Jest to o tyle ważny odczyt, że w Wielkiej Brytanii, tak jak i w Polsce, po dłuższym okresie hossy, rynek ziemi rolnej był postrzegany jako ciekawy segment do inwestowania.

Praktyka pokazuje, że „ciekawy” to nie znaczy pozbawiony ryzyka. I tak w Polsce już niebawem (z końcem kwietnia 2016 r.) ma dojść do wyraźnego ograniczenia wolnego obrotu ziemią rolną, a kupującymi będą co do zasady mogły być tylko osoby z kwalifikacjami rolniczymi, które od 5 lat samodzielnie prowadzą gospodarstwo. Takie ograniczenie popytu powinno doprowadzić do wyraźnych spadków cen.

W Wielkiej Brytanii sytuacja nie jest aż tak skrajna. Tam spadki cen ziemi są przede wszystkim wywołane obiektywnymi czynnikami rynkowymi. Chodzi o wyraźny spadek cen płodów rolnych, który powoduje, że rolnictwo jest mniej opłacalne, a w wielu przypadkach nawet nierentowne. Trudno się więc dziwić, że rolnicy nie kupują kolejnych parceli.

Innym ważnym czynnikiem jest widmo Brexitu, czyli wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii. Jest to o tyle ważne, że ze wspólnej kasy do brytyjskich farmerów płynie rzeka pieniędzy. Bez nich biznes rolniczy stanie się jeszcze mniej rentowny.

Reklama

Analitycy Knight Frank nie przesądzają więc jak ceny ziemi będą się zmieniały w bieżącym roku. Niewiadomych jest z byt wiele.

Pozostaje odpowiedzieć na pytanie ile wg najnowszych danych trzeba płacić za hektary? W Polsce pod koniec ubiegłego roku było to 35,3 tys. zł – wynika z indeksu wartości ziemi rolnej stworzonego przez Lion’s Bank. Dla porównania Knight Frank wyliczył, że na Wyspach za akr trzeba było w tym samym czasie zapłacić 8165 funtów. Po przeliczeniu tej kwoty na hektar i rodzimą walutę (przy kursie 5,47 zł za funta) daje to 110,4 tys. zł. Brytyjska ziemia jest więc ponad 3 razy droższa niż polska. Co więcej w ciągu 50 lat zdrożała 50-krotnie.

>>> Czytaj też: Drastyczne cięcie VAT-u w stylu Orbana. Czy warto wspierać budownictwo tak jak Węgrzy?