„Mamy bardzo słaby początek roku i na rynkach panuje duża nerwowość. Nie oczekuje się zbyt wiele po wzroście gospodarczym w tym roku, słabe dane z początku roku z Chin i USA na pewno więc nie pomogły. Pojawiło się wiele głosów, że zbliża się kolejna światowa recesja” – powiedział agencji Bloomberg William Hobbs, odpowiedzialny za dział strategii inwestycyjnej w Barclays w Londynie.

Indeks S&P 500 stracił w poniedziałek 1,5 proc. i była to najsłabsza pierwsza sesja w roku w wykonaniu tego indeksu od 2008 roku. Do wyprzedaży na rynku przyczyniły się między innymi słabsze od oczekiwań dane z USA oraz Chin. Rozczarowały odczyty wskaźników PMI z gospodarki Chin oraz indeksu aktywności ISM w przemyśle USA – wskazania indeksów sugerują spadek aktywności wytwórczej w dwóch największych gospodarkach świata.

Rynek martwi również powrót dużej zmienności na giełdy w Chinach. Po silnym, siedmioprocentowym spadku na chińskiej giełdzie w poniedziałek, we wtorek po zmiennej sesji główny indeks giełdy w Szanghaju zakończył dzień spadkiem o 0,3 proc.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że na chińskiej giełdzie miała miejsca interwencja funduszy kontrolowanych przez chiński rząd, które skupowały akcje. Chiński bank centralny zdecydował się również na największe zwiększenie płynności w sektorze finansowym od września.

Reklama

Do tego poinformowano o rezygnacji ze zniesienia w najbliższym czasie regulacji zakazującej największym udziałowcom chińskich spółek sprzedaży akcji.

„Myślę że dzisiaj rynek trochę odetchnął z ulgą po tym jak nie zobaczyliśmy dalszego pogorszenia się sytuacji w Azji, szczególnie w Chinach„ – ocenił w CNBC Ryan Larson, kierujący działem tradingu na rynku akcji w RBC Global Asset Management .

W centrum uwagi utrzymuje się sytuacja na Bliskim Wschodzie. Kuwejt we wtorek wezwał na konsultacje swego ambasadora w Iranie z powodu ataków na placówki dyplomatyczne Arabii Saudyjskiej w tym kraju - podała państwowa agencja KUNA. Na razie nie jest jasne, jak to posunięcie wpłynie na relacje obu państw.

W niedzielę Arabia Saudyjska ogłosiła, że kraj zrywa stosunki dyplomatyczne z Iranem po sobotnim ataku na saudyjską ambasadę w Teheranie i ostrej irańskiej reakcji na egzekucję szyickiego duchownego. W poniedziałek w ślady Arabii Saudyjskiej poszły władze Bahrajnu oraz Sudanu, które zerwały stosunki dyplomatyczne z Iranem. Zjednoczone Emiraty Arabskie odwołały natomiast swego ambasadora i obniżyły rangę stosunków z Teheranem.

Na zaostrzenie relacji pomiędzy Iranem a Arabią Saudyjską oraz jej arabskimi sojusznikami ceny ropy naftowej początkowo zareagowały wzrostami, nie były one jednak długotrwałe i we wtorek ceny tego surowca ponownie spadały.

W ocenie analityków Natixis, konflikt pomiędzy Iranem i Arabią Saudyjską może potencjalnie zdestabilizować rynek ropy naftowej, gdyby doszło do jego eskalacji. W obecnej fazie nie jest on jednak jeszcze na tyle poważny, aby zagrozić dostawom ropy naftowej.

„Reakcja rynku na razie nie zaskakuje mnie, istnieje ryzyko potencjalnego silnego wzrostu premii za ryzyko, gdyby doszło do bezpośredniego konfliktu pomiędzy Arabią Saudyjską a Iranem. Te dwa kraje są bowiem odpowiedzialne za 400 mln produkcji baryłek produkcji dziennie” – ocenił w CNBC Abhishek Deshpande, analityk ds. rynku ropy naftowej w Natixis.

„Do tej pory nie doszło jednak jeszcze do takiej eskalacji konfliktu, która zagrażałaby podaży ropy. Dodatkowo wciąż mamy wysoką nadpodaż ropy naftowej, która wynosi obecnie ponad 1,5 mln baryłek dziennie. Nie dziwi mnie więc, że po początkowych wzrostach wczoraj, rynek oddał zwyżki” – dodał.

W środę na pierwszy plan wysuną się spekulacje na temat przyszłości polityki monetarnej w USA, rynek bowiem pozna zapiski z grudniowego posiedzenia Fed. Na poprzednim posiedzeniu amerykański bank centralny podjął długo oczekiwaną decyzję o podniesieniu głównej stopy procentowej po raz pierwszy od 2006 r. Fed ocenił w komunikacie wtedy również, że warunki gospodarcze w USA powinny pozwolić na dalsze, stopniowe podnoszenie stopy procentowej.