Jeszcze start-up czy już wielka korporacja?
Uber nadal jest prywatny, więc nie ma obowiązku pojawienia się na światowej giełdzie. I choć trudno w to uwierzyć, wciąż funkcjonuje jako start-up z wyznaczonymi kolejnymi etapami oraz celami rozwoju. Mimo, iż działa w 376 miastach i jest wyceniany na 62,5 mld dol. (czyli jest najbardziej wartościowym start-upem na świecie). Doszło więc do trywialnej sytuacji, w której kierowcy jeżdżą samochodami z korporacji wycenianych na mniej, niż aplikacja smartfonowa, z której korzystają. Bo przykładowo, Ford i Honda warte są ok. 60 mld dol. a General Motors – 55 mld dol. Specyficzną politykę rozwoju potwierdza fakt, że Uber wciąż jest nierentowny. W 2015 r. miał aż 1 mld dol. straty. A jednak to i tak trzykrotnie mniej niż w roku 2014.

Analitycy oceniają, że aby firma osiągnęła prawdziwie spektakularny sukces, potrzebuje podbijać kolejne rynki. Prognozuje się, że w 2016 r. start-up wreszcie będzie rentowny na rynkach w USA, Australii, Japonii, Wielkiej Brytanii i Izraelu. A być może w ciągu najbliższych czterech lat, wygeneruje nawet 14 mld dol. przychodu. To nie znaczy że póki co Uber jest tylko spekulacyjną bańką. Na koniec czerwca 2015 r. miał ok. 4,3 mld dol. w płynnych aktywach, co oznaczało przyrost w ciągu zaledwie pół roku o 2,4 mld dol. Eksperci sądzą, że udało się to tylko dzięki olbrzymim nakładom finansowym uzyskanym od prywatnych inwestorów. Firma ma też wsparcie gigantów jak Google czy Microsoft. Komentatorzy często kwestionują wyliczenia wartości Ubera.

>>> Czytaj więcej: Ekonomia dzielenia się szturmuje rynek

Warto jednak przypomnieć sobie sytuację Facebooka, który wchodząc na rynek w maju 2012, był wyceniany na 104 mld dol. Cztery lata później ma już realną wartość bliską 300 mld dol. I Uber celuje w podobny sukces, póki co – głównie inwestując i rozwijając się. I osiągnie sukces, ale tylko przy założeniu, że faktycznie będzie funkcjonować w ciągu najbliższych czterech lat. A z tym może być różnie. Bowiem Komisja Europejska przymierza się do uregulowania zagadnienia współdzielenia przejazdów, na którym opiera się Uber. I raczej od nowych przepisów nie przybędzie im swobody.

Reklama

- Dostawcy usług ekonomii dzielenia przejazdów nie są pewni, jakie przepisy ich obejmują. Czy stosują się do wymogów licencyjnych, obowiązków ubezpieczeniowych i wymogów bezpieczeństwa? – mówi Elżbieta Bieńkowska, komisarz ds. rynku wewnętrznego UE. I dodaje, że użytkownicy stoją w obliczu problemów związanych z zaufaniem, bezpieczeństwem, ochroną prywatności oraz ubezpieczeniem od pewnych rodzajów ryzyka. Co stanie się w razie wypadku? Czy są ubezpieczeni na taką ewentualność? – to tylko niektóre pytania, na które będzie trzeba odpowiedzieć podczas uregulowania tej kwestii. Tymczasem Uber nadal funkcjonuje, dzieli konsumentów, zaognia konkurencję na naszym rynku taksówkarskim. Z drugiej strony, pojawia się już w filmach z Hollywood, jest obiektem żartów i skeczy stand-uperów. Czyli niepostrzeżenie wkradł się do naszego życia. I pewnie zostanie, w tej czy innej formie.

Uber a sprawa polska

Na koniec 2015 r. firma chwaliła się, że w nadwiślańskim kraju idzie im bardzo dobrze – czas oczekiwania na przejazd jest krótszy niż w Dallas, Houston, Singapurze czy Rio de Janeiro. Uber lubi też się chwalić wynikami dotyczącymi profilu użytkowników, bo są bardzo wygodne. 67 proc. z nich stanowią ludzie z wyższym wykształceniem, 60 proc. to klienci poniżej 30-tego roku życia. 28 proc. z nich pracuje na stanowisku kierowniczym i są to osoby, dla których niższa cena przejazdów z Uberem w porównaniu do klasycznych taksówek nie jest najistotniejsza. I dobrze, bo obecnie usługa uchodzi za drogą i mało przejrzystą.

>>> Czytaj również: Stworzył biznes w 26 miesięy. Sprzedał go za 200 milionów

- Nigdy nie wiem, ile zapłacę za przejazd – żali się pani Marta, użytkowniczka próbująca na zmianę wszystkich aplikacji taksówkowych. Bowiem Uber nalicza opłaty nie tylko za drogę w kilometrach ale także za czas przejazdu. W budowaniu pozytywnego wizerunku firmy nie pomaga jej enigmatyczność. Pytając polską rzeczniczkę Ubera o dane statystyczne, nie da się uzyskać żadnych odpowiedzi. Nie wiadomo, ilu użytkowników korzysta z aplikacji, ilu jest taksówkarzy jeżdżących z Uber ani ile podmiotów gospodarczych było do tej pory zarejestrowanych wśród partnerów platformy. Wiemy tylko rzeczy, którymi warto się chwalić firmie – jak kosztujące 38 mln zł centrum zarządzania regionem, które powstanie w Krakowie. Uber przymierza się do szeroko zakrojonych badań statystycznych i być może wtedy wszystko stanie się klarowniejsze. Chyba, że badania nie wyjdą jak trzeba – wtedy zapewne nie poznamy ich wyników.

Partnerzy? Tylko w teorii

Uber budzi kontrowersje w każdym kraju, w którym się pojawi. Wszędzie musi sobie też radzić na inne sposoby. Polskie prawo wciąż traktuje ich pobłażliwie ale to może skończyć się 19 lutego wraz z wprowadzeniem przez nich obowiązku posiadania działalności gospodarczej przez każdego kierowcę. Po tej decyzji niektórzy mówili, że w końcu pokonało ich polskie prawo. A jednak to nieprawda, bo cała odpowiedzialność spocznie na jego kierowcach. Uber zwie ich „partnerami” - głównie po to, by uniknąć skojarzeń z normalnym stosunkiem pracy typu pracodawca-pracownik. A firma w dobrze przemyślanych działaniach PR-owych głosi, że wszystkich kierowców poproszono o dane do faktury by firma mogła za nich wystawiać faktury za przejazdy.

Wszystko dla wygody klienta i kierowcy. I ponoć partnerzy są tym zachwyceni. Zwłaszcza przytaczani przez Ubera anonimowi pracownicy warsztatów z rowerami, którzy już i tak mieli firmę – więc podanie NIPu nie stanowi dla nich problemu. Nie wiadomo jednak, ile jest takich osób. Cała reszta może stanąć przed nie lada problemem. Bowiem zgodnie z komunikatem Instytutu Transportu Drogowego ITD, jeśli kierowcy nie dopełnią odpowiednich formalności związanych z uzyskaniem licencji przewozowej, grozi im kara nawet do 10 tys. zł. To coś, o czym Uber zupełnie nie wspomina.

Włącz aplikację i zarabiaj? Niekoniecznie

ITD już zapowiada wzmożone kontrole użytkowników smartfonowych aplikacji tranportowych. Okazuje się, że wraz z założeniem działalności, dokonujący transportu nie będą mogli się już tłumaczyć, że wykonują jedynie przejazdy od czasu do czasu. Zgodnie z prawem muszą mieć zatem licencję na przewóz okazjonalny. I dostarczyć cały szereg innych dokumentów jak oświadczenie o niekaralności za przestępstwa karne skarbowe lub przestępstwa umyślne: przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji, mieniu, obrotowi gospodarczemu, wiarygodności dokumentów, środowisku lub warunkom pracy i płacy albo inne mające związek z wykonywaniem zawodu).

Ponadto muszą uzyskać certyfikat kompetencji zawodowych (koszt: 500 zł), przedłożyć dokument potwierdzający sytuację finansową, uiścić opłatę w wysokości 9 tys. euro za pierwszy pojazd i 5 tys. euro za każdy następny, którym wykonywana będzie działalność transportowa. Na końcu legitymować się ważnym prawem jazdy oraz tytułem prawnym do dysponowania określonym pojazdem. Na końcu uzyskać uprawnienie do świadczenia usług, które w zależności od długości obowiązywania licencji i wynosi od 700 zł do 900 zł. Łatwo się domyślić, że 19 lutego idea prostego współdzielenia podróży z Uber legnie w gruzach.

Komentarz Ubera:

Rozmowa z Iloną Grzywińską, rzecznikiem prasowym Ubera w Polsce
Największe kontrowersje z Uberem związane są z tym, że macie problem tożsamości. Chcecie być hostem – udostępniającym coś, ale nie wpływającym na to. Macie użytkowników i to oni kreują realia w ramach aplikacji. Z drugiej strony chcecie być firmą, narzucając samoregulacje, kwestie podatkowe i wymogi wobec kierowców. Żeby jeździć z BlaBlaCar, nie potrzeba nic. Dlatego też ten portal nie bierze za nic odpowiedzialności. Wy jesteście odpowiedzialni za poziom jakości usługi.
Jedno nie przeczy drugiemu. Można być platformą technologiczną, która pełni funkcję pośrednika i posługiwać się pewnym regulaminem oraz narzucać standardy. Posłużę się innym przykładem z branży technologicznej: aby zarejestrować się w serwisie społecznościowym, trzeba być w odpowiednim wieku czy publikować treści spełniające określone wymogi. Podobnie i my pilnujemy jakości, aby nasze dwie grupy klientów: kierowcy i użytkownicy aplikacji mieli jak najlepsze doświadczenie z jej użytkowania.
Właśnie przeczy, bo inne firmy mają jasne reguły. Mają dyspozytornie telefoniczne, aplikacje, platformy, licencjonowanych taksówkarzy. A Uber raz jest tylko platformą a drugi raz firmą zapewniającą odpowiednią jakość. Rynek taksówkarski jest jasno uregulowany. Jest mytaxi i iTaxi, które prowadzą działalność podobną do waszej, ale u nich nie ma żadnych kontrowersji prawnych. A Uber wciąż jest na cenzurowanym.

Na polskim rynku brakuje aktualizacji prawa. Wiele rzeczy nie jest przez literę prawa uwzględnione bo nie ma podjętych kwestii nowych technologii czy definicji jazdy współdzielonej. My bardzo chcemy, żeby te regulacje się pojawiły. Nie chcemy się z tym ukrywać i mówimy o tym głośno.
Ale regulacje są. Wymagają, żeby osoby zajmujące się przewozem osób, były licencjonowanymi taksówkarzami. To umowa, której Uber nie respektuje.

Uber w Polsce jest rozwiązaniem, które działa w pełni legalnie. My tylko zwracamy uwagę na zjawisko, które uczestnicy tego rynku dostrzegają od dawna. Współdzielenie przejazdu czy też bycie prywatnym kierowcą to przestrzeń, która wymaga nowych regulacji, podobnych do tych które funkcjonują w Anglii lub we Francji.
Uber wkrótce zacznie wymagać działalności gospodarczej. Kiedy pójdziecie o krok dalej i zaczniecie wymagać licencji taksówkarskich?

Prawo nie nakłada na nas takiego wymogu, a taksówkarze mogą i korzystają z naszej aplikacji.