Geopolityka pracuje przeciwko Petrowi Poroszence: Francja i Niemcy mają problem z terroryzmem, Syrią i uchodźcami.

Francja i Niemcy naciskają na Ukrainę, by ta uregulowała status Zagłębia Donieckiego. Prezydent François Hollande wprost mówi o konieczności wprowadzenia zmian do ukraińskiej konstytucji. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że w parlamencie w Kijowie nie ma większości do przeforsowania zmian.

Geopolityka zaczyna pracować na niekorzyść Ukrainy. Trzy z czterech stron formatu normandzkiego mają interes w tym, by – nawet kosztem interesów Kijowa – doprowadzić do nadania faktycznej autonomii terenom kontrolowanym przez separatystów. Paryż chce zamknąć sprawę republik separatystycznych, aby skupić się na współpracy z Rosją w wojnie w Syrii. Niemcy całą swoją energię skupiają na narzuceniu reszcie Europy rozwiązań w sprawie kryzysu migracyjnego.

Władimir Putin ma z kolei problemy z dopięciem budżetu z powodu niskich cen ropy, a niebawem z tego samego powodu może mieć problem z płynnością banków. Nie stać go na finansowanie Krymu – co już odbija się w nastrojach na półwyspie – a tym bardziej nierentownych i nierokujących na przyszłość tworów parapaństwowych – Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Według śledztwa niemieckiego „Bilda” ich utrzymanie kosztuje Moskwę 1 mld euro rocznie.

O woli narzucenia porozumienia świadczy też niedawne spotkanie Władisława Surkowa, odpowiedzialnego za Donbas w administracji Putina, z zajmującą się kwestiami ukraińskimi w Białym Domu Victorią Nuland. 15 stycznia na terenie obwodu kaliningradzkiego rozmawiali oni o perspektywach trwałego rozwiązania konfliktu. Wczoraj z kolei w Mińsku spotkała się grupa robocza pracująca w ramach formatu normandzkiego. Przedstawiciel Rosji Boris Gryzłow zaproponował, by konkretny tekst przepisów określających zakres specjalnego statusu został uzgodniony w drodze konsultacji w formacie normandzkim.

Reklama

Gryzłow nawiązał też do propozycji niemieckiego szefa MSZ Franka-Waltera Steinmeiera, by przewidziane w umowach mińskich wybory władz lokalnych Zagłębia Donieckiego odbyły się nie na podstawie ogólnego prawa ukraińskiego, ale ustawy specjalnie przygotowanej na ten cel. Na takie warunki Ukraina nie chce się zgodzić, uważając, że wybory mogą się odbyć jedynie wówczas, gdy Kijów odzyska pełną kontrolę nad granicą z Rosją, przez którą do Doniecka i Ługańska trafia zaopatrzenie dla rebeliantów.

Decentralizacja

W lutym w ukraińskim parlamencie ma być głosowana kwestia decentralizacji państwa. Pozostaje pytanie, jak uczestnicy formatu normandzkiego rozumieją ten termin. Rosjanie naciskają, aby na sesji Rady pojawiły się również konkretne propozycje daty wyborów. Miałyby one zalegalizować separatystyczne oddziały zbrojne, a także samych separatystów, którzy po amnestii mieliby otwartą drogę do stworzenia otwarcie prorosyjskiej partii w ukraińskim parlamencie. Ukraińcy skupiają się tymczasem na reformie samorządowej, bez jakichkolwiek odwołań do federalizacji.

Aby podjąć decyzję w sprawie decentralizacji, ukraiński prezydent Petro Poroszenko potrzebuje większości 300 głosów, czyli ponad 2/3 obecnego składu Rady Najwyższej. – Mamy te głosy. Musimy jedynie pokazać ludziom, że jest postęp w realizacji porozumień mińskich – mówił niedawno prezydent. Kijowscy eksperci wątpią, by taką większość uzyskano. Z jednej strony Ukraińcy dąsają się na naciski Zachodu. Z drugiej Poroszenko przekonuje, że zmiana konstytucji i decentralizacja jest warunkiem koniecznym do zbliżenia z UE. – Bez decentralizacji nie będzie członkostwa – zapewnia.

Poroszenko znalazł się między Scyllą a Charybdą. Forsowanie zmian w konstytucji wbrew woli mniej skłonnych do dialogu z Rosją polityków wiąże się z ryzykiem dla wizerunku i pozycji prezydenta. Już teraz z ust części opozycjonistów padają oskarżenia o zdradę. Jeśli jednak Poroszenko nie zdoła przeforsować poprawek, grozi mu postępująca izolacja na arenie międzynarodowej, skoro Berlin i Paryż są coraz bardziej znużone zamrożonym konfliktem. Z Rosji zaś płyną sygnały, że argumentem łamiącym niechęć Ukrainy do ustępstw może być groźba uznania niepodległości DRL i ŁRL przez Moskwę. Tak jak to Kreml zrobił w 2008 r. w przypadku Abchazji i Osetii Płd. Nadzieje na reintegrację Donbasu ległyby wówczas w gruzach.

ikona lupy />