Teoretycznie sejmowa dominacja polityków z prawej strony sceny politycznej powinna to gwarantować, ale polityczne interesy poszczególnych ugrupowań mogą wcale się z proponowanymi zmianami nie pokrywać. Jedno jest pewne – pomysł karania kobiet, który pojawił się w projekcie obywatelskim przygotowanym przez Fundację Pro Life, się nie utrzyma. Nawet ci, którzy deklarują poparcie dla zmian, nie chcą, by ciężarne ponosiły odpowiedzialność.

Wielu polityków, z którymi rozmawialiśmy, nie chce deklarować, jaką decyzję podejmie, jeżeli doszłoby do głosowania. W PiS nie słychać otwartych głosów przeciwko temu rozwiązaniu, ale nie jest to niczym niezwykłym w związku z antyaborcyjną postawą Kościoła.

Kiedy pytaliśmy posłanki z PiS, z dziesięciu tylko dwie odpowiedziały jednoznacznie. Najbardziej zdecydowana jest Małgorzata Gosiewska. – Jestem za całkowitym zakazem – mówi wprost. I dodaje, że również dla dzieci pochodzących z gwałtu. – Absurdem jest to, że takie dzieci mają prawo dziedziczenia, a nie miałyby prawa do życia – argumentuje. Ale uważa, że matki trzeba wesprzeć psychologicznie i finansowo. – Jestem przeciwna ich karaniu – podsumowuje.

– W tej chwili nie ma konkretnego projektu, nie mogę mówić, jak zagłosuję nad czymś, czego nie znam – ocenia posłanka Dorota Arciszewska-Mielewczyk. Czy należałoby ustawę zaostrzyć? – Należy wziąć pod uwagę, że młodzi ludzie są za zaostrzeniem, że zmienia się medycyna, musi być dyskusja – mówi posłanka.

Reklama

Joanna Lichocka, która podpisywała list do prezydentowej Marii Kaczyńskiej, by nie zmieniać konstytucji, wpisując ochronę życia od poczęcia, przekonuje, że nie jest to dobry moment na debatę na ten temat. Trzeba poczekać, aż pojawi się projekt, a jak dodaje, to nie jest projekt autorstwa PiS.

Jolanta Szczypińska w jednym z wywiadów z kolei deklaruje, że jest zwolenniczką ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci, więc z pewnością poprze przepisy zaostrzające dotychczasową ustawę. – Ale ostateczny kształt nowej ustawy wyłoni się podczas sejmowej debaty, która dopiero przed nami, więc jak ona będzie wyglądała przed głosowaniem, trudno w tej chwili mówić – tłumaczy.

Poseł Lidia Burzyńska dodaje, że to projekt obywatelski i należy dać mu czas. Zaś posłanka Ewa Cichocka dodaje, że jest za zaostrzeniem przepisów, ale najpierw musi być przeprowadzona dogłębna analiza zapisów.

Iwona Arent, choć wyraźnie zaznacza, że jest przeciwniczką aborcji, to podkreśla, że jest to kwestia sumienia i że są tematy, które są obecnie ważniejsze pod kątem politycznym. – Ludzie nie mają pracy, przedsiębiorstwa padają, to nie jest temat numer jeden – uważa. Podobnie jak jej partyjne koleżanki jest zdania, że należałoby pomagać kobietom. – Dziwi mnie, że prokurator chce ścigać matkę, która oddała dzieci do okienka życia. Nie było jej stać na wychowanie, postąpiła uczciwe. To jedno z rozwiązań, aborcja nim nie jest – tłumaczy. Jak podniesie rękę przy głosowaniu – już nie mówi. Podobnie zachowawcza jest Józefa Żelazko-Szczurek, która przekonuje, że będzie decydować, kiedy zakończą się prace nad ustawą. – Zdaję sobie sprawę, że wiele sytuacji jest tragicznych – mówi posłanka, ale także deklaruje, że prywatnie czuje się przeciwniczką aborcji.

Główny wątek sporu

Wiele wskazuje, że głównym wątkiem sejmowej debaty nad projektem może się stać wykluczenie zespołu Downa jako choroby kwalifikującej do aborcji. Być może w ogóle wypadnie ten jeden punkt – wady rozwojowe dziecka. – Często się zdarza, że badania wskazują schorzenie, potem okazuje się, że nie było wady. Nie można pozwalać na taką sytuację – przekonuje posłanka Żelazko-Szczurek.

Wynik głosowania trudno przewidzieć, bo w żadnym z klubów nie będzie w tej sprawie dyscypliny. W PSL zapewne większość posłów poprze zmiany. Wiele zależy od kukizowców. Ci również nie są jednoznaczni. – Trzeba poczekać, aż projekt zostanie skierowany do Sejmu. Jestem przeciwnikiem podejmowania tematu aborcji, zanim projekt się pojawi, dlatego że wywołuje on bardzo silne emocje polityczne i społeczne, przez co zamyka dyskusję nad innymi ważnymi dla Polaków kwestiami, takimi jak sprawy gospodarcze, służba zdrowia, rozrost biurokracji czy kwestie ZUS. Na pewno w naszym klubie nie będzie w tej sprawie dyscypliny – mówi Stanisław Tyszka z Kukiz’15.

Nieformalnie większość posłów przyznaje, że ta sprawa jest dla nich mocno nie na rękę, i uważają, że jest to kolejna rozgrywka polityczna, która nie ma służyć wcale PiS. Argumenty, które się pojawiają przeciw ustawie, to groźba politycznego odcięcia PiS od centrum, a to ten elektorat zdecydował o zwycięstwie partii w wyborach.

PiS już raz doświadczył politycznych napięć związanych z kwestią ochrony życia. W kadencji 2005–2007 posłowie PiS, LPR, Samoobrony i PSL dążyli do zmiany konstytucji i zapisania w niej ochrony życia ludzkiego od poczęcia. Taki zapis byłby argumentem do nowelizacji prawa aborcyjnego. Jednym z największych zwolenników zmiany był marszałek Sejmu Marek Jurek z PiS. Podczas prac sejmowych doszło w tej sprawie do konfliktu między nim a liderem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Ostatecznie propozycja nie uzyskała wymaganej większości, a po tym jak projekt upadł, Jurek opuścił PiS.

>>> Czytaj też: Rynek prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych urósł o 21 proc.