Polski rząd bardzo poważnie podchodzi do spraw poszanowania prawa i pluralizmu medialnego - zapewnia o tym polskie MSZ w rozmowach z Komisją Europejską.

Wiceszef polskiej dyplomacji Konrad Szymański spotkał się dzisiaj z dyrektorem przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Warszawie Marzenną Guz-Vetter. Do Brukseli dotarła też odpowiedź MSZ na wcześniejszy list wiceszefa Komisji.
Powodem spotkania w Warszawie były zarówno list wiceszefa Komisji Fransa Timmermansa do polskich władz w sprawie ustawy medialnej oraz sugestia komisarza Guenthera Oettingera, by objąć Polskę nadzorem Brukseli.


Wiceszef polskiej dyplomacji Konrad Szymański mówił po spotkaniu, że w ostatnim czasie wystąpiła nie najlepsza komunikacja między Warszawą a Brukselą. „Długofalowym celem naszej komunikacji z Brukselą jest to, aby Komisja Europejska ani żadna inna instytucja unijna nie była postrzegana jako strona sporu politycznego w Polsce” - powiedział Szymański. Z kolei Marzenna Guz-Vetter mówiła, że Brukseli zależy na dobrych relacjach z Polską, ale Komisja musi równocześnie dbać o poszanowanie praw.

Do Brukseli dotarła też odpowiedź MSZ na list Fransa Timmermansa. "Komisja otrzymała odpowiedź od Polski. Jesteśmy w trakcie analizowania odpowiedzi” - mówi rzecznik Komisji Margaritis Schinas. Według MSZ, Warszawa napisała, że pluralizm mediów jest dla polskiego rządu bardzo istotny, ale unijny dyplomata mógł zostać wprowadzony w błąd, a polskie zmiany nie stoją w sprzeczności z unijnym prawem. Polski wiceminister spraw zagranicznych Aleksander Stępkowski przytacza też oświadczenie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, które pod koniec grudnia oznajmiło, że media publiczne osiągnęły patologię i posługiwały się manipulacją i stronniczością.

Unijni urzędnicy podkreślają, że planowana na 13 stycznia debata w Komisji Europejskiej w sprawie Polski będzie orientacyjna. Sam fakt jej zorganizowania nie oznacza, że wobec Warszawy rozpoczęto procedurę związaną z zagrożeniem dla państwa prawa.

Reklama

>>> Czytaj też: Pracownik to frajer? W Polsce to biedniejsi płacą na bogatszych