Druga nitka gazociągu Nord Stream podwoiłaby możliwości przesyłowe istniejącego gazociągu, który po dnie Morza Bałtyckiego biegnie z Rosji do Niemiec. Angela Merkel tłumaczy, że budowa gazociągu jest projektem komercyjnym, dlatego też nie będzie w to ingerować. Okazuje się jednak, że budowa drugiej nitki gazociągu ma słabe uzasadnienie ekonomiczne. Budowa Nord Stream 2 kosztowałaby ok. 10 mld euro i oznaczałaby podwojenie możliwości przesyłowych w momencie, gdy istniejąca pierwsza nitka gazociągu Nord Stream jest wykorzystywana tylko w połowie.

Co więcej, budowa nowej nitki gazociągu z Rosji uderzałaby w unijną politykę dywersyfikacji dostaw, gdyż produkcja gazu w krajach UE maleje.

Widać zatem, że dla Europy budowa gazociągu Nord Stream 2 to przede wszystkim kwestia o charakterze politycznym. Już pierwsza nitka gazociągu Nord Stream, ukończona w 2011 roku, wywołała podziały na Starym Kontynencie – umożliwiła bowiem okrążenie i pominięcie sieci tranzytowej Ukrainy. Polski minister spraw zagranicznych w tamtym czasie – Radosław Sikorski – porównał budowę gazociągu do Paktu Ribbentrop-Mołotow, który przyczynił się do podziału Polski w 1939 roku przez Stalina i Hitlera.

Mimo to pierwsza nitka Nord Stream powstała. Stało się to jednak zanim Rosja dokonała aneksji Krymu oraz zanim rosyjskie wojska wtargnęły na terytorium wschodniej Ukrainy. Dziś Moskwa naciska na Europę, aby zbudować drugą nitkę, zanim w 2019 roku wygaśnie umową między Gazpromem a Ukrainą. Gazprom bowiem chciałby przesyłać surowiec do Europy zachodniej z pominięciem Ukrainy.

Reklama

>>> Polecamy: Rosja planowała aneksję Krymu od 1991 roku

Gdyby powstał gazociąg Nord Stream 2, wówczas Ukraina straciłaby dużą część wpływów z firm, które obsługują dotychczasową infrastrukturę gazową, pochodzącą jeszcze z czasów sowieckich. Oznaczałoby to utratę wpływów rzędu 2 mld dol. rocznie, co stanowi 1,5 proc. PKB tego kraju. Co więcej, Kijów mógłby zostać odcięty od rosyjskich dostaw gazu, ponieważ Europa Zachodnia otrzymywałaby już surowiec inną drogą.

Wreszcie budowa Nord Stream 2 oznaczałaby, że wiele krajów tranzytowych, przez które Rosja transportuje gaz na Zachód (takich jak Polska, państwa bałtyckie, Węgry, Rumunia) straciłyby także część wpływów. Państwa te uważają, że gazociąg Nord Stream 2 podkopałby ich pozycję negocjacyjną z Gazpromem, co przełożyłoby się na zmniejszenie ich bezpieczeństwa energetycznego, nawet jeśli Niemcy miałyby na tym zyskać.

Angela Merkel z pewnością znajduje się pod dużą presją wewnętrzną, aby jednak kontynuować rozbudowę gazociągu. Nord Stream 2 oznaczałby bowiem, że Niemcy stałyby się gazowym hubem dla Europy, a to wiązałoby się z finansowymi i strategicznymi korzyściami. Jednakże niemiecka korzyść w tym przypadku oznaczałaby straty nie tylko dla innych państw, ale dla całej Unii Europejskiej. Przedkładając interes narodowy nad interes Unii, Angela Merkel pozbawiłaby się wiarygodności w takich kwestiach, jak np. próba przekonania Europy Środkowej do przyjęcia uchodźców z Syrii w ramach systemu kwot.

Rezygnacja z narodowego interesu, czyli budowy Nord Stream 2, którego tak naprawdę potrzebuje tylko Rosja, oznaczałaby zwiększenie europejskiej wiarygodności Berlina i przybliżenie rozwiązania w kwestiach fundamentalnych dla przyszłości całej Europy.

>>> Czytaj też: Rosyjska prasa: Polska zmienia się błyskawicznie i szokuje Zachód