Świetne wyniki finansowe Alibaby, jakie ostatnio zaprezentowała spółka, zostały przyćmione problemami z nielegalnym handlem. Serwis Alibaba został pozwany przez Kering, grupę zrzeszającą producentów luksusowych marek, takich jak Gucci czy Yves Saint Laurent, o przymykanie oczu na podróbki tych marek na aukcjach.

Kering twierdzi, że Alibaba czerpie korzyści z nielegalnego towaru na swoich platformach internetowych, bo przecież pobiera za opłaty wystawione przedmioty. Kolejnym zarzutem jest wspieranie globalnego handlu podróbkami na całym świecie. Jednym z przykładów tego procederu, który został włączony do aktu oskarżenia, jest torebka z „wysokiej jakości skóry” sygnowana logo Gucci. Cena za produkt wynosiła 5 dolarów. Dokładnie taką samą można było nabyć w butiku luksusowej marki za 795 dolarów.

Alibaba istnieje na rynku dopiero od 16 lat. Kontroluje ponad 80 proc. handlu w sieci w Chinach, co daje jej pozycję światowego lidera. Od kliku lat za Wielkim Murem trwa boom internetowy i Jack Ma, prezes Alibaby zarabia na tym krocie – w rankingu magazynu „Forbes” zajmuje 33 miejsce wśród najbogatszych ludzi na świecie.

Chiński koncern prowadzi działania, które mają poprawić jego wizerunek. Usuwa oferty z nielegalnymi produktami, nakłada zakazy zawierania transakcji na sprzedawców wystawiających podrabiane towary. Nie są to jednak dość skuteczne działania. Skala działalności Alibaby jest tak ogromna- miliony transakcji dziennie – że nie ma skutecznego pomysłu na całkowite ukrócenie nielegalnej działalności.

Reklama

>>> Czytaj też: Polska pod rękę z Chinami. Prezydent Duda promuje nasz kraj w Państwie Środka

Kering, występujący w imieniu luksusowych marek, nie pierwszy już raz występuje z oskarżeniami pod adresem Alibaby. Już rok temu złożył podobny wniosek. Wtedy sprawa zakończyła się ugodą. Można się domyślać, że Chińczycy zapłacili odpowiednie odszkodowanie. Tym razem jednak Jack Ma zapowiada walkę z sądzie – co podkreśla w wywiadzie dla agencji Reuters - będzie bronił dobrego imienia swojej firmy.

Dreszczyku emocji przy tej sprawie dodaje też fakt, że nawet państwowe władze w Pekinie tracą cierpliwość. Dają jasno do zrozumienia, że Alibaba musi zacząć kontrolować poczynania swoich klientów. O ile pozwy w amerykańskich sądach można do pewnego stopnia ignorować, o tyle kolejnych ostrzeżeń z Pekinu już nie.