Ukraina nie kupuje już bezpośrednio gazu z Rosji. Litwa swoją zależność od niego zredukowała o połowę. A i my możemy się bez niego obejść.
ikona lupy />
Import gazu na Ukrainę w 2015 r. / Dziennik Gazeta Prawna
Ukraina przeżyła pierwszą zimę bez rosyjskiego gazu. Jeszcze kilka lat temu zapowiedź zakręcenia kurka na granicy rosyjsko-ukraińskiej elektryzowała całą Europę. Teraz przechodzi bez echa. W listopadzie 2015 r. Gazprom poinformował o wstrzymaniu dostaw gazu na Ukrainę do uzyskania kolejnej przedpłaty od Naftohazu. Wówczas premier Arsenij Jaceniuk odparł: „Rząd podjął decyzję o zleceniu Naftohazowi wstrzymania zakupów rosyjskiego gazu. To nie oni dostarczają nam gaz, to my go od nich kupujemy.” I dali radę przeżyć.
To prestiżowa porażka rosyjskiego koncernu, ale niejedyna. Litwa, która jeszcze dwa lata temu była w 100 proc. zależna od rosyjskiego gazu, w tym roku ponad połowę sprowadzi z Norwegii. Stało się to możliwe dzięki terminalowi LNG w Kłajpedzie, który działa od początku ubiegłego roku. Jeszcze w 2014 r., gdy terminal był dopiero w planach, Gazprom zdecydował się na 20-procentową obniżkę cen gazu dla Litwy. Ale i tak norweska oferta okazała się korzystniejsza – Gazprom traci pozycję jedynego dostawcy w naszym regionie – podsumowuje ekspert Instytutu Jagiellońskiego Wojciech Jakóbik.
Reklama
Gazoport w Kłajpedzie wywołał reakcję łańcuchową w krajach bałtyckich. Estonia w grudniu 2015 r. kupowała od Litwy 30 proc. potrzebnego gazu, a i tak udział obcego gazu w całkowitym bilansie energetycznym wynosi ledwo 10 proc. Po części wynika to z niskiego zapotrzebowania na gaz (Estonia świadomie zrezygnowała z tego surowca w energetyce), ale też z działań na rzecz dywersyfikacji dostaw. W planach jest budowa własnego gazoportu i gazociągu do Finlandii.
Przykład sąsiadów zdopingował Łotwę, która dwa tygodnie temu przyjęła ustawę liberalizującą rynek gazu zgodnie z zasadami trzeciego pakietu energetycznego UE. To też oznacza zmniejszenie wpływów Gazpromu.
Ten proces jest już widoczny w statystykach. Według Gazpromu eksport na rynki WNP spadł o ponad 16 proc. To głównie efekt zmniejszenia zakupów przez Kijów. – Wybory ukraińskich importerów są kluczowe. Przed rezygnacją z dostaw Ukraińcy byli drugim po Niemcach klientem Gazpromu. Teraz w ogóle wypadli z rankingu – przypomina Wojciech Jakóbik.
Jak udało im się tego dokonać? Pewien wpływ miała recesja i utrata kontroli nad częścią Zagłębia Donieckiego – co spowodowało zmniejszenie zapotrzebowania na to paliwo. Jednak decydujące było uruchomienie rewersów na gazociągach z Polski, ze Słowacji i z Węgier. Dzięki temu w ubiegłym roku Ukraina sprowadziła z Zachodu dwa razy więcej gazu niż bezpośrednio z Rosji. Wprawdzie – jak nie bez pewnej satysfakcji wskazują rosyjscy analitycy – i tak w praktyce jest to gaz rosyjski, ale nie zmienia to faktu, że groźba zakręcenia kurka już nie działa.
Polska w ograniczonym stopniu korzystała dotąd z możliwości dywersyfikacji. Dostawy zakontraktowanego gazu odbywały się w miarę płynnie, a gazoport jeszcze nie wystartował z operacyjną działalnością. Jednak i my także moglibyśmy niemal w całości zrezygnować z usług Gazpromu.
– Jesteśmy krajem, który zdywersyfikował techniczne możliwości dostaw gazu. Nie jesteśmy podwieszeni pod jeden kierunek dostaw. Dysponujemy już w tej chwili technicznymi możliwościami importu gazu z kierunków innych niż rosyjski – twierdzi były wicepremier Janusz Steinhoff.
Ich wykorzystanie będzie miało wpływ na cały region. Gaz sprowadzany do Świnoujścia może znaleźć nabywców w sąsiednich krajach. Ukraina już zadeklarowała, że zamierza kupować nawet 8 mld m sześc. rocznie. Dodatkowo umowa Polski i krajów bałtyckich z KE w sprawie finansowania gazociągu Polska – Litwa z października 2015 r. stwarza perspektywę połączenia krajów bałtyckich z europejskimi gazociągami. A jeśli dodamy do tego plany PGNiG dotyczące budowy gazociągu do złóż Morza Norweskiego, Gazprom ma coraz więcej powodów do niepokoju. ©