Po uzupełniającej opinii biegłych psychiatrów i psychologów oraz wyjaśnieniach samej oskarżonej, sąd zakończył postępowanie dowodowe. W piątek planowane są wystąpienia stron, na razie nie wiadomo, czy też wówczas ogłoszony będzie wyrok.

Według prokuratury w Sokółce (Podlaskie), oskarżona przez trzynaście miesięcy w latach 2011-2012, wprowadzając w błąd kobietę obawiającą się o zdrowie swoich dzieci, przekonywała ją do przekazywania pieniędzy w zamian za swoje usługi.

Jak opisała prokuratura, "za pomocą wprowadzenia w błąd, co do możliwości oddziaływania na jej dzieci, to jest wzbudzając u pokrzywdzonej przeświadczenie, że jej dzieciom grozi niebezpieczeństwo w postaci chorób i że jest w stanie uchronić je przed chorobami, w tym nowotworowymi, skłoniła ją do niekorzystnego rozporządzenia mieniem".

Według aktu oskarżenia, najpierw były to kwoty 100-200 zł za wizytę, potem po kilkanaście tysięcy złotych, ale na koniec kobieta nosiła się nawet z zamiarem wzięcia znacznego kredytu pod zastaw domu.

Reklama

Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożył na komendzie policji w Sokółce mąż kobiety, która znachorce przekazywała pieniądze. Zgłosił kradzież, nie wiedział bowiem, że pieniądze z działalności wspólnie prowadzonej firmy bierze żona. Gdy to zrobił, małżonka żeby móc nadal płacić znachorce, sięgnęła po kredyty bankowe i zaczęła zapożyczać się u krewnych.

Przed sądem oskarżona nie przyznała się do zarzutów, ale na pierwszej rozprawie odmówiła składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania stron.

Wyjaśnienia, choć chaotyczne, złożyła w środę. Odpowiadała też na pytania swoich obrońców. Mówiła m.in., że nie jest wróżką czy znachorką, a jedynie - proszona o to - układa pasjanse. Zapewniała, że nie robi tego za pieniądze, choć datki można wrzucać do skarbonki. "Nie mam żadnych wróżbiarskich akcesoriów" - tak odpowiedziała na jedno z pytań adwokatów.

Pytana, z czego się utrzymuje, powiedziała, że przede wszystkim z regularnej gry w totolotka. Mówiła, że kiedyś bardzo często wygrywała, czasem niemal codziennie, teraz rzadziej. Tłumaczyła to stresem związanym z oskarżeniem i procesem. Pokazywała sądowi kilkaset stron z tworzonymi przez siebie tabelami. Jak mówiła, w ten sposób analizuje dane i typuje liczby w grach.

Inne źródła jej utrzymania, to pieniądze od brata i alimenty na dziecko (jest rozwiedziona), czasem otrzymuje jakieś wsparcie od b. męża.

Niejasno mówiła o pieniądzach, które miała od kobiety pokrzywdzonej w tej sprawie. Mówiła, że ta zgłosiła się do niej z problemami małżeńskimi, prosiła o poradę, ułożenie pasjansa, by odpowiedzieć na pytanie np. czy powinna się rozwieść i czy potem ułoży sobie życie.

Padła kwota 35-37 tys. zł, które oskarżona miała (w trzech ratach) otrzymać na przechowanie, by ukryć je przed mężem tej kobiety. Ale pokrzywdzona miała też wpłacać jej na konto część pieniędzy z wygranych w grach liczbowych - w zamian za podanie jej takich "wygrywających" liczb.

Oskarżona zaprzeczyła też, by groziła pokrzywdzonej chorobami jej dzieci (o czym jest mowa w akcie oskarżenia), zaprzeczyła też, by starała się o wycenę wartości domu pokrzywdzonej.

Przed wyjaśnieniami oskarżonej, sąd poprosił o uzupełniającą opinię zespół biegłych psychiatrów i psychologów. Ten ocenił, iż kobieta nie ma żadnej choroby psychicznej, ma zdolność rozumienia znaczenia swoich czynów i kierowania postępowaniem, choć ma "osobowość nieprawidłową".

>>> Czytaj też: Jaki wzrost PKB może osiągnąć Polska? Minister rozwoju zabrał głos