Ustawa proponowana przez PiS czyni pozycję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego silną jak nigdy dotąd.
PiS w projekcie ustawy pisze w art. 3, że zadania prokuratury prokurator generalny i podlegli mu prokuratorzy realizują przez prowadzenie lub nadzorowanie postępowania przygotowawczego w sprawach karnych i sprawowanie funkcji oskarżyciela publicznego przed sądami. Podobny zapis istnieje dziś, tyle że nowe uprawnienia pozwalające na bezpośrednie ingerowanie w prowadzone śledztwa.
Wizja, że minister sprawiedliwości i prokurator generalny stanie któregoś dnia jako oskarżyciel przed sądem, nie wydaje się tak odległa. Konstrukcja projektu ustawy daje mu bowiem faktycznie możliwości osobistego (bezpośredniego lub pośredniego) kierowania podległą prokuraturą. Dziś nawet jeśli przełożony nie zgadza się z podwładnym i uzna, że popełnia on błąd, nie może mu kazać zmienić takiej decyzji. Może co najwyżej sam wydać decyzje albo zlecić opracowanie projektu decyzji według własnych wytycznych i sam ją podpisać.

>>> Czytaj też: Minister sprawiedliwości stanie się superśledczym

Po zmianach prokurator, który sprzeciwi się przełożonemu, niewiele będzie miał do powiedzenia. Zgodnie z projektem w takim wypadku może tylko żądać zmiany polecenia, wyłączenia go od czynności albo od udziału w sprawie. Ale o tym, co dalej, decydował będzie przełożony albo przełożony przełożonego.
Reklama
– Powrót do rozwiązań sprzed 2009 r. budzi wątpliwości. Uważam, że zakaz wydawania takich poleceń z możliwością wydawania osobistej decyzji przez przełożonego, gdy nie zgadza się z decyzją prowadzącego sprawę, stanowi przynajmniej teoretycznie silniejszą gwarancję niezależności. Ale moje doświadczenia i wielu moich kolegów wskazują, że oba rozwiązania są często w praktyce martwe. Pod rządami jednych i drugich regulacji prokuratorzy, którzy prowadzili sprawy wbrew oczekiwaniom przełożonych, na drugi dzień ich nie prowadzili. Jedynym rozwiązaniem jest wprowadzenie zakazu odbierania i przenoszenia spraw do innych jednostek. Tego w projekcie brakuje – ocenia Jacek Skała, szef prokuratorskich związkowców.
Pozycja prokuratorów tym bardziej osłabnie, że wprowadzenie zmian oznacza także rewolucję kadrową w prokuraturze. Obecne funkcje może stracić pół tysiąca prokuratorów. Może, gdyż z dniem wejścia w życie przepisów część znajdzie się w likwidowanych jednostkach jak Prokuratura Generalna czy apelacyjna, a z kolei prokuratorzy funkcyjni w prokuraturach okręgowych i rejonowych z automatu zostaną zdymisjonowani. O tym, kto zachowa funkcję lub trafi na odpowiadające stanowisko w prokuraturze krajowej lub regionalnych, zdecyduje Zbigniew Ziobro, bo prokurator generalny ma decydujący głos we wszystkich nominacjach. Żaden z dotychczasowych ministrów sprawiedliwości i prokuratorów generalnych nie miał takiej władzy.
Wreszcie obecny projekt daje ministrowi sprawiedliwości pełną swobodę budowania przekazu medialnego z prowadzonych śledztw lub przekazywania informacji o nich wybranym osobom. Pytani o to autorzy projektu mówią, że może chodzić np. o przedstawicieli organizacji międzynarodowych. Ale równie dobrze może to wyglądać na wyciągnięcie wniosków z krytyki wobec Zbigniewa Ziobro po tym, jak był ministrem sprawiedliwości w latach 2005– –2007. Zarzucano mu wówczas, że przekazywał prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu (zanim ten został premierem) informacje ze śledztw przeciwko mafii węglowej. Jeśli ustawa wejdzie w życie, nowy prokurator generalny będzie miał podstawę prawną, by to robić. Kolejny paragraf tego artykułu pozwala prokuratorowi generalnemu, ale też szefom jednostek prokuratury lub wskazanym przez nie prokuratorom przekazywać informacje ze śledztw bez zgody prokuratora prowadzącego.
Nowe propozycje zakładają też, że prokurator generalny, a więc i minister sprawiedliwości, musi być prawnikiem. W świetle rozbudowanych obowiązków prokuratorskich jest to logiczne, ale ogranicza także polityczną konkurencję do tej funkcji. ©?

Specprokurator, instytucja znana na świecie

Na fali afery Watergate w Kongresie zapanowało przeświadczenie, że do badania spraw związanych z łamaniem prawa na najwyższych szczeblach władzy potrzebny jest organ niezależny od „zwykłego” aparatu sprawiedliwości, nieograniczony w swoich śledztwach ramami czasowymi, personalnymi i finansowymi. Przed 1973 r. tylko dwa razy powołano „specjalnych prokuratorów” (special prosecutor); osobnego desygnowano także do zbadania afery Watergate.
Kongres chciał jednak umocowania prawnego tej instytucji. Uchwalona w 1978 r. ustawa Ethics in Government Act ustanawiała „niezależnych radców” (independent counsel). Od tej pory prokurator generalny miał powoływać taką osobę za każdym razem, kiedy pojawiło się podejrzenie łamania prawa przez wysokich rangą urzędników federalnych. Superprokuratorzy zajmowali się m.in. aferą Iran-Contras, czyli sprzedażą przez rząd federalny broni Iranowi, z której to transakcji zysk został użyty do finansowania nikaraguańskich rebeliantów Contras. Ustawa wymagała także, żeby ważność przepisów o radcach co pięć lat przedłużał Kongres.

>>>Czytaj więcej: Szeryf Ziobro robi porządki w sądach

Wbrew jednak zamierzeniom ustawodawców, superprokuratorów powoływano zazwyczaj do spraw błahych, rychło stali się też elementem rozgrywek politycznych. Autorytet urzędu został nadwątlony zwłaszcza za kadencji Billa Clintona, kiedy w pewnym momencie jednocześnie swoje śledztwa prowadziło siedmiu niezależnych radców. Tylko dochodzenie Kennetha Starra trwało cztery lata i kosztowało 40 mln dol.; chociaż Starr został powołany do zbadania tzw. afery Whitewater, dotyczącej inwestycji w nieruchomości małżeństwa Clintonów, to jego mandat rozszerzono o kilka innych spraw, w tym aferę z Moniką Levinsky. To ostatecznie pogrzebało wiarygodność urzędu i Kongres w 1999 r. nie przedłużył ważności przepisów o niezależnych radcach. Jednocześnie funkcja taka została utworzona w ramach Departamentu Sprawiedliwości.