New York Times donosi, że skutki stanu wyjątkowego we Francji najmocniej odczuli muzułmanie. Zza Atlantyku docierają podżegające do przemocy wypowiedzi rywalizujących ze sobą republikańskich kandydatów na prezydenta, które mogą „wyryć Linię Maginota” w sercu i umyśle Europy. Spełnią się wtedy najśmielsze marzenia Państwa Islamskiego.

Niektórym może obecnie z trudnością przyjść oparcie się tezie Samuela Huntingtona, który stwierdził że znajdujemy się na skraju zderzenia cywilizacji. Jednak długa historia odkrywczej i odpornej na wstrząsy Europy sugeruje na przyszłość inne możliwe warianty.

Jeden z nich należy rozpocząć od antyapokaliptycznej diagnozy: niegdyś potężne europejskie państwa narodowe przechodzą obecnie niebezpieczne przemiany, muszą więc radzić sobie jednocześnie ze zmianami demograficznymi, osłabieniem narodowej suwerenności, szokiem gospodarczej globalizacji oraz innymi zmianami w gospodarce i stylu życia.

Innymi słowy, proces łączenia państw poprzez handel i technologię który uformował się w Europie, a następnie został przetworzony na świecie, teraz konfrontuje Stary Kontynent z potężnymi wyzwaniami na jego własnym podwórku.

Reklama

Europejskie instytucje zostały zbudowane, by służyć interesom narodowym w obrębie określonej sfery; obecnie zmagają się więc z dostosowaniem do nowych globalnych realiów, takich jak międzynarodowy terroryzm, zmiana klimatu, osłabienie państwa, masowa imigracja, cyfrowe media czy międzynarodowe zobowiązania. Nic dziwnego, że wokół tych zjawisk nagromadziło się wiele sprzeczności.

Weźmy na przykład kwestię suwerenności i tożsamości narodowej, które mogą jednocześnie wydawać się elastyczne i sztywne. Brytyjscy politycy, w pełni świadomi ekonomicznej konieczności imigracji, zostali zablokowani przez fałszywą antyimgracyjną retorykę skrajnie prawicowych populistów i jej konserwatywną bazę wyborców. W tym samym czasie brytyjska gospodarka pasożytuje na kapitale zagranicznym oraz „obrotowych drzwiach” pomiędzy polityczną sferą, a międzynarodowym biznesem, który lokuje polityków w gronie członków w pełni mobilnej światowej elity.

Pomimo trudnej sytuacji gospodarek oraz dużej niezadowolonej populacji muzułmańskich imigrantów, zarówno Francja jak też Wielka Brytania nie są w stanie zerwać z pochodzącym z cesarskiej ery nawykiem straszenia „zbuntowanych tubylców” wojskową siłą. Francja prowadzi w ostatnich latach wojnę na kilku frontach: w Afganistanie, Wybrzeżu Kości Słoniowej, Libii, Republice Środkowoafrykańskiej, Mali, a ostatnio także w Iraku i Syrii. Jednak liczne dowody świadczą o tym, że kraj koncentruje się na walce z zagranicznym ekstremizmem jednak nie robi nic, by zapobiec mu wewnątrz kraju, a może nawet do niego zachęca.

Zdaje się, że wrogie umysły z Państwa Islamskiego znalazły dotkliwy sposób, na to jak wykorzystywać na własną korzyść uwspółzależniony i upolityczniony świat. Podsycają sekciarską nienawiść na Bliskim Wschodzie, w tym samym czasie kierując za pomocą masowych zamachów ukryty przekaz do muzułmańskich mniejszości w europejskich społeczeństwach, nawołujący do usamodzielnienia się oraz walki o własną tożsamość i godność.

Europejskie demokracje wielokrotnie nie reagowały na podłą przemoc w intelektualnie i moralnie spójny sposób. Styczniowy zamach na redakcję satyrycznego pisma „Charcie Hebdo” wywołał wiele pobożnych deklaracji na temat wolności słowa. Jednakże w zeszłym miesiącu Francuski Sąd Najwyższy utrzymał w mocy wyrok skazujący na 12 politycznych buntowników, którzy byli oskarżeni o nawoływania o bojkot Izraela. Wielka Brytanie sprzedaje z kolei broń państwom Zatoki Perskiej, a wyraźnie świecka Francja utrzymuje bliskie relacje handlowe z będącą fundamentalistyczną teokracją Arabią Saudyjską. Podważa to moralną retorykę opartą o zachodnie wartości.

Oczywiście nie wszystkie sprzeczności w życiu społecznym i politycznym można wyeliminować. Jednak wychodzące poza schematy myślenie może „rozbroić” najbardziej palące z nich.

Nieprzewidywalny włoski premier Matte Renzi okazał pewne oznaki takiego podejścia w zeszłym tygodniu, proponując przeznaczenie połowy z kwoty 2 mld euro (w odpowiedzi na ataki z Paryża) na stworzenie systemu, który będzie zachęcał pozbawionych praw obywatelskich mieszkańców przedmieść wielkich miast do włączenia w obręb społeczeństwa.

Bezprecedensowy gest Angeli Merkel wobec ofiar przemocy w Syrii jest oczywiście o wiele większym hazardem. Zarówno ona, jak też Renzi, zdają sobie sprawę, że stary europejski model etnocentrycznych państw narodowych, w których obywatele skłaniają się do większej izolacji oraz wrogości wobec „obcych”, zagraża rozwiązaniu problemu wyniszczającego konfliktu i gospodarczej zapaści kontynentu.

Państwa powiązane globalną siecią będą musiały z większą dozą wyobraźni myśleć o swojej nieuchronnie umiędzynarodowionej przyszłości, która w rzeczywistości znajduje się w zgodzie z ideałami Oświecenia.

Łatwo zapomnieć, że XVIII-wieczni filozofowie przewidzieli kosmopolityzm społeczeństwa. Dzisiejsza nazbyt scentralizowana i nieelastyczna Francja byłaby zbulwersowana ideami Woltera, Rousseau oraz Kanta – myślicieli hołdujących zdecydowanie innej wizji społeczeństwa.

Współczesna Europa nie zrealizowała ideałów Oświecenia, ale jest na dobrej drodze do tego. Jej przyszłość zależy od tego, czy będzie w stanie wypracować alternatywną do obecnej politykę, która sprzeciwi się utrwalaniu antagonizmów społecznych i ekonomicznych nierówności. Coraz bardziej oczywiste jest, że jeśli to się nie uda to nie tylko Europa, ale cały świat stanie w obliczu endemicznej wojny.

>>> Czytaj też: Agonia wiedzy. Dlaczego współczesne społeczeństwa pogłupiały?