W manewrach o kryptonimie Balikatan (Ramię w ramię), które potrwają 11 dni, bierze udział ok. 8 tys. żołnierzy amerykańskich i filipińskich, a także 80 żołnierzy z Australii, która dotychczas była jedynie obserwatorem. Ćwiczenia, jak powiedział szef sztabu generalnego filipińskich sił zbrojnych generał Hernando Iriberri, obserwują wojskowi z Brunei, Kanady, Malezji, Nowej Zelandii, Korei Południowej, Tajlandii, Timoru Wschodniego i Wietnamu.

W przyszłym tygodniu na ćwiczeniach jest spodziewany minister obrony USA Ash Carter.

Część dorocznych ćwiczeń ma zostać przeprowadzona niedaleko Morza Południowochińskiego. Chiny zgłaszają roszczenia do większości obszaru tego akwenu; roszczeń tych nie uznają inne państwa regionu ani Stany Zjednoczone. Roszczenia do tych obszarów zgłaszają też Filipiny, Wietnam, Tajwan, Brunei i Malezja.

Chiny uznały rozpoczęte w poniedziałek ćwiczenia za "punkt kulminacyjny" zabiegów Manili, by zaangażować cudzoziemców w regionalne spory. "Taka niefortunna kampania zastraszania obróci się przeciw inicjatorom jak bumerang" - skomentowała oficjalna chińska agencja prasowa Xinhua.

Reklama

W lutym ujawniono, że Chiny rozmieściły na jednej ze spornych wysp na Morzu Południowochińskim system obrony rakietowej. Waszyngton ocenił to jako dowód na militaryzację regionu dokonywaną przez Pekin. W tym samym tonie o działaniach USA wypowiadają się Chiny, które uważają, że obecność w tamtym regionie amerykańskich okrętów patrolowych i samolotów jest przejawem militaryzacji.

>>> Czytaj też: To będą największe ćwiczenia wojskowe w Polsce po 1989 roku