Straty na forex wynikają przede wszystkim z niewiedzy inwestorów o tym rynku - przekonuje Marcin Niewiadomski, szef Domu Maklerskiego TMS Brokers.

15 stycznia 2015 roku. Jak pan wspomina ten dzień?
Ten dzień przechodzi do historii rynków finansowych jako nie najlepszy. Nie tylko inwestorzy ponieśli tego dnia straty. Domy maklerskie również.
Narodowy Bank Szwajcarii bardzo długo bronił kursu franka i wielu ludzi traktowało poziom 1,20 jako swego rodzaju wejścia na rynek, traktując to jak bankomat do wypłaty pieniędzy z zerowym prawie ryzykiem. Bezprecedensowa decyzja SNB uderza we wszystkich uczestników rynku.

Jeśli ktoś stracił, to ktoś zyskał? Kto?
To jest dobre pytanie. Kto zarobił? Nie znam osobiście takiej firmy, która na tym zarobiła. W sytuacji zerowej płynności nie da się zarabiać. Bank centralny utracił wiarygodność, a chaos i panika, którą wywołał negatywnie odcisnęły się na rynkach.
W większości tych transakcji byliśmy tylko pośrednikiem pomiędzy klientem a zagranicznymi instytucjami finansowymi. Straciliśmy na tym, tak jak i nasi klienci. Część strat klientów wzięliśmy bowiem na siebie.

Z czego żyją firmy takie jak wasza? Ze spreadów?
Tak, żyjemy ze spreadu czyli różnicy między ceną kupna (ASK) a cena sprzedaży (BID). Poziom rentowności poszczególnych instrumentów oczywiście nie jest identyczny. Konkurencja i rozwój technologii sprawia, że w biznesie liczą się duzi gracze.

Forex jest postrzegany głównie jako bardzo ryzykowne inwestowanie. Trudno jednak znaleźć kogoś, kto o takim sposobie inwestycji wypowiadałby się pozytywnie…Dla większości to, nie boję się tego powiedzieć, hazard.
Osoby, które tak myślą się w błędzie. Forex jest trudnym rynkiem. I mówię tu o szerokim forexie, czyli nie tylko walutach, ale i kontraktach na różnicę kursową CFD. Ogólnie inwestowanie jest trudne i wymaga wiedzy, a jeśli na dodatek mówimy o inwestycjach lewarowanych, to jest to jeszcze trudniejsze. Żeby to robić dobrze, to trzeba się do tego dobrze przygotować. To nie jest tak, że wpłaca pan pieniądze i zaczyna obracać nimi bez żadnego przygotowania. Bo to z reguły kończy się porażką. Trzeba się tego nauczyć. Jeśli ktoś działa na tym rynku bez przygotowania, to jego inwestycje będą mniej efektywne. A wynika to z żądzy pieniądza, z chęci szybkie go pomnażania bogactwa i braku chęci poświęcenia czasu na przygotowanie się do tego. Według mnie takie negatywne pojmowanie forexu jest błędnym myśleniem. Jest dużo osób, które inwestują na tym rynku i zarabiają pieniądze.

Reklama

Ale 80 proc. osób traci część z zainwestowanych środków. Zna Pan kogoś, kto „z forexu żyje”?
Pierwszego dnia, przy pierwszej transakcji ponad połowa inwestorów zarabia. Ten rynek jest dosyć podobny do tego „zwykłego giełdowego”. Ci, którzy dobrze zainwestowali, z reguły zamykają wcześniej pozycję i akceptują zysk.

Pytam, czy zna pan takich ludzi?
Znam sporo osób, które inwestują, ale nie jest to ich główne źródło utrzymania. Traktują to raczej jako aktywny sposób na zarządzanie swoim kapitałem. Z rozmów z naszymi klientami wynika, że oni traktują to w podobny sposób. Widzimy jak odnoszą sukcesy w inwestycjach i są z nami latami, więc chyba jest to także sposób na życie.
Ci, którym nie wychodzą inwestycje, zwykle utrzymują stratne pozycje i liczą, że rynek pójdzie w drugą stronę. Ale ta ich strategia się nie sprawdza i powiększają straty. Podstawowa zależność jest taka…jeśli pierwsza twoja pozycja jest wygrana, szybko ją zamkniesz i zgarniesz zysk, jeśli tracisz, będziesz trzymał stratną pozycję i pewnie po jakimś czasie wyzerujesz konto. Skuteczność na tym rynku równa się konsekwencji w zamykaniu stratnych pozycji. Każdy inwestor ma zyskowne i stratne pozycje, kluczem do sukcesu jest właściwe zarządzanie nimi.

Ale przecież prawie każdy broker edukuje. A i tak ponad 80 proc. traci. Czyli edukujecie ich, żeby potem „golić”?
Należy odróżnić pracę u podstaw, edukowanie klientów, które z sukcesami od lat prowadzimy od działalności pseudoszkoleniowej prowadzonej przez niegodnych zaufania traderów i coachów. Oczywiście pomagamy klientom nie z pobudek altrustycznych, jako instytucja o ugruntowanej pozycji zależy nam na utrzymaniu renomy i tym by klienci czuli naszą opiekę i pomocną dłoń i w rezultacie jak najdłużej z nami inwestowali. Szybka strata kapitału zraża początkującego, który inwestuje bez odpowiedniego przygotowania.

A firmy brokerskie o wątpliwej reputacji, zarejestrowane w rajach podatkowych, które mamią szybkim i łatwym zyskiem? Podobno mają techniczne możliwości by zmanipulować na krótką chwilę kurs, by klienta złapał „stop loss” lub pozycja zamknęła mu się z powodu braku środków.
Działamy z licencją KNF i takie rzeczy się nie mogą zdarzyć. Nie mamy możliwości przesunięcia rynku, nie działamy w próżni. Musimy bardzo dużą wagę przywiązywać do monitorowania cen na rynku. Nasze ceny są cenami rynkowymi i zależy nam żeby zawsze były poprawne. Benchmarkiem dla nas są wartości podawane przez agencje Bloomberg.
W dodatku polski inwestor bardzo się rozwinął. Atrakcyjność oferty oceniana jest nie tylko przez pryzmat wielkości spreadów, ale też egzekucji zleceń, szybkości obsługi wpłat i wypłat, czy atrakcyjności oferty analitycznej. Na nasyconym rynku i pod nadzorem KNF nie ma miejsca na nazbyt agresywny marketing z przekazem o łatwym i pewnym zysku. Jako instytucja z określoną renomą nie chcemy iść taką drogą.

Jest wielu takich, którzy uważają ze forex to spekulacja, nie ma odzwierciedlenia w trendach, to hazard. Bo jak przewidzieć kurs waluty?
Tu się nie zgodzę. Istnieje cały szereg narzędzi prognostycznych bazujących na rozmaitych teoriach ekonomicznych.
Problem powstaje gdy przy wysokiej dźwigni klienci otwierają zbyt duże pozycje i w rezultacie pozostają na poziomie szumu rynkowego. Występuje on w przypadku wszystkich klas aktywów, na rynku walutowym jest wręcz jednym z mniej silnych.

Forexowi milionerzy-szkoleniowcy to szarlatani?
Często psują rynek, z tych szkoleń niewiele wynika. Nie pokazują historycznych transakcji, nie wiemy czy zarabiali, czy nie, a jeśli tak, to w jaki sposób. I na dodatek te reklamy…otwierasz pozycję, wychodzisz na chwilę do kuchni, zrobić sobie kawę i już twoje konto jest grubsze o kilkaset złotych. To pic. Tak często działają brokerzy z zagranicy.
Swoją przygodę z inwestowaniem może rozpocząć każdy. Warunek jest prosty: należy się do tego odpowiednio przygotować. Poznać rynek, zasady jego funkcjonowania i dostępne instrumenty, a przede wszystkim uzbroić się w dużą ilość pokory.