W pierwszych dwóch miesiącach tego roku przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw wyniosło prawie 4124 zł. Było nominalnie o 3,9 proc. wyższe niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Ale, co ważne, siła nabywcza płac wzrosła jeszcze bardziej, ponieważ spadały ceny towarów i usług konsumpcyjnych. W efekcie, jak wyliczył GUS, przeciętne realne wynagrodzenie w przedsiębiorstwach było w okresie styczeń–luty o 4,8 proc. większe niż przed rokiem. Dzięki temu mogła rosnąć konsumpcja gospodarstw domowych, bo dochody z pracy stanowią podstawę ich budżetów.

Przeciętny wzrost płac w sektorze przedsiębiorstw byłby jeszcze nieco większy, ale hamowały go problemy finansowe górnictwa. W ich wyniku Kompania Węglowa wypłaciła w lutym tylko 30 proc. tzw. czternastki, a resztę ma uregulować do 30 czerwca. Natomiast Jastrzębska Spółka Węglowa wypłaci czternastki do 1 czerwca. Dlatego nominalne płace w górnictwie węgla kamiennego i brunatnego były o 2,2 proc. niższe niż przed rokiem. I była to jedyna branża, w której przeciętne wynagrodzenia spadły w skali roku. W pozostałych pracownicy otrzymali podwyżki, ale były one mocno zróżnicowane. Najbardziej wzrosły w energetyce (o 10 proc.) oraz w firmach produkujących komputery, wyroby elektroniczne i optyczne (8,2 proc.). A najmniej w produkcji chemikaliów i wyrobów chemicznych – o zaledwie 0,4 proc.

Zarobki zależą jednak nie tylko od tego, co robimy, ale i gdzie mieszkamy. Najwyższe są tradycyjnie na Mazowszu i na Śląsku. Ale w pierwszych dwóch miesiącach tego roku największe podwyżki nastąpiły w przemyśle regionów, w których płace należały do najniższych (z wyjątkiem lubelskiego) – w woj. zachodniopomorskim, lubuskim, podkarpackim, podlaskim oraz warmińsko-mazurskim, gdzie zarobki wzrosły w skali roku od 5,1 proc. do 6,5 proc.