"Wystawia on na próbę wartości kontynentu europejskiego i jego jedność" - podkreślił szef greckiego rządu.

Zdaniem Ciprasa, "nie powinno się mieszać tych dwóch rzeczy", niemniej uważa on, że kryzys wywołany napływem uchodźców "jest dla całej Europy bardziej niebezpieczny, ponieważ zagraża samemu istnieniu UE".

"Jeśli nasze wspólne wartości zaczynają być przez niektórych podważane i skoro nagle zasady zaczynają być obowiązujące tylko dla niektórych, to znaleźliśmy się w sytuacji, która jest mało wspólnotowa" - oznajmił premier Grecji.

Cipras przyznał zarazem, ze oba kryzysy nie dają się ze sobą porównać, ponieważ dla sprostania regułom w sprawie zadłużenia Grecja "wykrwawiała się i wykrwawia nadal, podczas gdy w wypadku uchodźców UE stanęła wobec sytuacji, której nie potrafi sprostać".

Reklama

>>> Polecamy: Niemcy - ziemia obiecana. Ta mapa pokazuje, jak imigranci szturmują Europę

"Kryzys związany z uchodźcami jest czymś, czego Grecja nie potrafi rozwiązać. Nie łamaliśmy reguł umyślnie, ale stanęliśmy wobec zadania, które nas przerasta" - powiedział szef rządu Grecji.

Przypomniał też, że długość greckich granic, to 10 tys. kilometrów. Jednocześnie - jak zauważył - prawo międzynarodowe zobowiązuje jego kraj do zapewnienia bezpiecznego dotarcia do portu uchodźcy, którego życie jest zagrożone.

Cipras oświadczył również, że to nie Grecja jest "Mekką uchodźców", ponieważ "ich Mekka leży bardziej na północ".

W przekonaniu szefa greckiego rządu jedynym możliwym rozwiązaniem jest ustanowienie odpowiednich kwot w celu rozmieszczenia uchodźców.

Cipras ponownie zaprotestował przeciwko zamykaniu granic na tzw. bałkańskim szlaku. "Nie może być tak, że uchwalamy coś na europejskim szczycie, a następnie zbiera się grupa krajów i uchwala, że zamknie własne granice. Te kraje niszczą Europę" - zaznaczył.

>>> Czytaj też: Węgry gotowe do budowy kolejnego muru. Odgrodzą się od Rumunii