Chodzi o jeden z reaktorów w Doel koło Antwerpii oraz inny w Tihange niedaleko Liege. Zostały na pewien czas wyłączone ze względów bezpieczeństwa. W połowie listopada belgijska agencja zajmująca się kontrolą w tym zakresie, uznała jednak, że nie ma już ryzyka i reaktory mogą ponownie ruszyć. Zgodnie z belgijskimi przepisami definitywny koniec ich funkcjonowania przewidziany jest dopiero za 7-8 lat. Nie wszystkim jednak się to podoba.

Organizacje sprzeciwiające się elektrowniom nuklearnym w Belgii twierdzą, że stwarzają one poważne zagrożenie dla zdrowia i życia osób mieszkających w regionie. Zaapelowali oni do belgijskiego ministra spraw wewnętrznych Jana Jambona, aby wyłączył reaktory na dobre. Z kolei kilka dni temu przedłużono o 10 lat okres eksploatacji dwóch innych reaktorów w Doel, które pierwotnie miały zostać definitywnie wyłączone w tym roku. To także spotkało się z ostrym sprzeciwem aktywistów przypominających, że ponad cztery lata temu belgijski rząd zdecydował o wycofywaniu się od tego roku z energetyki jądrowej.

>>> Polecamy: Polski węgiel ma przyszłość? Oto pomysł resortu energii