Deficyt finansów wyznaczony przez poprzednią ekipę na poziomie 2,8 proc. PKB nie jest dla nas świętością. Chcielibyśmy oczywiście, żeby w dłuższej perspektywie był on niższy i na pewno się tak stanie, jeżeli uda się pobudzić polską gospodarkę - Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".

W przypadku VAT odbudowanie dochodów państwa ciągu 2-3 lat o 10 do 20 mld zł jest absolutnie w zasięgu realnych możliwości. Jeśli więc zaczniemy zbierać te umykające dochody państwa, to nie przypuszczam, żeby nowe wydatki stwarzały jakieś zagrożenie dla stanu finansów publicznych państwa" - mówi Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".

Ocenił, że pojawiające się na rynku głosy o możliwym "skokowym wzroście deficytu" są "zdecydowanie przesadzone". "(...) sekwencja wdrażania nowych rozwiązań i związanych z nimi obciążeń będzie rozłożona w czasie" - powiedział wicepremier i minister rozwoju.

Morawiecki powiedział, że w dłuższej perspektywie deficyt sektora finansów będzie niższy niż 2,8 proc. PKB. "(...) deficyt finansów wyznaczony przez poprzednią ekipę na poziomie 2,8 proc. PKB nie jest dla nas świętością. Chcielibyśmy oczywiście, żeby w dłuższej perspektywie był on niższy i na pewno się tak stanie, jeżeli uda się pobudzić polską gospodarkę" - powiedział. "Będzie to też zależało od koniunktury gospodarczej wokół Polski. No i kluczową rolę będzie odgrywał bilans handlowy i bilans przepływu dochodów i kapitałów zagranicą" - dodał.

>>> Polecamy: Morawiecki: Chcemy, by tempo wzrostu gospodarczego przewyższało 4 proc.

Reklama

Morawiecki poinformował, że będzie optował za stopniowym, a nie jednorazowym, zwiększaniem kwoty wolnej. "Kwota wolna powinna być zwiększana, ale czy skokowo od razu do 8 tys., czy w pewnej sekwencji, to jest kwestia do dyskusji. Będę raczej optował za „fazowaniem" tego ruchu" - powiedział. "Opowiadam się też za większą progresywnością w tym przypadku, czyli za modelem brytyjskim – przecież w podniesieniu kwoty wolnej chodzi głównie o pomoc osobom mało i najmniej zarabiającym" - dodał.

Minister poinformował, że program "Bilion na inwestycje" zaplanowany jest na horyzont 7-8 lat. "Warto pamiętać, że rocznie już dziś wydajemy ok. 340 mld zł na inwestycje. Uśredniając kilka ostatnich lat, z tej kwoty tylko 60 proc. to środki prywatne, 10 proc. zagraniczne, 10 proc. unijne i 20 proc. publiczne. Chcielibyśmy wzmacniać inwestycje prywatne, angażując też środki publiczne na najbardziej potrzebne krajowi inwestycje" - powiedział.

Dodał, że wśród nowych zadań Ministerstwa Rozwoju, kluczowe będzie "budowanie horyzontalnych mechanizmów koordynacji polityki gospodarczej". "Polskie instytucje są mniej 'cyfrowe', bardziej zbiurokratyzowane, mniej sprzyjają biznesowi i są mniej proobywatelskie. Stawiam sobie zatem zadanie, żeby we współpracy z innymi ministerstwami gospodarczymi wypracowywać mechanizmy, które będą służyły obywatelom i firmom" - powiedział.

>>> Czytaj też: Szałamacha: 500 zł na dziecko to nasz priorytet. Pierwszy wywiad z przyszłym ministrem finansów

"Na pewno będziemy w pełni respektować niezależność banku centralnego. Tam, gdzie NBP uzna, że przy zachowaniu stabilności pieniądza, do czego jest głównie powołany, warto też wspierać gospodarkę różnymi instrumentami, to będziemy takie działania analizowali" - powiedział w rozmowie z dziennikiem "Rz" minister.

"Jeżeli będzie popyt na projekty i inwestycje, to warto mieć dużo kapitału. Dziś też tego kapitału i płynności jest dużo w bankach komercyjnych. Mamy tam sporą nadpłynność – ok. 80 mld zł – i NBP co tydzień ją neutralizuje. Ale dzięki impulsowi rozwojowemu, dzięki perspektywie unijnej, w którą teraz wchodzimy, wierzę, że w ciągu roku do dwóch lat pojawią się nowe projekty, na które będzie potrzebne znaczące finansowanie" - dodał.

Czytaj więcej w "Rzeczpospolitej"