalnego lub zniechęcenia bezskutecznością poszukiwań płatnego zajęcia.

Jak podaje Eurostat, w ciągu pierwszej połowy 2015 r. wskaźnik aktywności zawodowej osób w wieku 15–64 lat obniżył się o 0,6 pkt proc. (dane za III kwartał nie są jeszcze dostępne). Niebagatelną rolę odegrała również emigracja zarobkowa (głównie do krajów Europy Zachodniej), istotnie ograniczając dostępne zasoby pracowników, których – co trzeba przyznać – Polska nie zdołała jednak odpowiednio zagospodarować.

>>>Polecamy: Taka będzie Polska za 100 dni. 5 ambitnych celów rządu

Poziom równowagi

Na skutek poważnego ograniczenia strukturalnego komponentu bezrobocia obniżył się odsetek osób pozostających bez pracy, przy którym dynamika wynagrodzeń zaczyna znacząco przyspieszać. Coraz większa część tych, którzy pozostają bezrobotni, nie jest już bowiem trwale wykluczona z rynku pracy. Aktualny brak silnej presji płacowej może więc paradoksalnie być symptomem pozytywnych przemian zachodzących w polskiej gospodarce.

Sytuacja, w której spadek bezrobocia rejestrowanego poniżej 10 proc. sygnalizuje, że rynek pracy zaczyna ulegać przegrzaniu, nie musi i nie powinna być normą. Na przykład w Stanach Zjednoczonych przyjmuje się, że dopiero przy oficjalnej stopie bezrobocia poniżej 5 proc. poziom aktywności ekonomicznej zaczyna przewyższać długookresowy potencjał gospodarki. Moment, w którym płace w polskich przedsiębiorstwach zaczną rosnąć wyraźnie szybciej niż dotychczas, może zatem okazać się pomocny w określeniu, jak bardzo obniżył się poziom bezrobocia w stanie równowagi.

Łukasz K. Kozłowski jest doktorantem w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie oraz ekspertem ekonomicznym organizacji Pracodawcy RP.