Dokąd zmierzają Chiny po krachach giełdowych? Wpadną w pułapkę średniego wzrostu, czy też przekroczą w miarę bezboleśnie także i ten trudny próg? Jaka powinna być polityka gospodarcza wobec tych wyzwań? W dorocznym rytuale, jakim jest sesja Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych, osiągnięto pewien kompromis, w duchu Johna M. Keynesa.

5 marca 2016 r. premier Li Keqiang tradycyjnie zaprezentował raport o pracach rządu, także założenia 13. pięciolatki – na lata 2016–2020. Na tak trudne pytania odpowiedzi nie dał, czego zresztą nikt się nie spodziewał, bo byłoby to nie bardzo po chińsku: mówić cokolwiek wprost, a tym bardziej przesądzać. Pozostają więc spekulacje, domysły i interpretacje, tyle że na podstawie przedstawionych przez premiera nowych danych.

Można w tym wystąpieniu wskazać dwa motywy wiodące: ocenę aktualnej sytuacji i plany na rok 2016, a potem plany długofalowe – kolejną pięciolatkę, a nawet poza nią.

Doraźnie Chiny potwierdzają, że wkroczyły w nowy etap, nazwany już „nową normalnością”. Oznacza ona, że zamiast poprzednich często dwucyfrowych wskaźników wzrostu będzie mniej. Na rok 2016 zapowiedziano wzrost PKB rzędu 6,6–7 proc. (w 2015 było 6,9), a ten rzadki brak precyzji wiąże się z tym, że i władze, i obserwatorzy nie są pewni co do szybkości i głębokości implementacji niektórych nowych rozwiązań, pośród których na czołowe miejsce wysuwa się tzw. reformy po stronie podaży i producentów (supply-side reform).

Analitycy mają z tym wyraźny kłopot, bowiem w ostatnich dwóch latach nastąpiła w Chinach wyraźna zamiana ról. Zdecydowanie umocniła się pozycja Xi Jinpinga jako najważniejszego lidera w państwie, także w gospodarce, czego dowodem jego bezpośrednie zaangażowanie w prace nad kolejną pięciolatką, co było dotychczas (i to aż od 1953 r.) bezpośrednią domeną premiera, podobnie jak przejęcie przez Xi kierownictwa w dwóch najważniejszych gremiach odpowiedzialnych za reformy gospodarcze: Małej Grupie Kierowniczej ds. Wszechstronnego Pogłębienia Reform oraz Centralnej Grupie Kierowniczej ds. Finansów i Gospodarki, którymi dotychczas kierował premier. Tym samym pozycja drugiego w szeregu w kierownictwie Li Keqianga wyraźnie osłabła.

Reklama

>>> Czytaj też: Fatalne dane z Chin. Eksport nurkuje, nikt nie spodziewał się aż takich spadków

Tymczasem ci dwaj politycy prezentują dość odmienne sposoby rozumienia reformy po stronie podażowej. Premier Li nieraz dawał do zrozumienia, że jest przeciwny nowym pakietom stymulującym gospodarkę, jakie wprowadzono w ChRL w odpowiedzi na kryzys 2008 r., a równocześnie chciałby zamykać nierentowne zakłady pracy, szczególnie stalownie czy kopalnie, będące nadal na garnuszku państwa (państwowe kolosy ciągle zatrudniają około 20 proc. ogółu siły roboczej w państwie). Gdyby do tego doszło, na bruk poszłoby kilka milionów ludzi.

Prezydent Xi prezentuje nieco inną wizję: chce wzmocnienia centrum i silnego państwa. Na gospodarkę państwa patrzy z pozycji silnego – i ciągle koncentrującego władzę w swych rękach – lidera. On z kolei idzie niechętnie na rynkowe eksperymenty, za to mające stanowić dumę Chin wielkie projekty infrastrukturalne nadal są jego oczkiem w głowie.

Plany doraźne

Sesja OZPL zdaje się wskazywać, że osiągnięto pewien kompromis, w duchu Johna M. Keynesa. W roku 2016 państwo ma prowadzić aktywną politykę fiskalną, czego dowodem jest zwiększenie deficytu budżetowego z 2,4 proc. w roku 2015 do 3 proc. PKB w roku bieżącym. W liczbach wymiernych oznacza to jego wzrost o około 72 mld dol. Chodzi o to, żeby należycie poradzić sobie z innymi – obok PKB – spadającymi wskaźnikami: produkcji przemysłowej, inwestycji czy handlu zagranicznego (którego obroty w 2015 r., jak ocenił w swym raporcie premier Li, spadły o 8 proc., licząc w amerykańskich dolarach).

Ze spraw bieżących na uwagę zasługują jeszcze trzy elementy. Wydatki na zbrojenia postanowiono ograniczyć w 2016 r. do poziomu najniższego od sześciu lat. W tym roku mają wzrosnąć o 7,6 proc, podczas gdy w 2015 ich wzrost przekroczył 10 proc. Większe natomiast będą (i tak wyższe od zbrojeniowych) wydatki na bezpieczeństwo publiczne – o 5,3 proc. (w roku ubiegłym było to 4,3 proc.). Co zdaje się potwierdzać płynące z zewnątrz oceny, iż sytuacja w kraju pozostaje jeśli nie napięta, to niepewna.

Niejako druga strona tej samej monety to założenie podniesienia aż o 16 proc. wydatków na cele socjalne, w tym dalsze reformy systemu hukou, czyli rejestracji obywateli. Dotychczas świadczenia socjalne były ściśle powiązane z miejscem urodzenia i zamieszkania, teraz zakłada się ich mobilność, mając na względzie przede wszystkim szacowaną na aż 270 mln ludzi grupę socjalnych migrantów ze wsi (liudong renkou) pracujących – dotychczas bez hukou, a więc żadnych zabezpieczeń socjalnych – na wielkich budowach i w dużych, miejskich zakładach pracy.

>>> Czytaj też: Chiński plan na pięć lat. Tak ma się rozwijać gospodarka Państwa Środka

Fundamenty podobno zdrowe

Dalekosiężne plany zawarte już w 13. pięciolatce zakładają więc wzrost dobrobytu obywateli. Już nie tylko silne państwo, jak było dotąd, ma być w centrum zainteresowania władz, lecz także wzrost siły nabywczej ludności, czego najlepszym dowodem są dwa najważniejsze cele pięciolatki: w okresie 2010–2020 podwojone mają być i PKB państwa, i przeciętne dochody obywateli. Do 2021 r. ma zostać zbudowane xiaokang shehui, czyli społeczeństwo umiarkowanego dobrobytu. Mówiąc po naszemu, klasa średnia.

To bardzo ambitne, a zarazem kosztowne cele. Prof. Chi Fulin, jeden z najbardziej cenionych chińskich ekonomistów, komentując pierwsze godziny obrad sesji OZPL i postawione na niej cele, uznał jednak, że Chiny dysponują trzema atutami: potężnymi i zdrowymi fundamentami dla dalszego (tym razem już zrównoważonego) wzrostu, rozwijającymi się szybko usługami oraz dokonującymi się zmianami strukturalnymi w produkcji (chodzi mu o przechodzenie na usługi i produkcję z coraz większym zaawansowaniem technologicznym).

To przenosi nas do drugiej, ważniejszej części referatu premiera Li, czyli założeń na okres do roku 2020 i poza ten horyzont. Zbytnich zaskoczeń nie ma, bowiem zarys 13. pięciolatki zaprezentowano już w listopadzie 2015 r. na posiedzeniu plenarnym KC KPCh (o czym pisaliśmy kilkakrotnie, np. tutaj). Zgodnie z chińskim zwyczajem i rytuałem parlament jedynie zatwierdza kierunki wskazane poprzednio przez Partię. Tyle tylko, że teraz dochodzą szczegóły, a w nich, jak wiemy, tkwi diabeł.

Ambitne, dalekosiężne cele

Wbrew ostatnim trudnościom na giełdach i poza nimi Chiny nadal stawiają przed sobą ambitne cele. Kilka z nich zasługuje na szczególną uwagę.

Po pierwsze Państwo Środka konsekwentnie stawia na rozwój innowacji. Teraz mówi się już wprost, że w najbliższej pięciolatce chciałoby zamienić metkę „zmontowane w Chinach” na „zaprojektowane w Chinach”. Temu służy ogłoszony już wcześniej ambitny program „Made in China 2025” – częściowo, lecz wyraźnie inspirowany doświadczeniami niemieckimi – na mocy którego w centrum zainteresowania władz znajdzie się postęp techniczny i technologiczny. Mają być promowane patenty, innowacyjność i kreatywność. Jednym z celów potwierdzających ten kierunek ma być, co ogłoszono właśnie teraz, lądowanie chińskiej sondy na Marsie w roku 2021 (nie wspomniano natomiast o innym stawianym wcześniej celu – lądowaniu na Księżycu gdzieś około roku 2017 r.).

Związane z pierwszym celem, ale jednak nieco poza nim, jest drugie nadrzędne zadanie: koncentracja na ekologii (przyjęta niedawno nowa ustawa zdecydowanie ma być wprowadzona w życie) i alternatywnych źródłach energii, w których i tak (np. w energetyce solarnej czy wiatrowej) Chiny już są światowym liderem. Z tym wiążą się dwa wyraźnie promowane rozwiązania: poszukiwanie rozwiązań poza granicami kraju, najchętniej w formie fuzji i przejęć znanych marek zagranicznych, co w otwarcie potwierdził premier Li, a także ponowne zwiększenie ściągania obcych kapitałów, głównie na rzecz modernizacji i innowacji (w 2015 r. do Chin napłynęło 128 mld dol. BIZ, a wyszło z nich 130 mld dol.). Tym samym przyciąganie obcych inwestycji bynajmniej się nie zakończyło, mimo że niedawna suma tych wycofywanych z Państwa Środka przekracza napływające).

Trzecie kwestia, bodaj najbardziej newralgiczna, tak z punktu widzenia rozwiązań doraźnych, jak długofalowych, to sposoby zapewnienia zrównoważonego wzrostu (sustainable development). Są tu wyraźne społeczne opory i mentalne bariery, czego dowodem jest fakt, iż konsumpcja prywatna w roku 2010 wynosiła 36 proc. PKB, a w roku 2014 tylko 38 proc. Wbrew założeniom i ogromnym staraniom władz rynek konsumenta, podstawowy cel strategiczny w nowym modelu rozwojowym opartym na konsumpcji (i xiaokang shehui) nie rozwija się tak szybko, jak zakładano, a cały eksperyment idzie jak po grudzie.

Renesans czy krach?

Premier Li Keqiang starał się nie wkraczać w swoim wystąpieniu w największe, wręcz geostrategiczne w swym wymiarze i potencjale projekty, jak chociażby dwa nowe Jedwabne Szlaki (One Belt, One Road) czy wspierający je bank AIIB, bo to pozostaje domeną ich promotora, Xi Jinpinga. Zaznaczył jedynie, że w realizację tych ambitnych planów będą konsekwentnie włączani mieszkańcy enklaw specjalnych w Hongkongu i Makao (zapowiedział, ale bez podawania dat, fuzję giełd w Hongkongu i sąsiedzkim Shenzhen), a następnie także Chińczycy zamorscy (hua qiao). Rolę Tajwanu, gdzie od maja przyjdą nowe władze, niezbyt tym razem chętne planom mandarynów w Pekinie, dyplomatycznie przemilczał.

Nie przemilczał natomiast innego flagowego projektu prezydenta Xi Jinpinga, czyli idei doprowadzenia do „wielkiego renesansu chińskiej nacji”. Pod tym względem mantra obecnej, piątej generacji przywódców spod znaku KPCh jest niezmienna: Chiny mają być silne i nowoczesne, a krachy na giełdach czy spowolnienia wzrostu lub spadek eksportu nie są wcale powodem do trwogi, jak przestrzega Zachód, lecz zachętą do dalszej wytężonej pracy.

Tym samym optyka tego, co się aktualnie w chińskiej gospodarce i tamtejszym społeczeństwie dzieje, jak po wielokroć w historii, znowu jest diametralnie inna na Zachodzie i w Pekinie. Dotychczas wychodziło na to, co postanowili władcy Chin. Czy tak będzie również i teraz?

Autor: Bogdan Góralczyk

>>> Polecamy: Pokolenie "małych cesarzy". Chiny zapłacą za politykę jednego dziecka