Rousseff zabrała głos po raz pierwszy po decyzji Izby Deputowanych, izby niższej brazylijskiego parlamentu, która w niedzielę poparła impeachment dla obecnej szefowej państwa.

W pełnym emocji wystąpieniu na konferencji prasowej Dilma Rousseff oświadczyła, że jest ofiarą głębokiej niesprawiedliwości. "Ale ja nie pozwolę na odsunięcie mnie od władzy. Walka dopiero się rozpoczyna. Mam odwagę, siłę, by przeciwstawić się tej niesprawiedliwości" - powiedziała prezydent Brazylii.

Kategorycznie wykluczyła możliwość dymisji. Odrzuciła także wszystkie zarzuty wobec niej.

W niedzielnym głosowaniu impeachment dla Rousseff poparło 367 deputowanych, 137 było przeciwnych. Teraz wniosek o złożenie prezydent z urzędu zostanie przekazany do Senatu, który będzie miał sześć miesięcy na rozpatrzenie sprawy.

Reklama

Specjalna komisja parlamentarna, która zarekomendowała wszczęcie procedury impeachmentu, zarzuca prezydent Rousseff, że posłużyła się "nielegalnymi manipulacjami w księgowości, aby ukryć nieuprawnione wydatki rządu w latach 2014 i 2015, zmieniając za pomocą dekretów założenia budżetowe w celu zwiększania zadłużenia i zaciągania kredytów w bankach publicznych". Dotyczyło to wydatków na realizację programów polityki socjalnej rządu centrolewicowej Partii Pracujących. Jak twierdzą przeciwnicy szefowej państwa miało to zapewnić jej reelekcję w wyborach prezydenckich w 2014 roku, a także ukryć symptomy recesji w brazylijskiej gospodarce.

Kilka dni temu Rousseff zarzuciła wiceprezydentowi i przewodniczącemu Izby Deputowanych, że uknuli spisek przeciw niej. Obydwaj są zamieszani w gigantyczny skandal korupcyjny brazylijskiego koncernu naftowego Petrobras.

Wiceprezydent Michel Temer, prawnik, lider Partii Demokratycznego Ruchu Brazylijskiego (PMDB), który z chwilą odsunięcia od władzy dotychczasowej szefowej państwa zająłby automatycznie jej miejsce, jest objęty dochodzeniem w aferze Petrobrasu. Przewodniczący Izby Deputowanych Eduardo Cunha jest podejrzany o pranie pieniędzy w tej samej aferze. (PAP)

sp/