W ostatnią niedzielę na parkingu przy podmoskiewskim centrum handlowym „Mega” miał miejsce wyjątkowy protest. 14 udekorowanych banerami ciężarówek i antyrządowe hasła utrudniały Rosjanom przedświąteczne zakupy.

“Chcemy wykarmić nasze rodziny, a nie oligarchów”, “Pozwólcie nam pracować” czy “Legitymizowane złodziejstwo” to tylko niektóre z haseł. Kierowcy ciężarówek przybyli w to miejsce z północno-zachodniej Rosji i 3 tygodnie temu założyli obozowisko. Co ciekawe, w innej części miasta istnieje podobne obozowisko transportowców, którzy dla odmiany przybyli z południowo-wschodniej części Rosji. To nie jedyne obozowiska protestujących w ostatnim czasie transportowców. Wszystkich łączy jedno – sprzeciw wobec nowego podatku drogowego, który faworyzuje bliskich prezydenta Władimira Putina.

Transportowcy zagrozili już, że zablokują główne drogi dojazdowe do Moskwy, ale jak dotąd nie odważyli się na realizację swoich gróźb. Z drugiej strony same władze są niechętne rozbijaniu protestów – tak jak rozbijano protesty klasy średniej w 2012 roku.

“Teraz chcemy zaznaczyć naszą obecność” – komentuje koordynator protestów Andriej Bazutin. „W razie potrzeby możemy zmobilizować tysiące ciężarówek” – ostrzega.

Reklama

Spadające ceny ropy oraz zachodnie sankcje spowodowały, że dziura w rosyjskim budżecie zaczęła się powiększać. Kreml częściowo pokrywa ją ze środków specjalnego funduszu, który powstał z zysków ze sprzedaży surowców energetycznych, gdy ich ceny były wyższe. Część dziury budżetowej władze chcą też zasypać przy pomocy nowych podatków. Rosyjski minister finansów Anton Siluanow ostrzegał w październiku, że pieniądze wyczerpią się do końca 2016 roku, co pociągnie za sobą konieczność znaczących ograniczeń w wydatkach oraz nakładanie nowych podatków.

Jeden z protestujących transportowców Siergiej Gorodeszenin zarabiał ok. 912 dolarów miesięcznie (65 tys. rubli), ale spadający popyt na jego usługi obniżył poziom zarobków do 420 dol. miesięcznie.
Pochodzący z Wołogdy kierowca połowę swojego wynagrodzenia przeznacza na utrzymanie dwójki dzieci i żony. Reszta ledwo wystarczała na spłatę kredytów i utrzymanie dwóch ciężarówek. Kierowcy ostrzegają, że nowy podatek, który jest zbierany przy pomocy systemu Platon, pozbawi ich tych niewielkich dochodów, które mają. „Jeśli będę zmuszony zapłacić nowy podatek, moje dzieci zostaną z niczym” – mówi Gorodeszenin.

System poboru opłat Platon jest zarządzany przez Igora Rotenberga, którego ojciec w latach 60. uczęszczał na kursy judo razem z Władimirem Putinem.

Transportowcy wobec Putina: za, a nawet przeciw

Większość protestujących transportowców popiera politykę Władimira Putina. Fakt, że są zmuszeni do protestów, stawia ich w nowej sytuacji. „Nie jesteśmy przeciwko rządowi, a wręcz go popieramy. Protestujemy tu przeciwko temu jednemu rozwiązaniu, jakim jest podatek drogowy” – wyjaśnia Aleksie Uljanow, jeden z koordynatorów protestu.

Choć Władimir Putin podczas swojej konferencji prasowej 17 grudnia zaoferował transportowcom pewne ułatwienia, to twardo bronił pomysłu pobierania nowego podatku, na którym skorzysta w dużej mierze rodzina Rotenbergów. Rosyjski prezydent za pomocą podatku chce „wyciągnąć transport z szarej strefy”.

Wystąpienie Putina nie spotkało się z przychylnością w środowisku transportowców. Kierowcy ciężarówek z Jekaterynburga nagrali specjalny materiał wiedo adresowany do prezydenta Rosji. Wyrażają w nim swoje oburzenie wobec nazwania ich „podatkowymi cwaniakami”.

Siergiej Gorodeszenin, który popierał protesty klasy średniej w 2012 roku oraz „rozumiał” ukraiński Majdan, uważa, że dopiero teraz, gdy transportowcom przyszło protestować, on i jego koledzy zrozumieli naprawdę, czym jest rosyjski system polityczny i jak działają kontrolowane przez Putina media.

Protesty rozniosą Rosję?

Choć w Rosji nie istnieją związki zawodowe z prawdziwego zdarzenia, kraj doświadcza w ostatnim czasie fali protestów. Tylko w ciągu ostatnich dwóch tygodni swoje protesty zorganizowali nauczyciele ze szkół we wschodniej Syberii oraz pracownicy sieci pizzerii Sabarro. Powodem protestów były opóźnienia w wypłacaniu wynagrodzeń.

Wciąż jednak komentatorzy różnią się w ocenie tego, co mogą przynieść protesty. „Protest transportowców to pierwszy grzmot nadchodzącej burzy” – uważa Aleksandr Auzan, dziekan wydziału ekonomii na Moskiewskim Państwowym Uniwersytecie. Z kolei ekonomista Jewgienij Gontmaker przewiduje, że protesty „utoną w rosyjskim bagnie”.

>>> Czytaj też: Tak taniej ropy nie było od 2004 roku