W Finlandii raczej nikt nie spodziewał się, że jednym ze skutków przyjęcia euro będzie więcej pracy za mniejsze pieniądze.

Tymczasem najpotężniejsze fińskie związki zawodowe na początku marca podpisały porozumienie, w myśl którego pensje pracowników zostaną obniżone, a godziny pracy – wydłużone. Zdaniem rządu, takie rozwiązanie ma pobudzić konkurencyjność zmagającej się z recesją gospodarki Finlandii.

Ostatnią dużą organizacją związkową, która zgodziła się na porozumienie, był fiński SAK – rządowy plan poparło 14 członków, czyli 60 proc. wszystkich. Przeciwni byli m.in. przedstawiciele związków z branży transportowej. Dzięki podpisaniu porozumienia, plan reformy rynku pracy zaproponowany przez premiera Juha Sipilä może być wcielony w życie do czerwca. Jednak sprzeciw wielu wpływowych związkowców w SAK nie wróży dobrze dalszym negocjacjom z rządem – twierdzą przedstawiciele Konfederacji Fińskiego Przemysłu.

„Ten pakt nie zlikwiduje problemu Finlandii, jakim jest brak konkurencyjności. Jest to jednak krok w dobrym kierunku” – mówi Lauri Kajanoja, ekonomista Banku Finlandii.

Zrealizowanie postanowień porozumienia w praktyce będzie jednak bardzo trudne. Dopiero teraz będą toczyć się rozmowy na temat sposobu przeprowadzenia reform rynku pracy i tego, jak uwzględnić zmiany w umowach pracowników.

Reklama

„W czerwcu przedstawimy naszą ocenę końcową. Wtedy też dowiemy się, czy pakt ten wejdzie w życie” – mówi Lauri Lyly, lider SAK.

>>> Czytaj też: Dochód podstawowy zdobywa kolejny ląd. Czy okaże się sukcesem w Kanadzie?

24 godziny darmowej pracy rocznie

Zgodnie z nowymi przepisami, Finowie mają pracować o 24 godziny rocznie dłużej bez dodatkowego wynagrodzenia. Obcięte zostanie dofinansowanie wypoczynku dla pracowników państwowych, a część podatków od wynagrodzeń będzie przerzucona na pracowników. Razem z zamrożeniem wysokości płac w przyszłym roku, może to doprowadzić do spadku kosztów pracy w Finlandii o ok. 4 proc. do 2019 roku i stworzenia 35 tys. nowych miejsc pracy do 2020 roku. To niewiele mniej niż wynosi cel rządu: premier Spila dąży do tego, by koszty pracy obniżyły się o 5 proc.

“Przez całe dekady skracaliśmy czas pracy. Teraz całkowicie zmieniamy kierunek” – mówi Jyri Hakamies, lider fińskiego stowarzyszenia przemysłowego EK.

Gospodarka Finlandii odczuwa teraz skutki upadku przemysłu drzewnego i papierniczego, które przez długi czas były motorem wzrostu PKB tego kraju. Jeszcze większe problemy zaczęły się, gdy swój biznes komórkowy zwinęła Nokia, a ich przypieczętowaniem stało się zahamowanie handlu z Rosją, jednym z najważniejszych partnerów handlowych Finlandii. Luka konkurencyjności między Niemcami a Finlandią sięga już 15 proc. Sam fiński minister finansów Alexander Stubb nazywa swój kraj “chorym człowiekiem Europy”.

Tymczasem sąsiednia Szwecja, która nie jest członkiem strefy euro, notuje najbardziej dynamiczny wzrost od pięciu lat. Bank centralny był w stanie osłabić swoją walutę tnąc stopy procentowe do poziomów poniżej zera.

Związkowcy chcą cięcia podatków

Wśród fińskich związkowców już pojawiają się pomysły na to, jak zrekompensować pracownikom trudności związane z nowymi reformami. Sture Fjader, który stoi na czele drugiego największego związku zawodowego w kraju Akava, popiera podpisane porozumienie, ale twierdzi, że Finom należy wynagrodzić spadek siły nabywczej. Nawołuje więc do cięć podatków o wartości miliarda euro. Żądania te popiera też SAK.

Zdaniem ministerstwa gospodarki, takie rozwiązanie w tej chwili nie może być zrealizowane. Rząd stara się ograniczyć deficyt, który według szacunków KE wyniesie w tym roku 2,8 proc. PKB i 2,5 proc. w przyszłym. “Nie możemy pozwolić sobie na duże cięcia podatków z powodu złego stanu finansów publicznych” – mówi Olli Rehn, fiński minister gospodarki.

Więcej o kondycji fińskiej gospodarki przeczytasz tutaj: Dawniej wzór rozwoju, dziś jedna z najsłabszych gospodarek. Co się dzieje z Finlandią?