Będziemy zamykać sklepy w niedziele – mówią handlowcy zrzeszeni w Społem. My skasujemy weekendowe promocje – dodają ich konkurenci ze sklepów wielkopowierzchniowych.

Nikt z branży handlowej, poza zwolnionymi z podatku handlowego, nie jest zadowolony z kształtu propozycji Ministerstwa Finansów. Proponuje ono, by nową daninę płaciły wszystkie firmy, które przekroczą próg obrotów 1,5 mln zł miesięcznie. W takim przypadku od obrotu w weekendy i święta zapłacą stawkę podatku 1,9 proc. obrotów, a za obrót w pozostałe dni 0,7 proc. lub 1,3 proc. od nadwyżki ponad 300 mln zł miesięcznie. Plany resortu krytykują zarówno przedstawiciele krajowego małego i średniego handlu (w tym spółdzielczego), jak i reprezentanci handlu wielkopowierzchniowego z zagranicznym kapitałem.

– Nie wierzę, że podatek zostanie uchwalony w tym kształcie. Bo to jest cios w polski handel, zwłaszcza w ten średni – mówi Ryszard Jaśkowski, wiceprezes Krajowego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Spożywców „Społem”. Według niego krajowi handlowcy są rozżaleni, bo liczyli na preferencyjne potraktowanie przy tworzeniu podatku. A dokładniej na wyrównanie szans między nimi a handlem wielkopowierzchniowym prowadzonym przez zagraniczny kapitał. Dodaje, że jego organizacja oprotestuje ministerialne propozycje.

>>> Czytaj też: Gospodarka rośnie, ale Polska się wyludnia. Demografowie rozpaczają

– Pomysły takie jak opodatkowanie handlu w sobotę i niedzielę są zupełnie z innego świata. Zagraniczne sieci handlowe utrzymają otwarte sklepy w weekendy, za to my – średni handel spółdzielczy czy średnie sieci handlowe – będziemy musieli zamknąć sklepy w niedziele. To pogorszy naszą konkurencyjność – mówi Jaśkowski. Liczy, że projekt zostanie zmieniony w czasie prac rządowych i potem w parlamencie. – Będziemy proponować, żeby zwolnione z podatku były obroty rzędu 100 mln zł miesięcznie. To byłoby sprawiedliwe – uważa.

Reklama

Propozycje MF nie wzbudziły entuzjazmu wśród przedstawicieli największych sieci. Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, nazywa pomysł wprowadzenia podatku weekendowego „szalonym”. Obroty w weekendy to w przypadku sklepów wielkopowierzchniowych około 30 proc. wyniku z całego tygodnia.

– Nastąpi zmiana strategii marketingowej, bo podatek weekendowy stawia pod dużym znakiem zapytania np. kampanie sobotnio-niedzielne. Na zasadzie: im więcej sprzedasz, tym więcej ci zabiorą – ocenia dyrektor Faliński. Dodaje, że gdyby wprowadzić podatek tak, jak chce tego MF, to nie dałoby się uniknąć zjawiska kompensacji, czyli przerzucania kosztów na kontrahentów lub klientów.

– Najwięksi, ci, którzy najbardziej „dostaną po uszach”, nowym podatkiem przerzucą koszty na dostawców. To może pomóc w utrzymaniu niskich cen i przyciągnięciu klienta. Natomiast ci, którzy zostaną obłożeni podatkiem, ale ich pozycja jest zbyt słabsza, by przenieść koszt na dostawców, będą musieli podnieść ceny, co pogorszy ich konkurencyjność. Czeka nas więc cenowa huśtawka na rynku – mówi.

Jego zdaniem na firmach wymusi to zmianę strategii sprzedażowej. Na przykład zacznie rosnąć udział produktów tańszych, sprzedawanych pod własnymi markami sieci. Bo tam jest największa marża. – Polski handel charakteryzuje się dziś wysokim udziałem produktów premium, prawie 20-proc. w podaży. I to się zacznie zmieniać. Powstanie też ogromna nadwyżka produktów, które znikną z półek wielkich sklepów – one trafią do małych sieci i tradycyjnych hurtowni. Co skończy się nadpodażą – ocenia dyrektor POHiD.

Przedstawiciele konkretnych firm na razie unikają odpowiedzi na pytanie, czy i w jaki sposób nowy podatek wpłynie na ich biznes. – Czekamy na projekt ustawy, dopiero po zapoznaniu się z nim możemy zabrać głos – mówi Michał Mystowski, rzecznik Media Ekspert. Identycznie zachowują się największe sieci jak np. Biedronka.
Resort finansów wysłał projekt do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i czeka na decyzję premier Beaty Szydło, w jakim trybie ma być procedowany. Być może projekt ujrzymy dziś.

Długa lista pytań

Na to, że na razie jest więcej pytań niż odpowiedzi, zwracają też uwagę eksperci podatkowi. Mówią o całej liście potencjalnych problemów związanych z opodatkowaniem handlu w weekendy.

– Będzie to dodatkowe obciążenie administracyjne. Podatek będzie płacony miesięcznie, ale do jego prawidłowej kalkulacji potrzebna będzie bieżąca (w praktyce dzienna) ewidencja sprzedaży. Ewidencja VAT-owska może być punktem wyjścia do zbierania takich danych, ale to może nie wystarczyć. Będzie to wymagało dostosowań w systemach finansowo-księgowych podatników, co może być kolejnym kłopotem zwłaszcza dla mniejszych podmiotów – ocenia Mieczysław Gonta z firmy doradczej PwC.

Inny wątek to np. zwolnienie z podatku dla posiłków przygotowywanych przez zbywcę. – Jak będzie definiowana ta kategoria towarów? Czy zwolnieniu będą podlegały tylko posiłki przygotowywane na terenie sklepu, czy też np. w innym punkcie będącym własnością danego podatnika? Co będzie oznaczało „przygotowywanie”: podgrzewanie, łączenie składników czy wystarczy tylko rozlewanie lub pakowanie? – zastanawia się ekspert.

Wiele pułapek związanych z nowym podatkiem czyha też na e-handel. Problematyczny może być sposób określenia podstawy opodatkowania: jeśli będzie to obrót pomniejszony o zwrot towarów, bieżące rozliczenia podatku będą dla sklepów internetowych bardzo trudne.

>>> Czytaj też: Samorządy żądają opóźnienia wypłat 500 zł na dziecko. "Grozi nam paraliż"

– Dokonanie zwrotu przy umowie zawartej na odległość jest możliwe w ciągu 14 dni bez podania przyczyny. Jeśli sprzedaż nastąpi 28. dnia miesiąca, sklep uwzględni ją w swojej deklaracji i zapłaci podatek, a 10. dnia kolejnego miesiąca nastąpi zwrot – czy wówczas trzeba będzie korygować rozliczenie? Może to wywoływać konieczność dziesiątek czy nawet setek korekt – ocenia Mieczysław Gonta.