Decyzja agencji ratingowej Standard & Poors (S&P) o obniżeniu ratingu Polski zaskoczyła rynek. Zdaniem niektórych ekonomistów, sytuacja gospodarcza w Polsce jest dobra, a jedyne co może niepokoić to ewentualna perspektywa kolejnych budżetów, w których może nie udać się znaleźć odpowiedniego pokrycia dla zwiększonych wydatków.

W piątek agencja ratingowa S&P obniżyła suwerenny rating kredytowy Polski w walucie obcej do 'BBB+' z 'A-' z perspektywą negatywną. Jednocześnie długo- i krótkoterminowa ocena w walucie lokalnej została obniżona do "A-/A-2" z "A/A-1". Krótkoterminowa ocena kredytowa w walucie obcej została potwierdzona na poziomie "A-2". Perspektywa została obniżona do negatywnej. Rynek nie oczekiwał podwyżki, ani zmiany ratingu, a jedynie ewentualnej obniżki perspektywy ratingu z pozytywnej.

Analitycy są zgodni, że dokonana zmiana była zaskakująca dla rynku, gdyż nastąpiła bez uprzedniego obniżenia perspektywy ratingu do negatywnej. Część z nich podkreśla, że ruch ze strony agencji był co najmniej przedwczesny, a nawet zbyt agresywny i przesadzony. Ekonomiści uważają, że decyzja jednej z agencji ratingowej już wywołała turbulencje na rynku, a w dłuższym terminie będzie to negatywnie oddziaływać również na koszty obsługi długu zagranicznego. Jednocześnie część analityków podkreśla, że o ile ten rok wydaje się niezagrożony dla budżetu, o tyle kolejny może już budzić pewien niepokój.

>>> Czytaj też: Standard & Poor's: Musieliśmy działać szybko. Rząd mógł się odwołać

Reklama

Rafał Sadoch, główny ekonomista Noble Option

Obniżenie ratingu polski przez agencję S&P z poziomu A- do BBB+ z perspektywą negatywną było dużym szokiem, bowiem tak gwałtownych zmian w podejściu głównych agencji ratingowych nie zwykliśmy obserwować. Jednak i zmiany w polskiej polityce również zachodzą w niespotykanym tempie, co w pewnym stopniu tłumaczy tę zaskakującą decyzję. Agencja w wyjaśnieniu podała, że głównym powodem decyzji było osłabienie struktur państwowych. Jednocześnie nie wyklucza, że w sytuacji kontynuacji dotychczasowej polityki dalej będzie obniżała rating. Obniżenie ratingu może mieć również i pozytywne skutki. Otóż może być to zimny prysznic dla nowego rządu, który od czasu objęcia władzy nie miał jakichkolwiek hamulców we wprowadzaniu swoich planów. Tajemnicą nie jest, że w trakcie 2016 r. duże zmiany mogą dotknąć także i NBP. W uzasadnieniu agencja podkreśliła, że dalsze obniżki ratingu mogłyby mieć miejsce właśnie wówczas, gdyby nadszarpnięta zostałaby niezależność banku centralnego. Warto przypomnieć, że również w piątek NBP opublikował opinię do projektu ustawy budżetowej na rok 2016, w której to celnie wypunktowano wszystkie ryzyka związane z polityką gospodarczą PiS. Choć wszystko wskazuje, że polska gospodarka stopniowo rozwijać się będzie w coraz szybszym tempie, to jednak ryzyko destabilizacji finansów publicznych oraz negatywny wpływ na gospodarkę planowanego obniżenia wieku emerytalnego stopniowo podkopywać będą fundamenty polskiej gospodarki, a efekty tego zobaczymy dopiero w dłuższym okresie. Wydawać się może, że po nauczce z 2007 roku, kiedy to agencje oskarżane były o nadmierną bierność, obecnie starają się działać z większym wyprzedzeniem.

Analitycy Banku Millennium

Była to pierwsza obniżka ratingu polskiego rządu w historii. Od lutego 2015 r. perspektywa polskiego ratingu w S&P była pozytywna, stąd decyzja o cięciu oceny Polski była dużym zaskoczeniem (oczekiwano raczej zmiany perspektywy, która poprzedziłaby ewentualną obniżkę). Dla przyszłej oceny Polski kluczowa będzie niezależność NBP oraz ścieżka fiskalna. W ocenie agencji fundamenty gospodarki są dobre. Również w piątek agencja ratingowa Fitch potwierdziła długoterminowy rating polskiego długu w walucie zagranicznej na poziomie "A minus", agencja Moody's nie opublikowała natomiast przeglądu ratingów Polski. MinFin oceniło decyzję S&P jako niezrozumiałą, jednak faktem jest że może mieć ona poważny negatywny wpływ na wycenę polskich aktywów i w konsekwencji podnieść koszty obsługi długu publicznego.

Analitycy Raiffeisen Polbank

Standard and Poor's przede wszystkim umotywowała obniżkę dokonanymi po wyborach zmianami ograniczającymi niezależność i skuteczność funkcjonowania kluczowych instytucji (Trybunał Konstytucyjny, media publiczne, służba cywilna). Dodatkowo agencja przypomniała o dokonanej zmianie reguły wydatkowej, która złagodziła jej wymowę i poinformowała, że nie oczekuje już poprawy kondycji sektora finansów publicznych. Podkreślając wątpliwe źródła finansowania dla wprowadzonych nowych wydatków budżetowych S&P podwyższyła prognozę deficytu sektora finansów publicznych z 2,8% do 3,2% PKB na ten rok. Dokonana zmiana była o tyle zaskakująca, że nastąpiła bez uprzedniego obniżenia perspektywy ratingu do negatywnej. Nawet taki ruch wydawał nam się jeszcze przedwczesny (wg ankiety Reutersa jego prawdopodobieństwo szacowano na 30%), biorąc pod uwagę, że ruchy agencji ratingowych często stanowiły dopiero reakcję na faktycznie pogarszające się dane, a nie miały charakteru wyprzedzającego. Rating Polski pozostaje w obszarze inwestycyjnym, a do tak zwanego poziomu „śmieciowego" dzielą go jeszcze trzy poziomy. Także w piątek o wynikach przeglądu ratingu poinformowała agencja Fitch. W jej przypadku zarówno sam rating (A-"), jak i jego perspektywa (stabilna) zostały utrzymane bez zmian.

>>> Czytaj też: Prezydent Duda: pozytywne statystyki ekonomiczne Polski były mylące

Marcin Mrowie, główny ekonomista Banku Pekao

Po pierwsze, zmiana ratingu S&P zasadniczo podyktowana była względami postrzegania zmian politycznych, a znacznie mniej (bądź wcale) czynnikami ekonomicznymi - i jest to wyraźnie napisane w komunikacie S&P. Żaden z ocenianych czynników ekonomicznych nie zmienia się na tyle, aby uzasadniać zmianę ratingu, tym bardziej, iż nie poprzedziła jej zmiana perspektywy (outlook). Po drugie, na co wskazuje Ministerstwo Finansów, agencja nie zwróciła się do MF celem wyjaśnienia swoich wątpliwości. Gdyby tak się stało, zapewne przedstawiono by fakty wskazujące, iż oceny polityczne zawarte w uzasadnieniu S&P są co najmniej niepełne. To wszystko jednak nie zmienia faktu, że do inwestorów zagranicznych dotarła dość mocna wiadomość ze strony jednej z trzech najważniejszych agencji ratingowych. Złoty zareagował już w piątek w handlu elektronicznym (EUR-PLN osiągnęło poziom 4,48), zaś dziś na otwarciu należy spodziewać się wyprzedaży zarówno złotego jak i obligacji rządowych. Nie można wykluczyć, że na rynku pojawi się MF (za pośrednictwem BGK), aby stabilizować kurs złotego. Abstrahując od słuszności bądź niesłuszności zmian wprowadzanych ostatnio przez parlament - ich prędkość przyczynia się do wywołania dość wysokiego poziomu niepewności i obaw wśród inwestorów zagranicznych (choć nie tylko), do którego dodatkowo przyczynia się amplifikacja co bardziej emocjonalnych wątków przez media, co prowadzi do kolejnych emocjonalnych wypowiedzi itd. Przekaz mediów zagranicznych jest wyraźnie jednostronny i momentami mocno przerysowany, jak na to wskazuje ich obraz obecnej rzeczywistości w Polsce, wyłaniający się z rozmów z inwestorami oraz analitykami z zagranicy w ostatnich dniach. Niezależnie jednak od bieżącego 'zamieszania' wywołanego decyzją S&P, z makroekonomicznego punktu widzenia wyzwaniem pozostają kwestie długoterminowej stabilności finansów publicznych. Jeśli chodzi o rok 2016, sytuację będą ratowały m.in. jednorazowe wpływy z aukcji LTE (9mld) oraz to, że program 'Rodzina 500+' będzie wprowadzony w II. kwartale. W kolejnych latach nie będzie już LTE (a więc trzeba znaleźć trwałe źródło wpływów budżetowych tej skali), zaś zapowiadane są dalsze ustawy zwiększające wydatki (obniżenie wieku emerytalnego, podniesienie kwoty wolnej), co do których nie znamy źródeł finansowania. Wskazana jest szczególna ostrożność, oraz zapewnienie, że ewentualne dodatkowe wydatki miałyby rzeczywiste pokrycie w pewnych dochodach ( oczekiwana poprawa ściągalności podatków, w skali istotnej dla budżetu, na obecnym etapie nie może być tak traktowana) - w przeciwnym wypadku ewentualne negatywne reakcje agencji ratingowych miałyby już niestety uzasadnienie ekonomiczne, a nie polityczne, jak piątkowa decyzja Standard and Poors.

Analitycy Banku Gospodarstwa Krajowego

Ze względu na to, że S&P nie ujawnia metodologii badania, trudno oceniać podjętą decyzję. Niemniej trudno także nie uznać jej za kontrowersyjną. W naszej ocenie zważywszy na argumentację S&P, właściwsza mogłaby być jedynie zmiana perspektywy. Trzeba bowiem podkreślić, że deficyt sektora finansów publicznych pozostaje pod kontrolą. Zwiększony poziom wydatków budżetowych jest w znacznej mierze rekompensowany zwiększeniem wpływów. Ewentualne odchylenia od wcześniej zakładanych wartości nie powinny być duże i determinować oceny kondycji finansów publicznych. Ponadto, wydaje się, że S&P zignorował w swojej ocenie ostatnie wyniki makro, jak i perspektywy wzrostu Polskiej gospodarki. Te nie dają powodów do obaw. Nie chodzi tylko o stabilną i względnie wysoką dynamikę PKB. Trzeba również podkreślić wyższą od prognoz poprawę w relacjach handlowych z zagranicą, a więc istotne ograniczenie deficytu na saldzie rachunku obrotów bieżących oparte na poprawie wyniku wymiany towarów i usług, będącej pochodną wzrostu eksportu, co potwierdza rosnącą konkurencyjność polskiej gospodarki na zagranicznych rynkach.

Analitycy Banku Zachodniego WBK

Decyzja była bardzo zaskakująca, wręcz szokująca dla uczestników rynku. Uzasadnienie decyzji było również dość zastanawiające. Głównym powodem tej znaczącej zmiany oceny kredytowej Polski był pogląd, że zmiany instytucjonalne zmniejszyły niezależność Trybunału Konstytucyjnego i mediów publicznych. O ile jest dość oczywistym, że sytuacja instytucjonalna kraju jest istotna, to jednak istotnym zagadnieniem powinno być czy i na ile ma to wpływ na zdolność (lub chęć) kraju do wypełniania swoich zobowiązań wobec kredytodawców. Analizując komunikat S&P w zakresie oceny obecnej i przyszłej sytuacji fiskalnej Polski, trudno znaleźć na tyle znaczące zmiany, aby sugerowały one pogorszenie oceny wiarygodności kraju. Po pierwsze, S&P oczekuje, że do 2019 roku dług publiczny pozostanie stabilny na poziomie 51-52% PKB, a relacja wydatków sektora publicznego do PKB ma być stabilna w okolicach 41%. Jeśli chodzi o deficyt sektora finansów publicznych, prognoza na 2016 została co prawda zwiększona do 3.2% PKB, ale raptem o 0.3 pkt proc. Jednocześnie, prognoza na rok 2015 została obniżona o 0.2 pkt proc. Dla roku 2017 skala wzrostu prognozy deficytu jest podobna jak dla roku bieżącego, a na lata 2017-19 spodziewana jest stabilizacja deficytu w ok. 3% PKB. Po drugie, S&P oczekuje utrzymania solidnego tempa wzrostu gospodarczego na poziomie 3-3.5% w latach 2016-19. Nie widać więc, aby zmiany instytucjonalne miały prowadzić, według S&P, do pogorszenia sytuacji fiskalnej i ekonomicznej. Podobnie, nie widać obecnie sygnałów ataku na niezależność czy wiarygodność banku centralnego, a jest to czynnik, który S&P wskazuje jako możliwy powód dalszych obniżek ratingu. W sumie, zmiany w polityce gospodarczej, które miały miejsce w ostatnich miesiącach, uzasadniają bardzie ostrożne podejście zarówno inwestorów, jak i agencji ratingowych. Pisaliśmy ostatnio wielokrotnie o zmianie średnioterminowego celu polityki fiskalnej (deficyt 3% PKB zamiast poprzedniego celu na poziomie 1%), zmianie w regule wydatkowej, zwiększeniu wydatków finansowanych (częściowo) jednorazowymi dochodami. W wyniku tych (i ewentualnych dalszych) czynników, nie można wykluczyć, że Fitch oraz trzecia agencja Moody's, w kolejnym kroku zmienią perspektywę polskiego ratingu na negatywny. Jednak, zmiana ratingu, jak nastąpiło w przypadku S&P, jest ruchem znacznie bardziej istotnym, zbyt agresywnym i przesadzonym, w naszej opinii. Uzasadniona czy nie, decyzja S&P już spowodowała turbulencje na rynku. W piątek późnym popołudniem, po zamknięciu polskiego rynku (więc przy niskiej płynności) EURPLN wzrósł do ok. 4,50 (tygodniowy wzrost największy od końca listopada 2011, a dzienny od września 2011), a USDPLN powyżej 4,10 (najwyżej od października 2002). Dziś rano EURPLN jest blisko 4,48. Wieczorny komunikat Fitch nie zneutralizował negatywnego efektu decyzji S&P, choć złoty przestał (przynajmniej na razie) tracić na wartości.

>>> Czytaj też: Rozmowa w cztery oczy w Brukseli. O czym Duda rozmawiał z Tuskiem?