Obrońcy praw człowieka, prawnicy i wolontariusze krytykują warunki panujące w przepełnionych obozach dla migrantów na greckich wyspach. Ich mieszkańcy mają minimalny dostęp do informacji o przysługujących im prawach. Prawnicy narzekają na brak kontaktu.

"W obozie w Morii (na Lesbos) część ludzi nie ma gdzie spać. Na posiłek trzeba czekać w kolejce, często po kilka godzin. Panuje prawo silniejszego. Słabsi często nie są nawet w stanie dopchać się po swoją rację" – opowiada PAP wolontariuszka jednej z organizacji pozarządowych mających dostęp do tego obozu.

"Kilka dni temu widziałam, jak starsza kobieta, Syryjka, prosiła mężczyznę zajmującego się dystrybucją jedzenia o swoją porcję, a on nakrzyczał na nią, że kłamie, że już przecież jadła. Kobieta się rozpłakała, powiedziała, że to już drugi raz z rzędu została wypchnięta z kolejki i nie dostała swojego przydziału. Mężczyzna zarządził przeszukanie kontenera, w którym mieszka, żeby ją sprawdzić. To było bardzo poniżające. Takich poniżających scen w tym obozie jest wiele" - relacjonuje.

Międzynarodowi ochotnicy, którzy jeszcze miesiąc temu mieli dostęp do Morii i znają osobiście wielu mieszkańców obozu (przed 20 marca był to obóz otwarty), opowiadają, że prawie codziennie dostają informacje na temat panujących tam warunków.

"Jeszcze niedawno mieliśmy tu całą potężną strukturę, stworzoną przez wiele niezależnych grup woluntariuszy, która była w stanie zaspokoić wszystkie potrzeby tych ludzi" – mówi PAP Cheryl, jedna z ochotniczek działającej do niedawna tuż przy obozie grupy "Lepsze Dni dla Morii", która zaopatrywała przybywających tam ludzi w ubrania, lekarstwa, posiłki i napoje; wolontariusze zapewniali także porady prawne.

Reklama

Cheryl dodaje, że po przekształceniu obozu w Morii w obóz zamknięty jej grupa próbowała nadal udzielać pomocy przebywającym tam migrantom.

"Policja nie pozwala nam jednak nawet podejść do obozowych drutów. W tym samym czasie przy obozowych ogrodzeniach pojawiły się inne osoby, których do tej pory nigdy tu nie widzieliśmy. Dostarczają one uchodźcom różne zakupy czy jedzenie na wynos. Im policja jakoś nie przeszkadza. Szkopuł w tym, że za ich pomoc migranci muszą płacić" – mówi Cheryl.

W innych obozach na wyspach panuje podobna sytuacja. Tydzień temu na Facebooku, na profilach wszystkich grup wolontariackich, pojawił się dramatyczny apel o mleko w proszku dla niemowląt w obozie Vial na wyspie Chios.

Według załączonej do apelu informacji w obozie tym przebywa około 25 dzieci w wieku poniżej sześciu miesięcy, których matki straciły pokarm. Administracja obozu zapewnia co najmniej dwa razy mniej mleka niż potrzeba. Dzieci są stale głodne, nieustannie płaczą.

Korespondent brytyjskiego "Guardiana", który skontaktował się z mającą dostęp do obozu organizacją pozarządową Norweska Rada dla Uchodźców, potwierdził, że informacje są prawdziwe.

Organizacja Lekarze Bez Granic (MSF) w raporcie z 15 kwietnia opisała podobną sytuację w Morii, gdzie matki błagały władze obozu o pieluszki.

Problemem jest też brak prawidłowo działającego mechanizmu, który pozwoliłby migrantom przebywającym w obozach i ubiegającym się o azyl na kontakt z reprezentującymi ich prawnikami. "Za każdym razem, kiedy chcę się zobaczyć z którymś z moich klientów w obozie, policja odmawia mi wstępu" – mówi PAP prawnik Emmanuel Chatzihalkias. "Nalegają, abym wszelkie rozmowy z nimi prowadził przez obozową siatkę i w ich obecności" - dodaje.

To samo opowiada PAP Afgańczyk, który na Lesbos przyjechał z jednego z krajów skandynawskich, aby pomóc młodszej siostrze. "Moja siostra nie popełniła żadnego przestępstwa, a czujemy się jakbyśmy ciągle byli karani. Dlaczego nie możemy się spotkać w normalnych warunkach?" – pyta Malik.

Narzeka też, że nikt nie jest w stanie udzielić najprostszych informacji na temat tego, jak naprawdę działa wprowadzony w życie dwa tygodnie temu nowy grecki system azylowy, który w stosunku do migrantów przybyłych na wyspy po 20 marca ma być stosowany w trybie przyspieszonym.

Dodaje, że choć na Lesbos przebywa w tej chwili duża grupa prawników - ekspertów ds. praw człowieka z innych krajów UE, gotowych reprezentować migrantów z obozu za darmo, prawo greckie na to nie pozwala.

Według informacji dostępnej w mediach społecznościowych sprawami o azyl jest za to w tej chwili gotowych zająć się, odpłatnie, wielu lokalnych prawników, którzy często jednak nie mają w tej dziedzinie żadnego doświadczenia.

Słowa Malika potwierdza Kester Ratcliff, Brytyjczyk współpracujący z grupą międzynarodowych ekspertów prawniczych przebywających na Lesbos, którzy próbują zmienić tę sytuację. Ta sama grupa stara się także zaopatrzyć migrantów w jak najwięcej informacji na temat przysługujących im praw. Używają do tego głównie materiałów Europejskiego Biura Wsparcia w dziedzinie Azylu (EASO), którego reprezentanci także od tygodnia znajdują się na terenie Morii.

"W ten sposób próbujemy chronić naszą działalność przed policją, która w każdej chwili może zablokować nasze bardzo już ograniczone kontakty z uchodźcami" – tłumaczy PAP jeden z prawników, usiłujących reprezentować migrantów.

Zarówno Ratcliff, jak i Chatzihalkias zaznaczają, że dzięki obecności EASO i wzmożonej aktywności ochotników w ciągu ostatniego tygodnia sytuacja pod względem dostępu do informacji prawnej nieco się poprawiła. Jednak wiele pozostaje jeszcze do zrobienia.

Grecki prawnik jest też sceptyczny, jeśli chodzi o to, ilu z ubiegających się o azyl w Grecji odniesie sukces. "Według mnie tak czy owak większość z tych, którzy przybyli po 20 marca, zostanie odesłanych do Turcji. Azyl dostaną tylko bardzo nieliczni" - przewiduje.

Obozy dla migrantów na wyspach są pod kontrolą policji i armii. Posiłki są w nich dostarczane głównie przez armię, chociaż w niektórych istnieją dodatkowe punkty dystrybucji żywności, prowadzone przez organizacje pozarządowe.

We wszystkich obozach znajduje się obecnie około 6 tys. osób. W obozie Vial na Chios jest w tej chwili około 1,1 tys. ludzi, z czego około 40 procent stanowią dzieci. W Morii przebywa ok. 3 tys. migrantów, w tym około 1000 niepełnoletnich.

>>> Czytaj też: Cios w niemieckiego giganta. Chińczycy podkupili kluczowych dyrektorów z BMW