Rynek gazu w Europie staje się coraz bardziej konkurencyjny, ale zmiany na odcinku, w którym znajduje się Polska przebiegają wolniej. Nord Stream2 podstawia nam nogę.

Zaprezentowany w czerwcu 2015 roku Nord Stream2 to projekt rozbudowy istniejącego gazociągu bałtyckiego z Rosji do Niemiec o dwie nowe nitki i zwiększenia jego przepustowości o 55 mld m3 – do 110 mld m3 rocznie. Udziałowcami konsorcjum o tej samej nazwie są Gazprom oraz Wintershall, E.ON, OMV, Shell i Engie. Trwają prace nad wyborem jednej z trzech możliwych tras przebiegu.

Komisja Europejska, podobnie jak Polska, jest przeciwna budowie magistrali – realizacja obecnego i przyszłego zapotrzebowania na gaz w Europie za pomocą dostaw gazu od Gazpromu jest sprzeczna z celem dywersyfikacji źródeł dostaw wyznaczonym przez Unię Europejską. Bruksela nie podjęła jednak decyzji o całkowitym zablokowaniu projektu, jak w przypadku South Stream, czyli magistrali południowej, mającej flankować nasz region przez Bałkany – ma zapewnić zgodność projektu z prawem unijnym. Nie wiadomo jak ostatecznie zachowa się pod presją zwolenników – na czele z Berlinem – rozwoju importu gazu z Rosji do Europy Zachodniej, oraz tych, którzy chcieliby powrotu do biznesu w klasycznym stylu w relacjach z rosyjskim Gazpromem.

Nord Stream2 jest zagrożeniem dla Polski. Dlaczego, skoro Polskę omija? Ponieważ zagraża naszym planom dywersyfikacji źródeł dostaw gazu, a tym samym planom zwiększenia konkurencyjności na polskim rynku. Żeby to było możliwe Polska musi mieć otwarte ścieżki dostępu do handlu gazem także w innych krajach Europy. Tani gaz z Rosji na dwa sposoby te drogi dostępu zablokuje.

Nord Stream2 wypełni niemiecki rynek gazem z Rosji. Tanim więc pożądanym przez wielu odbiorców. Dla Niemiec, które mają w pełni zdywersyfikowany rynek tego surowca zwiększenie dostaw z Gazpromu – a tym samym zwiększenie (czasowego) uzależnienia od firmy rosyjskiej nie jest problemem. Niemcy mają jedną z najlepiej rozwiniętych giełd gazu w Europie, doskonałą infrastrukturę przesyłową, mix energetyczny ze zbilansowanym udziałem gazu i kontrakty, które pozwalają na dowolny zakup w niemal dowolnym miejscu na świecie. Mają więc już wszystko to, co Polska dopiero próbuje zbudować. NS2 to dla nich tylko jeszcze jeden dostawca, z którego w razie lepszej oferty zawsze można zrezygnować. W takiej sytuacji są także Brytyjczycy, którzy dzięki rozwiniętemu rynkowi posiadają dostęp do surowca z całego świata. Z ich punktu widzenia Nord Stream 2 nie jest narzędziem represji, ale ciekawą opcją na tanie dostawy z Rosji.

Reklama

Dla Polski i innych krajów, które walczą przeciw NS2 gazociąg ten to barykada dla rozwoju rynku gazu Europy Środkowej i Wschodniej. Europejski rynek dostanie bowiem dostęp do dużych ilości taniego surowca, ale nie do nowych źródeł dostaw. To przesądzi o utrzymaniu, na lata, dominującej pozycji Gazpromu w naszej części Europy, a zatem ugruntuje przewagę Rosjan w negocjacjach cenowych. Wskazują na to nie tylko wszystkie nacje starające się, by Rada Europejska zablokowała lub chociaż opóźniła budowę nowych nitek Nord Stream.

Do wykorzystania przepustowości tej magistrali Niemcy muszą uzyskać od KE zwolnienie z ograniczeń liberalizacyjnych III pakietu energetycznego, co pozwoli Gazpromowi zmonopolizować przepustowość tamtejszych gazociągów. Za takim zwolnieniem opowiedział się już niemiecki regulator, który nie widzi problemu w dominacji Rosjan nad infrastrukturą przesyłową na terenie Republiki Federalnej. Dla Polski to ważny aspekt – niemieckie gazociągi mają być bowiem gwarantem bezpiecznych dostaw surowca z Zachodu w razie gdyby Rosja zakręciła Polsce kurek z gazem płynącym bezpośrednio ze Wschodu. Warszawa interweniowała w Brukseli za tym, aby niemiecki regulator zapewnił o dostępności nieprzerwanych dostaw gazu przez rewers z Niemiec.

Nasycenie europejskiego rynku towarem z Gazpromu blokuje także możliwości działania polskiego terminala LNG. Import LNG miał być odpowiedzią na pierwszy Nord Stream. W czerwcu 2016 roku ma się rozpocząć komercyjna praca tego gazoportu. Rząd Beaty Szydło deklaruje gotowość do rozbudowy mocy terminala na gaz skroplony w Świnoujściu z 5 do 7,5 mld m3 rocznie oraz ocenę opłacalności budowy kolejnego obiektu w okolicach Trójmiasta. Dzięki dostawom skroplonego gazu Polska mogłaby neutralizować wpływy Gazpromu, ale prawdopodobny zalew Niemiec surowcem z Rosji pozbawia gazoport jednego z potencjalnych rynków zbytu.

Dotąd gazoport nie zawarł żadnych zagranicznych kontraktów na sprzedaż gazu. Także w Polsce wielu klientów zamiast sprowadzać surowiec przez Świnoujście może wybrać dostawy od zarządzających Nord Stream.

Na razie ekonomiczna opłacalność gazoportu stoi pod znakiem zapytania. Ze względu na większe koszty transportu LNG, niż gazu z gazociągów, jest on skazany na start z trudniejszej pozycji. Terminal będzie działał, ale trzeba się liczyć z podwyżką taryf. Polska częściowo zdywersyfikuje swój rynek, ale zapłaci za ten proces extra – koszty utrzymania gazoportu, który będzie mógł sprzedawać gaz tylko na własnym rynku będą dużo wyższe.

Nie wiadomo, jaki los czeka kontrakt na dostawy z Kataru. Wynegocjowane 1,5 mld m3 rocznie od Qatargas zmniejszyły wartość, ze względu na spadek cen ropy naftowej. Ze względu na tajność umowy nie można porównać ceny dostaw ze średnią europejską, a więc właściwie ocenić jej opłacalności. Na pewno konieczne są nowe kontrakty na dostawy LNG, które wobec gwałtownie spadających cen tego surowca na rynkach światowych, mogą być w przyszłości konkurencyjne nawet do dostaw rosyjskich. Na horyzoncie są dostawy z kolejnych krajów kaspijskich, Morza Śródziemnego, USA i innych kierunków.

Jak podał portal wysokienapiecie.pl nowe, znacznie niższe, ceny LNG wynegocjowała właśnie z norweskim Statoilem litewska państwowa firma Litgas, oddzielnie negocjuje także największy konsument gazu w regionie, litewski koncern Achema. (>>Łotwa rozpoczyna liberalizacje rynku gazowego)

Niezależnie od losów NS2 Polska z dywersyfikacji rezygnować nie zamierza. Nowe kierownictwo PGNiG zapowiada powrót do porzuconej przez rząd Leszka Millera koncepcji budowy gazociągu do Norwegii. Kilka dni temu spółka PGNiG Upstream International otrzymała udziały w czterech koncesjach poszukiwawczo-wydobywczych, w tym w jednej, jako operator. Dwie dotyczą Morza Norweskiego, pozostałe Morza Północnego oraz Morza Barentsa. W środę pojawiła się informacja, że PGNiG chce zbudować gazociąg do Norwegii przed 2022 r.

Sięgnięcie po gaz z Norwegii może być skutecznym kontruderzeniem Polaków. Kontrola nad całym łańcuchem dostaw – wydobycie, transport, sprzedaż – dałaby dostawcy potencjał niskich cen dla klientów. Aby jednak gazociąg norweski neutralizował działanie Nord Stream wolumen powinien być dwa, trzy razy większy niż pierwotna umowa z 2001 r. (zakładała dostawy w ilości 5 mld m3 rocznie).

Rząd kontynuuje także inicjatywę Donalda Tuska na rzecz uruchomienia w regionie Europy Środkowej i Wschodniej wspólnych zakupów gazu. Na razie Warszawa mówi o wstępnym zainteresowaniu Wilna. Praga, która zgłosiła zainteresowanie gazem irańskim, może je zwrócić także ku surowcowi z Norwegii. Dzięki wspólnym zakupom Polacy mogliby zebrać wolumen niezbędny do urentownienia gazociągu do Norwegii.

Zdolność koalicyjna Polski w walce o powstrzymanie NS2 będzie więc silniejsza, o ile będzie mogła ona przedstawić krajom regionu alternatywę dla dostaw gazu z Rosji. A nie każdemu członkowi UE zależy na zmniejszeniu dostaw z tego kierunku. Słowacy i Włosi chętnie włączą się w projekt rosyjski, który będzie odpowiadał ich interesom. Największym oparciem dla polskich negocjatorów jest więc argument o konieczności kontynuacji polityki dywersyfikacji potwierdzonej w Strategii Bezpieczeństwa Energetycznego Europy i koncepcji Unii Energetycznej. Komisja pracuje nad pakietem rozwiązań zwiększających bezpieczeństwo dostaw do krajów Unii Europejskiej, w tym Polski. Ma odnieść się do naszego postulatu wspólnych zakupów gazu, przedstawić plan rozwoju sektora LNG i poprawy mechanizmów solidarnościowych w sytuacji zagrożenia dostaw do poszczególnych krajów.

Sensem inwestycji w dywersyfikację jest uzyskanie przez polskiego klienta wolności wyboru, to znaczy dostępu do alternatywnego dostawcy w dowolnej chwili, co pozwoli na komfortowe negocjacje z każdym dostawcą, w tym z Gazpromem. W takim układzie gaz rosyjski przestaje być postrzegany jako narzędzie polityczne, a staje się kolejną ofertą w koszyku. Jeśli uzyskamy pełną zdolność do dowolnych zakupów gazu, to pojawią się też tańsze kontroferty Gazpromu, który nie pozwoli na utratę rynku Europy Środkowej. Polityka może więc ewoluować poprzez zmiany modelu kontraktów, modelu zarządzania infrastrukturą gazową, itp.

Z polskiego punktu widzenia sama możliwość obycia się bez rosyjskiego gazu, a nie faktyczna rezygnacja z tego źródła surowca, sprawi, że nasz rynek będzie można uznać za rozwinięty.

autor: Wojciech Jakóbik

Autor jest redaktorem naczelnym BiznesAlert.pl oraz analitykiem Instytutu Jagiellońskiego.