- USA i Kuba rozpoczęły właśnie rozmowy ws. odszkodowawczych roszczeń za wywłaszczone mienie i szkody. To obiecujący moment dla obu stron - stawka jest większa niż łączna wartość kwot, o które toczy się spór - pisze w redakcyjnym felietonie Bloomberg.

Przywrócenie gospodarczych relacji pomiędzy USA a Kubą może przyśpieszyć ekonomiczną transformację, która przyniesie korzyści nie tylko obu bezpośrednio zainteresowanym stronom, ale też całym Karaibom. Ta potencjalna nagroda powinna skłonić strony do okazania ambicji i elastyczności. Trwające negocjacje są dalekie od „gry o sumie zerowej”.

Kuba była przez dużą część XIX i XX wieku nie tylko najbardziej ludnym karaibskim krajem, ale też największym eksporterem regionu – magnesem dla migrantów i amerykańskich inwestycji. Do czasu gdy Fidel Castro doszedł do władzy w 1959, wartość amerykańskich przedsięwzięć gospodarczych na Kubie przewyższała inwestycje tego kraju we wszystkich innych krajach Ameryki Łacińskiej z wyjątkiem Wenezueli, włączając w to takie firmy jak IBM, Firestone i podmioty, które w przyszłości utworzyły Exonn Mobil.

Wywłaszczenie tych inwestycji i deklaracje Castro o solidarności ze Związkiem Radzieckim skłoniły prezydenta Dwighta Eisenhowera do nałożenia w październiku 1960 roku na Kubę embarga, a następnie zerwania roku powiązań pomiędzy krajami w styczniu 1961. USA domagają się odszkodowań, licząc właśnie od tego okresu.

Amerykańska Foreign Claims Settlement Commission określiła liczbę roszczeń obywateli i firm na prawie 6 tys., a ich wartość (nie licząc odsetek) na 1,9 mld dol. Uwzględniając odsetki ustalone przez komisję na 6 proc., wartość zobowiązań wzrasta do 8 mld dol. Kubański rząd jest ponadto winien powodom z USA 2 mld dol. z tytułu odszkodowań pochodzących ze spraw, które odbyły się w amerykańskich sądach.

Reklama

Kubańscy urzędnicy uważają, że odszkodowania powinny zostać skierowane w przeciwnym kierunku. USA są ich zdaniem winne Kubie 121 mld dol. z tytułu szkód gospodarczych powstałych na skutek embarga oraz strat osobistych, spowodowanych „aktami terroru”.

Żadnej z powyższych liczb nie należy traktować poważnie. Amerykańskie dane opierają się w dużej mierze na domysłach, natomiast kubańskie na magicznym myśleniu. Istnieje duże pole do negocjacji. Połowa wartości amerykańskich roszczeń znajduje się w rękach 10 firm, które w ramach rekompensaty mogą z radością przyjąć udziały w nowych inwestycjach na wyspie; z kolei Kuba może łatwo pozwolić sobie na pokrycie kosztów roszczeń 5014 indywidualnych obywateli USA o wartości 229 mln. dol.

Zamiast szczegółowego zajmowania się każdym pozwem z osobna, obie strony powinny raczej dążyć do „ubicia wielkiego targu”, którego kształt został zasugerowany w niedawno opublikowanym raporcie Brookings Institution. Powinien on wychodzić od skromnego, realistycznego finansowego rozliczenia, które przejdzie w większy pakiet umów dotyczących zniesienia sankcji, wspierania handlu oraz inwestycji, współpracy w zakresie rozwoju oraz zobowiązania Kuby do podjęcia szybszych i głębszych reform gospodarczych.

Karaibskie kraje obawiają się negatywnego wpływu potencjalnej reintegracji Kuby z USA na turystykę i inne branże - zupełnie niepotrzebnie. Jeśli Kuba zwiększy swój gospodarczy potencjał , będzie bardziej wartościowym konsumentem towarów eksportowanych przez sąsiadów. Amerykańskie inwestycje zostaną dostosowane do relatywnie rozwiniętej bazy przemysłowej Kuby i nieźle wykształconych mieszkańców tego kraju, co powinno pobudzić gospodarczy wzrost i dostarczyć rozwojowy impuls dla całego regionu.

Po 50 latach podziałów, złamana gospodarka regionu może ponownie zostać połączona. Byłoby to w interesie wszystkich, a spory które mogłyby temu zagrozić, powinny zostać zażegnane.

>>> Czytaj też: Cena ropy zbliża się do 20 dol. Przerażeni producenci wyprzedają surowiec