"Takie działania naruszają prawo międzynarodowe" - podkreśla Amnesty.

Rząd w Ankarze odrzuca te zarzuty. "Kategorycznie zaprzeczamy, by jakikolwiek uchodźca przebywający w Turcji był zmuszany do powrotu do domu znajdującego się w kraju objętym konfliktem" - informują władze tureckie.

Tymczasem aktywiści twierdzą, że setki uchodźców przebywających na zachodzie Turcji są przewożone autobusami do odizolowanych ośrodków deportacyjnych na wschodzie kraju. Tam często stosuje się wobec nich przemoc. Jedną z osób, która tego doświadczyła, jest 40-letni Syryjczyk. Mężczyzna twierdzi, że przez siedem dni przebywał w ośrodku deportacyjnym z rękoma i nogami skutymi kajdankami. "Jeśli skuwają ci nogi i ręce, czujesz się jak niewolnik, jakbyś nie był człowiekiem" - podkreślają działacze Amnesty.

Zgodnie z umową między Brukselą a Ankarą, w ramach pomocy dla dwóch milionów 200 tysięcy uchodźców przebywających na terenie Turcji, Unia Europejska wesprze ten kraj kwotą trzech miliardów euro. W zamian Turcja zgodziła się na podjęcie próby ograniczenia liczby uchodźców podróżujących do Europy.

Reklama

>>> Czytaj też: Juncker chce szybko powołać korpus graniczny. Kraje UE boją się utraty suwerenności