- Mamy trzy projekty: ryczałtowy podatek dla firm do 2500 zł przychodu miesięcznie, podatek przychodowy dla pozostałych firm i podatek pobierany z funduszu płac etatowców. Wkrótce ruszymy na rozmowy polityczne z rządem – zapowiada poseł Adam Abramowicz, przewodniczący Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego.

ObserwatorFinansowy.pl: Chciałby pan sporych zmian dla najmniej zarabiających przedsiębiorców. Na konferencji w Sejmie o szarej strefie podał pan przykład krawcowej znad Buga. Co to za historia?

Adam Abramowicz: To z życia wzięty przykład, który świadczy o potrzebie wprowadzenia tzw. małej działalności gospodarczej. Spotkałem panią, która zajmuje się drobnymi poprawkami krawieckimi w niewielkiej miejscowości i zarabia na tym jakieś 1500 zł miesięcznie. Problem w tym, że do 10 każdego miesiąca musi zapłacić ZUS w wysokości 1140 zł. Jak się łatwo domyślić pewnie tego nie robi, pewnie zostaje w szarej strefie, bo jej dochody niemal w całości zabierałoby państwo.

Problem ten dotyczy też innych osób w Polsce, które nie mają świetnego pomysłu na firmę, nie znalazły pracy na etacie i są niejako zmuszone utrzymywać się poprzez pracę na własny rachunek. Malując domy, kopiąc ogródki, albo naprawiając komputery na prowincji nie zawsze da się zarobić nawet te 1140 zł na ZUS. Są miesiące, w których trzeba do tego dokładać. Stąd tak wielu Polaków wybiera szarą strefę, albo wyjeżdża do Niemiec i Wielkiej Brytanii, gdzie opodatkowanie najniższych dochodów rozwiązano nieporównywalnie lepiej.

Propozycja zespołu, którym pan kieruje to 15-proc. zryczałtowany podatek, który zastąpiłby PIT, składkę na ZUS i NFZ, ale tylko do 2500 zł przychodów miesięcznie. Jak ktoś będzie miał 2600 zł to po staremu zapłaci 1140 zł na ZUS i 18-proc. PIT. Skoro już zmieniać systemy komputerowe tylu instytucji, to czemu nie wprowadzić zryczałtowanego podatku dla wszystkich firm?

Reklama

To jest pewien kompromis. Uważamy, że bez bólu składkę na ZUS można zapłacić przy przychodach około 5000 złotych miesięcznie i wszystko poniżej tej kwoty powinno być zryczałtowane, ale patrzymy też na przychody budżetu, na obawy ministerstwa finansów. Owszem, jak ktoś zarabia 2600 złotych to po odliczeniu 1140 zł na ZUS i PIT zostaje mu raptem około 800 zł, i to głodowa stawka, ale przynajmniej te 800 złotych zostaje. Dla niższego przedziału nieraz nie zostawało nic i to tam ten problem jest najpilniejszy.

Punktem wyjścia ma być kwota 2500 zł?

Tak. Już przy takiej kwocie powinno się okazać, że to działa, że dochody budżetu państwa nie spadają, ale rosną, bo podatki zaczną płacić ludzie, którzy dziś są w szarej strefie. Później będzie można ją zwiększyć, ale jak powiadam – do 5000 zł. Dla porówniania w Wielkiej Brytanii płaci się równowartość 60 zł składek do dochodu 2800 zł i równowartość 350 zł do dochodu 8000 zł. W Niemczech w ogóle jest dobrowolność płacenia. To wydaje mi się mniej prawdopodobne rozwiązanie dla Polski, ale zobaczymy w jakim kierunku pójdzie dyskusja.

Zostawienie dwóch systemów to jednak droga do optymalizacji kosztem fiskusa. Nie obawia się pan, że namnoży się tych ubogich krawcowych korzystających ze zryczałtowanego podatku?

Nie podzielam argumentu, że wszystkie firmy nagle ograniczą przychody. Jak ktoś ma teraz stale 100 tys. złotych przychodu to przecież nie będzie od kolejnego miesiąca miał 2500 zł. Kontrola od razu by to zauważyła. Równie dobrze można powiedzieć, że wielkie firmy mogą tak oszukiwać, że nie przekroczą kwoty wolnej od podatku. Zakładamy jednak, że przedsiębiorcy w większości są uczciwi, a optymalizacja ma swoje granice.

Związek Przedsiębiorców i Pracodawców, z którym państwo współpracują, postuluje jednak wprowadzenie 1 proc. podatku przychodowego dla wszystkich firm. Pan też to sugerował podczas jednej z konferencji. To będzie kolejny krok?

Jestem zwolennikiem takiego podatku przychodowego wprowadzonego zamiast PIT i CIT, rozumianego jako opodatkowanie pełnego przychodu ze sprzedaży dóbr lub usług. W całym zespole widzę w tej sprawie konsensus, a co ważne jak pytałem o to przedsiębiorców to jeszcze się nie spotkałem ze sprzeciwem. Wszyscy by chcieli zmienić system bo konstrukcja podatku dochodowego w obecnej formie jest bardzo uciążliwa. Po pierwsze trzeba gromadzić faktury kosztowe. Po drugie interpretacja kosztu się zmienia. Po trzecie jest z tym związana duża biurokracja. Podatek przychodowy nie ma tych wad. Jest prosty i łatwy do wyliczenia.

Ma jednak i wady. Jeden z naszych czytelników zauważył w komentarzu, że taki podatek to ideał dla korporacji oraz niewydajnych firm popeerelowskich, bo wszystkie transakcje wewnętrzne mają zerową stawkę. To także obciążenie np. dla małych firm outsourcingowych.

Wręcz przeciwnie. Ta pierwsza grupa firm w ogóle nie płaci teraz podatków, albo płaci o wiele mniejsze niż powinna. Dopiero od pewnego poziomu dochodów opłaca się przecież zapłacić kancelarii prawnej np. 2 mln złotych miesięcznie, aby podatków unikać, a wszystkie przepływy pomiędzy spółkami-córkami właśnie takiej optymalizacji służą. Podatek przychodowy wyrównywałby szansę małych firm – bo duże też musiałyby go płacić, a wszystkim odpadłyby koszty dzisiejszej biurokracji.

Co z etatowcami? Proponują państwo 25 proc. podatek pobierany od funduszu płac. I znowu – dlaczego nie zryczałtowane 15 proc. jak dla najmniejszych firm?

To nadal dobre rozwiązanie dla etatowców, bo zmniejszenie obciążeń spowodowałoby wzrost płac. Tu też jest problem ze startem, bo na początku wpływy do budżetu mogłyby być mniejsze, ale docelowo byłoby to lepsze rozwiązanie, chociażby przez o wiele mniejsze koszty poboru i kontroli takiego podatku. Teraz urzędnicy skarbowi muszą wpisywać PITy do systemu, patrzeć na ulgi, a przy podatku obrotowym mogliby poświęcić ten czas na zajęcie się przestępcami, którzy okradają budżet w VAT i akcyzie na miliardy złotych.

Jest pan posłem trzecią kadencję i nie jest to pewnie pierwszy pomysł uproszczenia podatków, który pan widział. Dlaczego dotychczasowe nie wychodziły?

Bo były wybiórcze. Dotychczas się mówiło: obniżyć ZUS dla młodych, tak jakby starzy byli gorsi, albo obniżyć ZUS dla rozpoczynających działalność, tak jakby jego normalna wysokość po dwóch latach nie była problemem. Statystyki pokazują, że większość firm po dwóch latach jest zamykana i zakładana na kogoś innego. Nie ma sensu dalej leczyć grypy za pomocą witaminy C. Trzeba wpłaty do ZUS dla najmniej zarabiających zmniejszyć na stałe. Próbowałem to robić jak byliśmy w opozycji. Przekonałem nawet prezesa Kaczyńskiego do napisania projektu ustawy, ale nic się z nim dalej nie działo.

Teraz stoi pan na czele zespołu, który ma trzy projekty: ryczałtowy podatek dla firm do 2500 zł przychodu miesięcznie, podatek obrotowy dla reszty firm i podatek pobierany z funduszu płac etatowców. One są politycznie wykonalne?

Mam taką nadzieję. Nie ukrywam, że jesteśmy dopiero na początku tej drogi. Po spotkaniu z panią prezes ZUS i zasięgnięciu jej opinii ruszymy na rozmowy polityczne z rządem. Powinno być o tyle łatwiej, że pani premier Szydło zna te propozycje. W poprzedniej kadencji mieliśmy podobny zespół, ale partyjny, bo teraz jest parlamentarny z posłami z wszystkich klubów. I w poprzedniej kadencji udało się wypracować propozycję kwoty wolnej w wysokości 8000 zł i wpisać to do programu PIS. Będziemy chcieli przekonać władze naszej partii, że teraz to trzeba pójść dalej.

Rozmawiał Marek Pielach