Na świecie istnieje niewiele państw, które mogłyby rywalizować ze Szwecją pod względem bogactwa, zdrowia czy gościnności. Jednocześnie jednak te same atuty sprawiają, że skandynawski kraj zaczął się uginać pod naporem mas imigrantów, szukających lepszego życia.

Aby uświadomić sobie, jak bardzo kraj balansuje na granicy wytrzymałości jeśli chodzi o gościnność i hojność wobec imigrantów, wystarczy odwiedzić Halmstad. To XIV-wieczne miasteczko było kiedyś szwedzką bramą do Morza Północnego, znane z dziewiczych plaż i licznych pól golfowych. Przy braku wolnych mieszkań dla imigrantów, specjalne baraki, jakie postawiono przy hotelu Arena, pękają w szwach. Mieszka tu prawie 400 osób ubiegających się o azyl. Przybyli tu z Syrii, Afganistanu oraz innych państw Bliskiego Wschodu. W jednym pokoju mieszka po 4 imigrantów, ale żaden z nich nie ma pozwolenia na pracę. Będzie tak do czasu, aż ich wnioski azylowe zostaną pozytywne rozpatrzone. A to może trwać latami.

Imigranci zamieszkujący te tereny nie mają wielu obowiązków i nie mogą też wiele zrobić. Specjalne place do uprawiania sportu, kiedyś wykorzystywane przez lokalnych Szwedów, zamieniły się dziś w wielkie jadłodajnie żywności halal. Takie miejsca stają się coraz bardziej typowe dla całej Szwecji, która w ubiegłym roku przejęła ponad 163 tys. uchodźców, co stanowi 1,6 proc. jej populacji.

Po tym, jak trzy lata temu Szwecja oraz inne państwa nordyckie zostały określone przez „The Economist” jako “Następny supermodel” fiskalnej skrupulatności, system państwa dobrobytu zaczyna się załamywać pod ciężarem największej od II wojny światowej migracji.

Reklama

Nawet umiarkowani politycy przyznają, że przy tym tempie wzrostu wydatków na imigrantów, kontraktu społecznego opartego o wysokie podatki, powszechną opiekę państwa i ścisłe regulacje, nie da się utrzymać. W tym roku wydatki na imigrantów mogą przekroczyć wydatki na cele wojskowe.

Niewiele osób zna tak dobrze szwedzki system państwa dobrobytu, jak Aida Hadzialic, pierwsza muzułmańska minister w Szwecji. Przybyła tutaj z Jugosławii, gdy miała 5 lat i razem z rodziną osiadła w Halmstad. Zanim została ministrem szkolnictwa średniego, była zastępcą burmistrza Halmstad. To co dziś martwi Aidę najbardziej sprowadza się do jednego - system państwa dobrobytu, który uratował jej życie, jest zagrożony załamaniem.

„Jeśli nie wprowadzimy zmian w systemie, ludzie mogą zacząć myśleć, że płacone przez nich podatki nie są wydatkowane we właściwy sposób” – uważa Aida Hadzialic. „Wtedy powstanie nowy podział między ludźmi. To nie byłby już szwedzki model, to nie byłaby już Szwecja, którą znamy” – dodaje.

W Szwecji, tak jak w innych krajach Unii Europejskiej, toczy się gorąca debata na temat wpływu muzułmańskich imigrantów na wzrost poparcia dla partii antyimigranckich. Nawet w

Szwecji, gdzie socjaldemokraci rządzili przez wiele dekad, ugrupowanie to notuje rekordowo niskie poparcie na poziomie 24 proc. To najmniej od 50 lat. Tymczasem antyimigrancka partia Szwedzkich Demokratów w sondażu ze stycznia 2016 roku uzyskuje poparcie na poziomie 18 proc. To wzrost o 5 pkt proc. od ostatnich wyborów w 2014 roku.

>>> Polecamy: Rząd Szwecji chce wydalić z kraju 80 tysięcy imigrantów

Inwestorzy biją na alarm

Masowy napływ imigrantów ma też inne skutki. Rentowność szwedzkich obligacji osiągnęła 9-miesięczne maksimum. Rząd przy tej okazji ostrzegł, że rosnące wydatki na imigrantów pochłoną 110 mld dol. ze szwedzkiego budżetu. Oliwy do ognia dolewają coraz ostrzejsze napięcia o charakterze etnicznym. Notuje się coraz częstsze ataki na centra uchodźców w całym kraju.

Szwedzi nie mają wątpliwości, że chcą chronić swój system państwa dobrobytu. W XIX i na początku XX wieku głód i bieda skłoniły ponad milion Szwedów do emigracji do Ameryki. Po II wojnie światowej, dzięki polityce neutralności, szwedzkie miasta i fabryki nie były zniszczone. Szwecja mogła tym samym się cieszyć przemysłowym boomem i prowadziła politykę ścisłej współpracy pomiędzy państwem, związkami zawodowymi a głównymi pracodawcami, takimi jak Volvo czy Ericsson.

Dziś Szwedzi są jednym z najszczęśliwszych narodów na ziemi. W wieku 82 lat, ich oczekiwana długość życia jest o 2 lata dłuższa niż podobny wskaźnik w Ameryce. Dochód rozporządzalny netto na poziomie 29,185 tys. dol. przekracza podobne wskaźniki w Wielkiej Brytanii, Francji czy Japonii. To co Szwedzi oddają w podatkach (ok. 60 proc. przychodów), otrzymują z powrotem w formie wysokiej jakości bezpłatnej edukacji, opieki zdrowotnej, bogatych programów socjalnych, przedszkoli, żłobków i nowoczesnych miast.

>>> Czytaj także: Neutralna Szwecja coraz bliżej NATO?

System na granicy wytrzymałości

System jednak funkcjonuje już na granicy wytrzymałości. Dostawcy szwedzkich usług publicznych ostrzegają, że jeśli tempo napływu imigrantów, głównie młodych mężczyzn, utrzyma się, wówczas Szwecja nie będzie w stanie zachować wysokich standardów usług publicznych.

W trzecim największym mieście Szwecji – Malmoe – dyrektor szkół podstawowych Anders Malmqvist wskazuje, że stanął w obliczu „inwestycyjnej góry”. Bez odpowiednich inwestycji szwedzkie szkoły nie poradzą sobie z obsługą imigrantów. Aby sprostać temu wyzwaniu, Anders Malmqvist do 2023 roku musi wybudować 25 nowych szkół za 6 mld koron (720 mln dol.). To kwota równa wysokości całego budżetu inwestycyjnego w tym regionie. Jeśli pieniądze te zostaną w całości przeznaczone na budowę dodatkowych szkół, wówczas nie zostanie nic na utrzymanie istniejących dróg i mostów.

Malmoe nie jest wyjątkiem. W całej Szwecji samorządy gimnastykują się, aby pozyskać dodatkowe środki finansowe na budowę szkół i mieszkań dla imigrantów.

Sztokholm, który liczy 920 tys. mieszkańców, do końca roku musi znaleźć mieszkania dla 2810 imigrantów z Bliskiego Wschodu. Problem polega na tym, że w stolicy Szwecji nie ma już wolnych miejsc. Urzędnicy zatem planują postawienie tymczasowych baraków, zaś ich lokalizacja będzie utrzymywana w tajemnicy – ze względu na coraz głośniejsze protesty społeczne.

Budowa nowych mieszkań dla imigrantów w momencie, gdy pół miliona Szwedów czeka średnio 8 lat na wynajęcie kontrolowanych przez państwo lokali, staje się poważnym problemem społecznym i politycznym – wskazuje Jakim Ruist, ekonomista z Uniwersytetu w Gothenburgu. Jednym „logicznym” rozwiązaniem w tej sytuacji byłoby uwolnienie cen mieszkań tak, aby deweloperzy uzyskali dodatkowe zachęty do budowy nowych obiektów. To jednak nie spotka się z przychylnością wśród wyborców.

“Żadne inne nowoczesne państwo na świecie nie ma takiego wskaźnika napływu imigrantów na mieszkańca, jak Szwecja. Pod względem sytuacji mieszkaniowej, znajdujemy się na granicy wytrzymałości” – dodaje Ruist.

28 tys. dol. rocznie

Zapewnienie mieszkania oraz opieki państwa przez rok imigrantce z dwójką dzieci to koszt rzędu 28 tys. dol. To mniej więcej tyle, ile średnio rocznie zarabia Amerykanin. W obawie o kontrowersje wokół kosztów utrzymania imigrantów, szwedzki rząd próbuje wycofywać się ze swojej polityki otwartych drzwi. Premier kraju Stefan Loefven stwierdził niedawno, że obecne tempo napływu imigrantów jest „nie do utrzymania” i zarządził ponowne wprowadzenie kontroli granicznych oraz zapowiedział deportacje imigrantów, których wnioski o azyl nie zostaną pozytywnie rozpatrzone. Ograniczono także prawo do łączenia rodzin.

Mimo to szwedzki premier stara się dostrzegać pozytywy tej sytuacji, wskazując, że większość imigrantów – młodych mężczyzn – zasili rynek pracy. Prawie 20 proc. Szwedów ma ponad 65 lat. Ten sam wskaźnik dla USA to 14 proc. Tymczasem aż jedna trzecia ubiegających się o azyl w Szwecji nie osiągnęła jeszcze pełnoletniości.

Przyjęcie jeszcze większej liczby imigrantów, którzy są o wiele gorzej wykwalifikowani niż przeciętny Szwed, jest osobnym wyzwaniem dla szwedzkiego rynku pracy.

Wynagrodzenia w Szwecji są w dużej mierze powiązane z branżą. Wpływ na wysokość pensji ma system umów pomiędzy związkami zawodowymi i pracodawcami. Umowy te ściśle regulują wymagane od pracowników kwalifikacje. Raz zatrudnionego pracownika ciężko zwolnić, a naruszenie tego budowanego przez lata mechanizmu może zakłócić funkcjonowanie całego systemu.

Tak zaprojektowany system gwarantuje jedne z najwyższych standardów życia tym, którzy mają niezbędne kwalifikacje. Tymczasem osoby bez kwalifikacji mogą zostać wykluczone – tylko jeden na czterech imigrantów podejmuje pracę w Szwecji w ciągu pierwszych ośmiu lat pobytu w tym kraju.

"Żyję jak zwierzę"

Jeszcze do niedawna w Szwecji, w której zadłużenie jest znacznie niższe niż wynosi europejska średnia (poniżej 50 proc. PKB), nie zadawano pytań o koszty integracji imigrantów.

Aida Hadzialic czy Hanif Bali, przedsiębiorca z branży IT, są tego żywymi przykładami.

Dziś jednak Hanif Bali, który przybył do Szwecji z Iranu w latach 90. XX wieku, zaczyna myśleć, że jego przybrana ojczyzna była zbyt hojna. „Jeśli nie zaczniemy szybko działać, pojawi się problem dużej grupy imigrantów, którzy nie będą w stanie wejść na rynek pracy” – dodaje 28-letni Bali.

Hasan al-Bundok, na samą myśl o tym, że może być obciążeniem dla szwedzkiego społeczeństwa, wzdycha. Ten 45-letni prawnik przybył tu z Syrii w poszukiwaniu lepszego życia. Trafił do Szwecji przez Turcję i Grecję, aż w końcu osiadł w Halmstad. Początkowy plan był taki, aby znaleźć pracę, stworzyć dom, a potem sprowadzić żonę i czwórkę dzieci. Ale po 9 miesiącach błądzenia w prawnej próżni, w jakiej się znalazł, jego entuzjazm opadł.

“W swoim kraju wstałbym o 6 rano, zjadłbym z dziećmi śniadanie i poszedł do sądu” – mówi. „Ale tutaj jestem jak zwierzę – jem albo śpię. Nie chcę być obywatelem drugiej kategorii. Chcę pracować” – dodaje.

>>> Czytaj też: Szwedzka policja ujawnia utajnione dane ws. uchodźców. "Sytuacja jest coraz trudniejsza"