Ostatnich kilkanaście miesięcy było jednymi z najtrudniejszych w historii operatora. Kary od instytucji państwowych, spory przy aukcji LTE, odpływ klientów oraz planowana redukcja zatrudnienia. Operator szykuje nową ofertę, ale czy będzie ona w stanie pomóc firmie?

Operator prognozuje, że wartość całego rynku mobilnego do 2020 r. spadnie o ok. 1 proc. do poziomu 19,7 mld zł. Obecnie wartość szacuje się na 20,7 mld zł. Samo T-Mobile spodziewa się, że w tym czasie straci maksymalnie 0,6 proc przychodu – co ma być pozytywnym odzwierciedleniem zahamowania odpływu abonentów i walkę o zdobywanie nowych. W samym drugim półroczu 2015 r. T-Mobile straciło 158,8 tys. klientów.

Adam Sawicki, prezes T-Mobile, zapytany przez nas o natężenie problemów w ubiegłym roku, odpowiedział: „To ogólnie nie były łatwe lata dla spółki. I właśnie dlatego planujemy duże zmiany”. Zaczęto od programu dobrowolnych odejść – 500 pracowników może rozwiązać umowę bez konsekwencji. Zdaniem prezesa Sawickiego jest to naturalna próba zostawienia w firmie tylko tych pracowników, którzy wciąż mają wolę do działania i wdrażania nowej oferty. A ta ma być wkrótce dostosowana do określonych profili abonentów.

Jak wyjaśnia prezes Sawicki – graczy najbardziej interesuje telefon z dużym wyświetlaczem i pojemną baterią, dlatego taki zestaw dla nich przygotujemy. Dowidzieliśmy się jednak, że obniżek cen nie będzie – jedyną wartością dodaną ma być ciekawsza oferta dla konkretnych użytkowników. Operator chce tym przyciągnąć młodszych klientów. Branżowcy zarzucają tej koncepcji, że wcale nie jest przejrzysta, jak to ma miejsce w przypadku Play – które oferuje niewielką liczbę pakietów, czym zaskarbia sobie konsumentów przyzwyczajonych do jasnych i klarownych rozwiązań. Zwłaszcza w obliczu coraz większego zainteresowania usługami mobilnymi. Według danych T-Mobile, już 30 proc. użytkowników korzysta z aplikacji mobilnych do robienia zakupów a 50 proc. stron jest przeglądanych z użyciem telefonu bądź tabletu. Walka o klienta będzie więc zacięta, zwłaszcza ze względu na specyfikę polskiego rynku telekomunikacyjnego.

Eksperci uważają, że jesteśmy jedynym krajem, w którym czterech operatorów mobilnych ma bardzo podobną pozycję rynkową, czego konsekwencją jest silna konkurencja między nimi. Jednak w ostatnim czasie T-Mobile wyjątkowo odstawało od reszty firm. Pod koniec ubiegłego roku Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta (UOKiK) zobowiązał operatora do zapłaty 4,5 mln zł kary oraz zwrot 65 zł każdemu użytkownikowi, którego w 2014 r. dotyczyła niewłaściwa praktyka jednostronnej zmiany umowy przez operatora. Nałożyło się to na zmianę sposobu liczenia przez operatora kart przedpłaconych, co poskutkowało zmniejszeniem liczby abonentów o prawie 4 mln. W ostatnim czasie gruchnęło też orzeczenie Sądu Najwyższego za starą sprawę braku zgody na telemarketing, która dotyczyła jeszcze firmy PTC (obecnie: T-Mobile).

Reklama

To nie wszystko. Urząd Komunikacji Elektronicznej (UKE) poinformował, że wciąż istnieje problem bloku „E”, który pozostał bez właściciela po tym, jak z jego rezerwacji wycofał się NetNet. Blok miał automatycznie przypaść drugiej w licytacji firmie, czyli T-Mobile. Sprzedany byłby po cenie 30 mln zł niższej, ponieważ tyle właśnie zaproponowała firma w trakcie aukcji. Na chwilę obecną UKE następująco rozdysponowało częstotliwości w kontrowersyjnym obszarze: T-Mobile - P4 – NetNet (ten ma objąć T-Mobile). Rzecz w tym, że niemiecki operator chce przejąć pasmo NetNetu, ale preferuje, by obu zakresów częstotliwości nie przecinał blok należący do P4. Proponuje zatem następujące rozłożenie pasm: T-mobile – T-Mobile - P4. UKE wciąż nie zdradza, w jaki sposób zainterweniuje w tej sprawie. Prezes urzędu ma jednak wziąć pod uwagę przede wszystkim efektywną gospodarkę i stabilność prawną wydawanych opinii. A to zdaniem ekspertów, może oznaczać tylko jedno.

- Play może nie chcieć się zamienić na bloki z T-Mobile, ale UKE prawdopodobnie to nakaże - komentuje Witold Tomaszewski, redaktor naczelny branżowego portalu Telepolis.pl. I dodaje, że urząd pozostanie w zgodzie z prawem, powołując się przy tym właśnie na efektywność wykorzystania częstotliwości. Według eksperta, T-Mobile mogłoby dzięki temu zaoferować szybszy internet LTE. I być może tej przewagi konkurencyjnej obawia się Jørgen Bang-Jensen, prezes Zarządu P4, który lobbuje w mediach opinię, iż blok „E” jest skażony. Powołuje się na prawo telekomunikacyjne, z którego wynika, że w sytuacji wycofania rezerwacji przez operatora, pasmo powinno być rozdysponowane jeszcze raz w drodze przetargowej lub aukcyjnej. Dlatego P4 nie chce zamieniać się na bloki z T-Mobile, rzekomo bojąc się późniejszych oskarżeń o bezprawne objęcie pasma. UKE nie podziela tego poglądu. Artur Koziołek, rzecznik prasowy urzędu twierdzi, iż jest to jedynie zagrywka mająca na celu realizację celów gospodarczych operatora. T-Mobile wciąż walczy o blok i liczy na korzystne rozpatrzenie sprawy przez UKE. Stawka jest duża, zwłaszcza w obliczu odświeżenia marki i walki o klienta, zakładającej osiągnięcie najwyższej jakości zasięgu, w tym także internetu LTE.

>>> Czytaj też: Hybryda z Newagu. Polska firma wyprodukuje elektryczno-spalinowy pociąg