Jesteśmy narażeni w takim samym stopniu jak inne państwa europejskie. Fundamentalna zmiana nastąpiła w kwestii percepcji zagrożeń - mówi w wywiadzie Krzysztof Paturej, dyplomata, były szef wydziału ds. nierozprzestrzeniania broni masowego rażenia w Ministerstwie Spraw Zagranicznych

Generał Roman Polko powiedział ostatnio w jednym z wywiadów, że bezpieczeństwo Polski podczas Światowych Dni Młodzieży jest w rękach opatrzności. Pana zdaniem takie wypowiedzi są potrzebne? I przede wszystkim – czy są prawdziwe?

To mocne słowa i nie widzę podstaw do ich używania. Co więcej, w przyszłości powinniśmy unikać ich w debacie, bo cierpi na tym wizerunek całego kraju. Jesteśmy narażeni w takim samym stopniu jak inne państwa europejskie. Obecna sytuacja na świecie i obawa o wielkie wydarzenia jest wszechobecna i w zasadzie to się w ostatnich latach nie zmieniło. Fundamentalna zmiana nastąpiła jednak w kwestii percepcji zagrożeń.

Co to znaczy?

Terroryści działają zupełnie inaczej. Do ataków nie używają tradycyjnych środków, jak trotyl i semtex. Zamiast tego coraz częściej sięgają po zwykłe środki chemiczne, które zamieniają w mieszankę wybuchową. Mam na myśli aceton i saletrę amonową. Poza tym ich celem są już niemal wyłącznie miejsca dużych zgromadzeń, a nie instytucje jak kiedyś.

Reklama

W jaki sposób stosowanie innych środków przez terrorystów może zmienić poczucie bezpieczeństwa przeciętnego Polaka?

Ostatnio podczas mojej wizyty w Stanach Zjednoczonych jeden z moich znajomych powiedział: „My mamy drony, wy macie związki chemiczne”. Przez lata dopracowano się sposobów monitorowania obrotu chemią bojową. Służby wiedziały, kto kupuje trotyl, gdzie jest wywożony i gdzie dochodzi do przekazania ładunków. Aceton i saletra amonowa to chemia codziennego użytku, przede wszystkim w przemyśle. Proszę sobie przypomnieć, gdzie Anders Breivik kupował saletrę do skonstruowania swoich bomb. W Polsce. Nie wywołało to żadnych podejrzeń, a później doszło do prawdziwej masakry.

Czyli ryzyko jest większe niż kiedyś?

Służby są coraz lepiej wyszkolone, a do tego dochodzi pomoc ze strony technologii. Jako ekspert od bezpieczeństwa jestem jednak przerażony, że bombę może skonstruować szaleniec w domowym zaciszu. Żeby zapobiec tragedii, trzeba być o krok przed terrorystami, a powrót do pierwotnych technik zamiast ułatwiać, utrudnia służbom działanie.

Co w takim razie powinniśmy zrobić? Wycofać aceton z handlu? Wprowadzić specjalne licencje?

To masowy produkt, więc jego całkowite wycofanie jest niemożliwe. Poza tym musi to być koncepcja globalna. Wystarczy jedno słabe ogniwo i cały plan będzie pozbawiony sensu. Po ataku Breivika służby celne wielu krajów nawiązały współpracę na temat obrotu niebezpiecznymi substancjami. Moim zdaniem to jednak zdecydowanie za mało. Potrzebujemy dalszych kroków, być może na szczeblu ustawodawczym.

Dalszych, czyli jakich?

Po pierwsze trzeba zwiększyć liczbę szkoleń. Dziś aktualizacja informacji i podnoszenie umiejętności musi się odbywać znacznie szybciej niż kiedyś. Niedawno nasze służby przeprowadziły ze służbami ukraińskimi specjalne ćwiczenia, które ukierunkowane były właśnie na przemyt materiałów niebezpiecznych, do których zalicza się aceton. Potrzebujemy tego znacznie więcej. Poza tym trzeba podnosić świadomość firm transportowych, które przewożą substancje, które mogą stać się składnikiem bomb. Po trzecie – należy zwiększyć czujność w obszarze składowisk związków chemicznych. W Polsce takie środki składowane są w takich ilościach, że głos się jeży na głowie.

Wiemy już, że ze zdobyciem niebezpiecznych składników w Polsce nie ma żadnego problemu. Czy laik na podstawie powszechnie dostępnych informacji może skonstruować prosty ładunek?

Laik temu nie podoła, ale przeciętny chemik pewnie sobie poradzi. Szczególny problem broni chemicznej jest taki, że w debacie o bezpieczeństwie jest często bagatelizowana, a w praktyce najłatwiej ją wytworzyć i użyć.

Kto w Polsce miałby odpowiadać za ten sektor? Potrzebujemy jakiejś specjalnej instytucji?

Z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych, które bardzo mocno dywersyfikują specjalizację swoich służb bezpieczeństwa, nigdzie na świecie nie ma takich instytucji. Agendy państwowe muszą być świadome, że pierwszą i często jedyną osobą, która może zapobiec zagrożeniu, jest celnik. W dalszej kolejności potrzebne jest doszkolenie policji i straży pożarnej. Gdy straż jedzie do wypadku, bo np. rozbiła się ciężarówka z chlorem, musi wiedzieć, jak reagować. Podczas II wojny światowej takie ciężarówki stanowiły broń chemiczną masowego rażenia.

Ale masowe zagrożenia dla Polski to nie tylko broń chemiczna. Co z bronią jądrową i biologiczną? One wzbudzają zdecydowanie większy strach w społeczeństwie.

Od lat karmimy społeczeństwo zagrożeniami jądrowymi, bo co do zasady eksplozja bomby atomowej spowodowałaby największe straty. Zagrożenie terrorystyczne w takiej skali jest jednak najmniej realne, a można by nawet powiedzieć, że nierealne. Pozyskanie składników, ich połączenie i skonstruowanie ładunku jądrowego to suma bardzo skomplikowanych procesów. To raczej science fiction niż faktyczne zagrożenie.

A co z bronią biologiczną?

Pozyskanie i rozprzestrzenienie chorobotwórczych patogenów umieściłbym pośrodku skali ryzyka. Gdyby w Polsce nastąpił atak chemiczny lub jądrowy, miałby on charakter lokalny. Atak biologiczny jest rozprzestrzeniony w czasie i przestrzeni. Osoby zarażone reagują ze środowiskiem i roznoszą choroby, często jeszcze nieświadome własnego zarażenia.

Wróćmy do chemii. W Kielcach trwa Międzynarodowy Kongres Bezpieczeństwa Chemicznego. Pan był jednym z pomysłodawców tego projektu. Po co nam takie niszowe wydarzenie?

Między innymi po to, by temat bezpieczeństwa przestał być niszowy. Po pierwsze mamy w Polsce silny przemysł chemiczny i doskonałe instytuty i ośrodki badawcze działające w tym sektorze. Po drugie możemy rozwinąć polską specjalizację w bezpieczeństwie chemicznym. To duży biznes, który można wycenić na od kilku do kilkunastu procent wartości wszystkich inwestycji chemicznych w Polsce. Jeśli będziemy w tym dobrzy, ludzie przyjadą do nas na szkolenie z całego świata. A wyszkolenie eksperta od bezpieczeństwa chemicznego kosztuje kilkanaście razy więcej niż wyszkolenie specjalisty z innych specjalizacji związanych z bezpieczeństwem. Mamy warunki, by stać się monopolistą w tej dziedzinie. Na koniec dodam, że to pierwsze światowe wydarzenie w tej tematyce, na którym wspólnie pojawili się przedstawiciele Rosji, Chin, USA i Iranu, czyli państw, które w skali globalnej mają największy wpływ na bezpieczeństwo związane z wykorzystaniem i przewozem chemii.

>>> Czytaj też: Fala uchodźców znów zaleje Europę? Turcja grozi zerwaniem porozumienia z UE ws. migrantów