Obie strony starają się poprawić swoją finansową sytuację do końca marca, kiedy Komisja Wyborcza zdecyduje, kto będzie z ich ramienia „prowadził kampanię”. 865 tys. dol. przeznaczonych na kampanię ma pochodzić ze środków publicznych. Debaty prowadzone przez przeciwników i zwolenników Brexitu będą też za darmo pokazywane w mediach.

Kluczowe powinny się jednak okazać pieniądze pozyskane od prywatnego biznesu. Obie strony otrzymały już hojne wpłaty od darczyńców takich jak Goldman Sachs Group Inc., JPMorgan Chase & Co., a także założycieli funduszy hedgingowych - Crispina Odey’a i Davida Hardinga. Problem polega na tym, że większość przez te podmioty środków została przekazana komitetom organizacyjnym przed 1 lutego, czyli datą po upływie której wszystkie darowizny o wartości przekraczającej 7,5 tys. funtów muszą zostać ujawnione. Ile udało się komitetom zgromadzić wcześniej?

- Musimy wiedzieć, kto przekazuje pieniądze i kto stara się wpłynąć na przebieg debaty – mówi Darren Hughes, zastępca kierownika w Electoral Reform Society. – Obawiamy się o niezarejestrowane środki, ponieważ okres podlegający regulacjom jest zbyt krótki – dodaje.

Profesor nauk politycznych Uniwersytetu Queen Mary z Londynu Tim Bale uważa, że wczesne darowizny na kampanię są kluczowe. – Jeżeli środki przeznaczone na ten cel będą decydujące, to będzie to dotyczyło zapewne już zaksięgowanych i wydanych pieniędzy – dodaje.

Reklama

Amerykańskie banki już mocno wspierają zwolenników pozostania Wielkiej Brytanii we Wspólnocie. Obawiają się bowiem, że Brexit może wywołać paraliż ich oddziałów znajdujących się na Wyspach. Goldman Sachs i JP Morgan przekazały po 500 tys. funtów. Morgan Stanley również przekazał na ten cel 6-cyfrową darowiznę.

Wiadomo, że silniejszy obóz przeciwników Brexitu ma wystarczającą ilość środków, by zatrudnić 70 osób, w tym wysoko cenionych strategów. Znajduje się wśród nich Jim Messina, który prowadził reelekcyjną kampanię Baracka Obamy, a także doradzał premierowi Davidowi Cameronowi podczas zeszłorocznych brytyjskich wyborów.

Mniej przejrzysta jest sytuacja po drugiej stronie. Przeciwnicy brytyjskiego członkostwa próbowali przedstawić zbliżające się głosowanie jako walkę establishmentu z „małymi chłopcami”, co jest jednak fałszywą dychotomią zważywszy na nazwiska, jakie wspierają obóz głosujących na „nie”. Więcej na temat finansowania referendalnej kampanii znajdziesz na stronie Bloomberga.

>>> Czytaj też: Miliardy z portfeli sąsiadów płyną do naszej kasy