Jak podkreśla "FT", korupcja i bezkarność są przyczyną gniewu obywateli w krajach o gospodarkach wschodzących. Zazwyczaj ten gniew przekształca się w trwałą rezygnację i przekonanie, że "tutaj w taki sposób załatwia się sprawy i to się nigdy nie zmieni".

"Dlatego o sile brazylijskich instytucji świadczy to, że śledztwo korupcyjne, koncentrujące się wokół wielomiliardowego systemu łapówkarskiego w państwowym koncernie naftowym Petrobras, trwa już dwa lata i wciąż nabiera obrotów. W ubiegłym tygodniu objęło też byłego prezydenta Luiza Inacio Lulę da Silvę, niegdyś jednego z najpopularniejszych polityków na świecie" - zaznacza londyński dziennik.

Według "FT" "skala czystki korupcyjnej już wcześniej zapierała dech w piersiach". Prezydent Dilma Rousseff stoi w obliczu impeachmentu za manipulację przy budżecie, a wielu biznesmenów i polityków stanęło przed sądem i zostało uznanych za winnych. "Poczucie, że w Brazylii nikt nie jest bezkarny jeszcze bardziej wzrosło wraz z oskarżeniem Luli o pranie pieniędzy. Trudno sobie wyobrazić, że coś takiego zdarzyłoby się w innych przeżartych korupcją krajach BRICS, takich jak Rosja czy Chiny" - dodaje.

>>> Czytaj też: Gigantyczny skandal korupcyjny w Brazylii. Poleciały kolejne głowy

Reklama

Jak pisze dziennik, "długoterminowe korzyści z tej czystki mogą być wielkie", ale gigantyczne są także jej natychmiastowe koszty. W stolicy Brasilii wielu polityków obecnie skupia się tylko na tym, by przetrwać, a to jeszcze bardziej utrudnia rządzenie pani Rousseff, która i tak jest niepopularna i niekompetentna. Jej sytuację skomplikuje jeszcze bardziej oskarżenie Luli o korupcję. Były szef państwa szybko zebrał wokół siebie działaczy Partii Pracujących (PT) i uznał oskarżenia za motywowane politycznie oraz mogące zwiększyć podziały w kraju. Zdaniem gazety "punktem krytycznym mogą być planowane na weekend protesty antyrządowe".

"Skutki gospodarcze są równie poważne. Sparaliżowana w związku ze śledztwem Brasilia nie jest w stanie stworzyć spójnego planu, by ograniczyć największą recesję od lat 30. XX wieku. Niepopularne cięcia niezbędne do zmniejszenia 10-procentowego deficytu budżetowego zostały odrzucone. Upadają inwestycje, znika zaufanie sektora prywatnego (do władz). Jeśli obecne trendy się utrzymają, dochód per capita skurczy się w tym roku o 6,5 proc. i zagrozi tak bardzo chwalonym osiągnięciom socjalnym PT. Może je nawet odwrócić" - ostrzega "FT".

Nie jest jasne, jak zakończy się ta sytuacja. Jeśli w niedzielę na ulice wyjdzie ok. 2 mln ludzi, którzy demonstrowali w marcu, rządząca koalicja może upaść. Rynki wierzą, że ten oczyszczający proces może doprowadzić do przedterminowych wyborów i zwiastować okres rozsądnej polityki gospodarczej.

"Mimo pędzącej w dół gospodarki i rosnącego długu publicznego wraz ze spadkiem przychodów podatkowych, kraj nie ma naglących problemów finansowych. Banki są w ogólnie dobrym stanie. Deficyt bilansu obrotów bieżących się kurczy, a zagraniczne rezerwy są wysokie. Nie jest to kryzys rynków wschodzących w klasycznym znaczeniu i - przynajmniej na razie - nie ma potrzeby wzywania Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Brazylia może wylizać swoje rany. Im szybciej to zrobi, tym lepiej" - podsumowuje "FT".

>>> Polecamy: Gospodarcza zapaść i widmo epidemii. Brazylia wprowadza drastyczne reformy