Termin wejścia zakazu stosowania pasz genetycznie modyfikowanych będzie przesunięty do stycznia 2021 roku, tj. o kolejne cztery lata - poinformowała wiceminister rolnictwa Ewa Lech. Wyjaśniła, że do podjęcia takiej decyzji skłoniła resort trudna sytuacja w rolnictwie.

Wiceminister podkreśliła, że resort liczy, że w tym czasie zostanie znacznie zwiększona produkcja pasz krajowych bez GMO. "Są wieloletnie programy, będziemy szukali możliwości ulepszenia upraw, będziemy zachęcać rolników" - wyliczała. Dodała, że być może zmienione zostaną zasady wspierania produkcji roślin strączkowych i motylkowych z dopłat do hektara na dopłaty do produkcji.

W 2015 r. na dopłaty przeznaczono 286 mln zł (kwota 2 proc. dopłat bezpośrednich na dany rok). O dopłaty ubiegało się 233 tys. rolników. Stawka dopłaty wyniosła 415 zł/ha.

Lech zaznaczyła, że chodzi również o wprowadzenie postępu genetycznego do produkcji tych upraw tak, by były one bardziej wydajne; ma to sprzyjać zastępowaniu śruty sojowej rodzimymi roślinami wysokobiałkowymi.

Jak przypomniała, od 2016 r. ruszył kolejny program wieloletni wsparcia upraw roślin wysokobiałkowych na lata 2016-2020. Na ten cel budżet wyda 33 mln zł. Wcześniej realizowany był podobny (2011-2015), na który wydano 35 mln zł. Rośliny wysokobiałkowe to m.in.: bób, ciecierzyca, fasola, soczewica, groch, łubin, wyka, koniczyna i lucerna.

Reklama

W ub. roku powierzchnia upraw roślin strączkowych i motylkowych wzrosła dwukrotnie do 690 tys. ha. w stosunku do 2014 r. Nie przekłada się to jednak na wzrost krajowych komponentów do pasz, bowiem tylko nieznaczna ilość tych roślin trafia do wytwórni pasz.

Zdaniem prof. Andrzeja Rutkowskiego z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, realne jest zwiększenie krajowej produkcji roślin białkowych, ale w obecnym stanie wiedzy, nie da się wyeliminować śruty sojowej z żywienia zwierząt, zwłaszcza drobiu i świń. "Dążymy do uniezależnienia Polski od importowanego białka, ale to jeszcze długo potrwa" - powiedział profesor. Podkreślił, że problem leży głównie w klimacie.

Zakaz stosowania pasz GMO w Polsce byłby absurdalny, są otwarte granice i żaden kraj unijny takiego zakazu nie wprowadził, więc i tak byłby on nieskuteczny, a podciąłby opłacalność zwłaszcza produkcji drobiarskiej w Polsce - uważa prezes Izby Zbożowo-Paszowej Adam Tański. Według niego, jednak nie oznacza to, że nie trzeba rozwijać produkcji krajowego białka roślinnego i pracować nad poprawą przyswajalności tych roślin w żywieniu zwierząt.

Polska importuje ok. 2 mln ton śruty sojowej, cała UE - ok. 35 mln ton. Najwięksi producenci soi na świcie to USA, Brazylia i Argentyna.

W poniedziałek odbyła się konferencja zorganizowania przez Fundację Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej nt. skutków wejścia w życie zakazu stosowania GMO w żywieniu zwierząt. W Polsce ustawą z 2006 r. wprowadzono taki zakaz, a następnie kilkakrotnie przedłużano memorandum na jego stosowanie. Ostatnie obowiązuje do końca 2016 r.

Jak mówił prezes Krzysztof Podhajski, Fundacji zależało na pokazaniu, że gdyby od 1 stycznia 2017 r. zaczął obowiązywać ten zakaz, to należy się liczyć z konsekwencjami w postaci załamania produkcji w branży drobiarskiej. Jednak trzeba dążyć do tego, by stopniowo eliminować z hodowli zwierząt modyfikowaną genetycznie paszę. Dodał, że Polska podobnie jak inne kraje UE jest uzależniona od importu tej paszy.

>>> Czytaj też: Teoria spiskowa staje się faktem. Deutsche Bank przyznaje się do manipulacji