W rozmowie z PAP Peter Bodis ocenił, że w czasach podwyższonej zmienności warto zainwestować w dywidendowe akcje europejskie.

„Jeśli chodzi o akcje, to warto zainteresować się kupnem spółek dywidendowych na rynkach rozwiniętych - szczególnie w Europie, bo właśnie tu dywidendy są wyższe niż w Stanach Zjednoczonych. Ze względu na podwyższoną niepewność trzeba się skupić na aktywach, które generują w miarę wysoki i stabilny dochód, a nie grać na ewentualny wzrost cen” – powiedział.

Bodis zaznaczył, iż akcje z rynków rozwiniętych są bezpieczniejszą inwestycją niż z rynków wschodzących, mimo wysokich wycen.

„Uważam, że rynki rozwinięte nadal są bezpieczniejszą inwestycją niż rynki wschodzące. Ich problemem, rzutującym na możliwą do zrealizowania stopę zwrotu, jest to, że nie są już tanie. Wyceny spółek w Stanach Zjednoczonych i w Europie są blisko realistycznych wycen, uwzględniających obecne uwarunkowania rynkowe, co w pewnym stopniu ogranicza ich potencjał” – powiedział.

Reklama

Zdaniem wiceprezesa Pioneer Pekao Investment Management wysokie wyceny nie zwiastują bessy w najbliższym czasie.

„Nie wierzę jednak, że w najbliższym czasie będziemy mieli do czynienia z bessą, bo do tego potrzebna jest recesja w gospodarce, a w tym momencie nie dostrzegamy takiego ryzyka. Niewykluczone, że wzrost gospodarczy na świecie faktycznie będzie wolniejszy, ale recesja jest mało prawdopodobna. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na rynku akcji jest trend boczny z lekkim wskazaniem na wzrosty. Patrząc fundamentalnie, do końca 2017 r. możliwe są wzrosty na poziomie zbliżonym do 5 proc. w USA i 10 proc. w Europie” – powiedział.

Bodis uważa, że w Azji największy potencjał wzrostu w długim terminie mają chińskie akcje.

„Jeśli chodzi o rynki azjatyckie, to naszym zdaniem chińskie akcje są bardzo tanie i zapewne długofalowo mają największy potencjał wzrostu, szczególnie, że nie spodziewamy się załamania chińskiej gospodarki. Gospodarka ta zmienia swoją strukturę, co w kontekście historycznym jest jak najbardziej zrozumiałe. Obecne spowolnienie w Chinach powoduje niepewność, która przekłada się na wyjątkowo niskie wyceny tamtejszych spółek. Kiedy jednak inwestorzy nabiorą przekonania, że pod względem strukturalnym w chińskiej gospodarce nie dzieje się nic niepokojącego, to akcje na tamtejszym rynku mogą bardzo mocno odbić” – powiedział.

Jego zdaniem inwestorów do Chin mógłby przekonać rządowy program skupu toksycznych aktywów od banków.

„Czynnikiem, który mógłby doprowadzić do takiej sytuacji jest program TARP, o którym ostatnio dużo się mówi, a którego celem jest odkupowanie złych kredytów od banków. Chińczycy pracują nad takim rozwiązaniem, tym bardziej, że to głównie w interesie państwa, jako największego akcjonariusza tamtejszych banków, jest oczyszczenie sytuacji w tym sektorze” – powiedział.

„W latach 90. taki program był już realizowany w Chinach, stąd Chińczycy mają doświadczenie w tego typu działaniach. Trzeba przypomnieć, że na chińskim rynku akcji banki mają bardzo duży udział, a ich akcje stanowią 70 proc. kapitalizacji indeksu Hang Seng (HSI). Inwestor, który „kupuje cały rynek”, w dużej mierze kupuje właśnie banki. Struktura rynku jest zresztą klasycznym przykładem rynku wschodzącego, gdzie podobnie jak w Polsce, rynek akcji nie do końca odzwierciedla strukturę całej gospodarki” – dodał.

Wiceprezes Pioneer Pekao Investment Management ocenił, że japońskie akcje mają potencjał, mimo wysokiego uzależnienia od decyzji politycznych.

„Japonia to z kolei przykład kraju najbardziej uzależnionego od działań polityków. Wszystko, co działo się w japońskiej gospodarce w ostatnich latach zależało od politycznych uwarunkowań. Obecnie do głosu dochodzi nowe, młode pokolenie, które ma dosyć wieloletniej stagnacji i zdeterminowane jest, aby dokonać zmian o charakterze strukturalnym” – powiedział.

„Ze względu na wysoki poziom oszczędności poprzednie pokolenie nie miało problemu ze stagnacją gospodarki, a deflacja nie tylko nie była dla nich problemem, ale w kontekście konsumowania oszczędności nawet im sprzyjała. Dzisiejsze pokolenie nie może już bazować na swoich oszczędnościach, bo ich po prostu nie ma, dlatego domaga się zmian. W kontekście możliwych przemian widzimy tam potencjał” – dodał.

Bodis zalecił inwestycję w japońskie akcje z niewielką wagą.

„Generalnie bardziej preferujemy europejskie, chińskie i japońskie akcje niż amerykańskie. Wśród rynków, które z uwagą obserwujemy, rynek japoński jest naszym zdaniem najbardziej ryzykowny, jednak można go dodać do portfela, ale z niewielką wagą. Ze względu na bardzo duży lewar operacyjny stosowany przez japońskie spółki, nawet mała inwestycja może zaowocować dużym zyskiem, jeżeli scenariusz wydarzeń okaże się pozytywny” – powiedział.

Jego zdaniem rosnące ceny ropy będą pomagać rosyjskim akcjom.

„W Europie Środkowej i Wschodniej preferujemy Rosję względem Turcji, z uwagi na „dołek” na cenach ropy, który naszym zdaniem jest już za nami, i prognozowany wzrost cen ropy w okolice 50 dolarów za baryłkę” – powiedział.

Bodis uważa, że dobra kondycja polskiej gospodarki może nie mieć przełożenia na rynek akcji.

„Jeżeli chodzi o Polskę, to fundamenty naszej gospodarki oceniamy bardzo dobrze i zakładamy, że w nadchodzących kwartałach może utrzymać się dotychczasowe, dobre tempo wzrostu. Niestety w kontekście samej struktury polskiego rynku akcji i lokalnych czynników ryzyka, szczególnie tych o charakterze politycznym, może to nie mieć przełożenia na sam rynek akcji” – powiedział.

„Wystarczy wspomnieć o ryzyku związanym z brakiem środków w budżecie na 2017 r. - według różnych szacunków może to być od 5 do 15 mld zł - i związanymi z tym kolejnymi działaniami rządu w zakresie znalezienia dodatkowych źródeł finansowania” – dodał.

Jako najlepszą inwestycję wśród wszystkich grup aktywów wyróżnił obligacje korporacyjne.

„Biorąc pod uwagę potencjalne ryzyko i rentowność, najbardziej atrakcyjnymi aktywami na rynku są obligacje korporacyjne. Obligacje skarbowe i instrumenty pieniężne są bezpieczne, ale z uwagi na niską rentowność mało atrakcyjne. Akcje zaś, ze względu na szereg czynników ryzyka występujących na rynku, mogą podlegać podwyższonej zmienności” – powiedział Bodis.

Jego zdaniem amerykańskie obligacje wysokodochodowe oferują wysoką stopę zwrotu nawet po wkalkulowaniu bankructw.

„Na amerykańskim rynku obligacji wysokodochodowych mamy obecnie do czynienia z 9 proc. rentownością i myślę, że taki poziom uwzględnia już w bardzo dużym zakresie potencjalne bankructwa. Obecnie rynek zakłada, że 7 proc. emitentów tego typu instrumentów może ogłosić bankructwo, ale biorąc pod uwagę, że strukturalny dołek na ropie mamy już prawdopodobnie za sobą, to ww. odsetek powinien w najbliższym czasie spadać” – powiedział.

„Nawet, jeżeli okazałoby się, że 5 proc. emitentów tego typu instrumentów zbankrutuje, a to już jest wysoki poziom, nadal pozostaje nam rentowność w okolicach 4 proc., co w kontekście rentowności oferowanej przez inne segmenty rynku jest bardzo dobrym wynikiem. Dodatkowo biorąc pod uwagę, że obligacje wysokodochodowe cechują się niższą zmiennością niż akcje, jest to w tym roku preferowana przez nas klasa aktywów” – dodał.

Aleksander Pudłowski, Piotr Rożek (PAP)