Zbliża się „czwarta rewolucja przemysłowa”. Doprowadzi do gospodarczych zmian na bezprecedensową dotąd skalę.

Bezprecedensowe tempo oraz szeroki zakres i głębokość wielu radykalnych zmian napędzanych przez cyfrowy rozwój, robotykę i technologie 3D wpływa na to, co, jak i kiedy produkujemy i robimy. Chociaż ta transformacja przebiega w różnym tempie w świecie rozwiniętym i krajach rozwijających się, żadne państwo ani rynek nie będzie odcięty od fali silnych zmian - podaje World Economic Forum.

Według corocznego Global Competitiveness Report przygotowanego przez Światowe Forum Ekonomiczne najważniejszym czynnikiem mającym wpływ na długoterminowy wzrost gospodarczy będzie produktywność. Mająca początek w kryzysie gospodarczym z 2008 roku stagnacja w tym zakresie każe postawić pytanie, czy świat będzie w stanie zapewnić wzrost życiowych standardów dla mieszkańców całego świata. Sytuację może uratować właśnie „czwarta rewolucja przemysłowa”.

W teorii stosowanie nowych technologii powinno zwiększyć efektywność i produktywność pracy. Technologiczne innowacje pozwalają istniejącej sile roboczej na zwiększenie tempa produkcji. Jak duży będzie w rzeczywistości w najbliższym czasie wpływ technologii na produktywność?

Stanowiska ekspertów są sprzeczne. Z jednej strony „technopesymiści” tacy jak Robert Gordon z Northwestern Uniwersity prognozują, że wkład cyfrowej rewolucji we wzrost produktywności został już wniesiony, a technologiczna rewolucja jest skończona. Jego zdaniem tym między innymi można wytłumaczyć trwające od kilku lat spowolnienie.

Reklama

„Technooptymiści”, a wśród nich między innymi Eric Schmidt, czyli prezes Google’a, przekonują z kolei, że gospodarka osiągnęła właśnie „punkt zwrotny”, który zapoczątkuje szybki wzrost produktywności. Komu powinniśmy wierzyć? Tak rozbieżne prognozy wynikają z tego, że trudno jest oszacować rzeczywisty wpływ nowych technologii na tempo wzrostu gospodarczego i produktywności pracy.

Firmy typu Uber czy Airbnbs pokazały, że nowoczesne rozwiązania przez nie stosowane zwiększają produktywność i efektywność prowadzenia działalności. Ciągle są jednak lekceważone przez analityków badających światową gospodarkę pod kątem makroekonomii, podobnie jak w przypadku gospodarczego wpływu prac domowych i opieki nad dziećmi. Technologie są dla produkcji i konsumpcji znacznie ważniejsze, niż wskazują na to popularne wskaźniki. Potrzebujemy więc nowego sposobu na zmierzenie wydajności gospodarki. PKB staje się coraz bardziej anachroniczne.

Analizując wpływ szybko rozwijających się technologii na rozwój gospodarki warto zadać jeszcze jedno pytanie: co stanie się, gdy roboty "założą białe kołnierzyki”? Nowe technologie zagrażają coraz większej liczbie zawodów. Dotyczy to także tych profesji, które jeszcze do niedawna, zdawało się, znajdowały się na „bezpiecznym terytorium”. Chodzi na przykład o księgowych, taksówkarzy oraz prawniczych asystentów. Jedne z ostatnich badań pokazują, że w ciągu najbliższych dwóch dekad 47 proc. zatrudnionych może stracić pracę na rzecz „robotów”.

Można spodziewać się, że rozwój technologii będzie wypychał z rynku pracy osoby o niskich kompetencjach, wymuszając na pracownikach wzrost kreatywności. Doprowadzi to zapewne do głębokiego podziału na dobrze opłacanych „specjalistów” i zagrożonych utratą pracy „robotników”, co wpłynie na wzrost napięć społecznych. Zjawisko pogłębiania się nierówności obserwujemy zresztą od kilku dekad w państwach OECD.

Kluczowe stanie się więc „zarządzanie zmianą" na rynku pracy. Udziałowcy, biznesmeni, rządy i indywidualne osoby będą musiały współpracować, by dostosować edukację i szkoleniowe systemy do szybko zmieniających się środowisk pracy.

>>> Czytaj też: Prekariat - nowa niebezpieczna klasa społeczna. Dochód podstawowy może stać się powszechny