Jeśli do tego nie dojdzie, w poniedziałek pełniący funkcję szefa gabinetu Artur Mas podpisze dekret wyznaczający na marzec datę kolejnej elekcji. Byłyby to czwarte w Katalonii wybory w ciągu pięciu i pół roku.

We wrześniu wygrała niepodległościowa Junts pel Si. Jednak nie zdobyła większości miejsc i aby rządzić potrzebowała poparcia skrajnie lewicowego CUP-u. Ugrupowanie to postawiło dwa warunki: na czele rządu nie stanie ponownie reprezentujący neoliberalną politykę Artur Mas i nowy gabinet ogłosi plan pomocy społeczeństwu.

Jak twierdzą przedstawiciele CUP, żaden z warunków nie został spełniony. "Junts pel Si zaproponował nam plan pomocowy za 300 milionów euro. To stanowczo za mało. Upiera się też przy Masie, który decydował o cięciach budżetowych, ochronie banków i eksmisjach" - argumentował PR David Vidal, członek CUP.

>>>Czytaj więcej: "A ja coraz bardziej lubię lemingi". Wywiad z Beatą Kempą

Reklama

Przedstawiciele Junts pel Si i CUP-u przyznają, że nowe wybory nie są dobrym rozwiązaniem. Obawiają się, że w marcowych wyborach stracą poparcie. Dlatego, niewykluczone, że ich rozmowy przedłużą się do wieczora.