- Rosyjski prezydent zmaga się z kilkoma jednoczesnymi problemami. Po aneksji Krymu i podżeganiu do zamieszek we wschodniej Ukrainie, tłumieniu rosyjskiej opozycji oraz wysłaniu wojsk do Syrii, Putin nie odpowiedział jeszcze na ostatnią zniewagę ze strony Turcji – pisze w felietonie dla Bloomberga Leonid Bershidsky.

W czasie ostatniego weekendu ukraińscy aktywiści wysadzili linie wysokiego napięcia i odcięli Krym od dostaw energii elektrycznej. W Sankt Petersburgu, rodzinnym mieście Putina, kolumna 600 ciężarówek kierowała się w kierunku budynków władz miasta, by zaprotestować za pomocą blokady dróg przeciwko polityce rządu (protest dotyczy systemu opłat drogowych – przyp. red.; syn bliskiego przyjaciela Putina ma prywatne interesy w branży transportowej). Natomiast na turecko-syryjskiej granicy siły powietrzne Ankary zestrzeliły rosyjskiego bombowca.

Światła na Krymie zostały wyłączone na prawie 3 dni, a gubernator Siergiej Aksjonow wezwał ludność do „przygotowania się na najgorsze”, co znaczy, że brak dostępu do prądu może potrwać nawet do końca grudnia. W Sankt Petersburgu policja zrezygnowała z zatrzymania ciężarówek, a lokalni urzędnicy zgodzili się na spotkanie z kierowcami. Z kolei odpowiedź Putina na strącenie Su-24 została wyciszona i przyjęta z bólem, ale pozbawiona agresji.

>>> Polecamy: Pojednanie Francji i Rosji. Hollande na salonach u Putina

We wtorek rosyjski przywódca nazwał incydent na granicy Syrii „ciosem w plecy” zadanym przez „tych, którzy wspierają terrorystów”. Oskarżył Turcję o ochronę bojowników Państwa Islamskiego, ponieważ pozwolili im na szmuglowanie przez własną granicę ropy. Stwierdził również, że samolot został wysłany do zbombardowania pozycji Państwa Islamskiego na północy prowincji Latakia, chociaż Państwo Islamskie może nie zajmować tam żadnych pozycji.

Reklama

Gdy Rosja przyznała w zeszłym miesiącu, że jej pasażerski samolot został wysadzony w powietrze nad Egiptem przez terrorystów, Putin obiecał „znaleźć i ukarać” sprawców. Nie był tak stanowczy we wtorek. – Dzisiejsze tragiczne wydarzenia będą miały poważne konsekwencje dla rosyjsko-tureckich stosunków – powiedział. – Nigdy nie będziemy tolerowali zbrodni takich jak ta, która została dzisiaj popełniona – dodał. Brzmi to prawie jak pogróżki.

Sojusznicy i poplecznicy Putina wyczuli, że żadna stanowcza odpowiedź wobec Turcji nie jest rozważana. – Ankara wyraźnie nie oszacowała konsekwencji swoich wrogich działań na interesy kraju i jego gospodarki – zatweetował Aleksiej Puiszkow, szef rosyjskiej komisji polityki zagranicznej w niższej izbie parlamentu. – Masz zamiar pogrozić im palcem? – padło ze strony jednego z internautów w odpowiedzi na wypowiedź Puiszkowa. – Do diabła z turecką gospodarką – padła kolejna odpowiedź. „Co zamierzamy zrobić z Bosforem”?

Typowo gospodarcza odpowiedź powinna obejmować zakaz ruchu lotniczego pomiędzy Rosją a Turcją oraz zamrożenie wspólnych projektów biznesowych – zasugerował wicemarszałek niższej izby parlamentu Nikołaj Lewiczew. Wezwał on również turystów do ewakuacji z Turcji – obok Egiptu jednego z dwóch najpopularniejszych kierunków podróży Rosjan (który znajduje się obecnie poza zasięgiem turystów). Jedna z największych turystycznych linii w Rosji - Natali Tours ogłosiła, że zawiesza oferty wizyt w Turcji.

Jakiekolwiek gospodarcze sankcje wobec Ankary zaszkodziłyby zapewne zarówno Rosjanom, jak też Turkom. Ekonomiczne powiązania pomiędzy Rosją a Turcją są potencjalnym źródłem gospodarczego wzrostu: Putin i jego niegdysiejszy przyjaciel, prezydent Recep Tayyip Erdogan, obiecali zwiększyć wolumen handlu pomiędzy oboma krajami z oczekiwanych w tym roku 25 mld do 100 mld dol. w 2020 roku. Rosja była już w przeszłości dzięki dużym zakupom energii największym importowym partnerem Ankary, ale rosyjscy dostawcy ropy i gazu nadal potrzebują rynków zbytu. Znaczenie Turcji jako handlowego partnera Rosji wzrosło w zeszłym roku po tym, jak Moskwa wprowadziła embargo na żywność na kraje, które nałożyły na nią sankcje za agresję na Ukrainie. Import z Turcji spadł o 38,5 proc. (rok do roku w okresie od stycznia do września).

Jeśli więzy pomiędzy oboma krajami zostaną rozluźnione albo zerwane, żaden na tym nie skorzysta. Po zestrzeleniu bombowca w obu doszło do giełdowych spadków.

Putin zaczyna zdawać sobie sprawę, że jego siły są na wykończeniu. Nie może wysłać żołnierzy na południe Ukrainy w celu przywrócenia dostaw prądu, ponieważ mogłoby to wywołać międzynarodowe oburzenie oraz zaprzepaścić szansę na zawiązanie antyterrorystycznej koalicji państw w Syrii. Nie może też pozwolić sobie na militarną konfrontację z Turcją, członkiem NATO, który może odciąć główne rosyjskie linie zaopatrzenia do Syrii w całym basenie Morza Śródziemnego. Rosja nie jest w stanie zarządzać kilkoma jednoczesnymi konfliktami z najważniejszymi sąsiadami, zwłaszcza w związku ze wzrostem wewnętrznego krajowego niezadowolenia spowodowanego prowadzeniem oszczędnościowych działań.

Rosja nie jest słaba, jest jednak wyizolowana i pozbawiona wsparcia nawet potencjalnych sojuszników takich jak Turcja i Ukraina. Gdy w niedalekiej przyszłości wzrośnie ciśnienie na którymkolwiek z frontów, Putin może poczuć się osaczony. W książce będącej serią wywiadów z prezydentem opublikowanej w 2000 roku (pt. „Pierwsza osoba”) opisał on własne doświadczenia z obskurnego budynku w Sanki Petersburgu, w którym mieszkał jako chłopiec:

Tam, na tej klatce schodowej zdałem sobie raz na zawsze sprawę, co to znaczy być „osaczonym”. W korytarzu znajdowały się szczury. Wraz z przyjacielem zawsze ganialiśmy je z kijami. Pewnego razu ujrzałem wielkiego szczura i zacząłem go ścigać, aż do momentu, gdy znalazł się w narożniku. Nie miał drogi ucieczki. Wtedy rzucił się na mnie. To było nieoczekiwane i bardzo przerażające. Teraz „szczury” ścigają mnie.

Obecnie to Putin może znaleźć się w narożniku. Pomiatał przez 15 lat regionalnymi partnerami i rywalami, zachodnimi przeciwnikami oraz bezwolną populacją. Jeśli wszyscy zwrócą się przeciwko niemu, może się okazać, że nie ma wystarczająco długiego „kija”, by walczyć z wszystkimi jednocześnie.

>>> Polecamy: Nie będzie wspólnej koalicji z Rosją przeciw ISIS. Hollande nie przekonał Obamy